Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Za ostatnim wozem właśnie zamykano bramę. Ruszyły przez dziedziniec spokojnym, dystyngowanym krokiem.
– Nie garb się, ramiona wyżej, unieś nieco głowę. I uśmiech moje dziecko, uśmiech.
Po każdym napomnieniu dziewczynka stąpała coraz sztywniej i bardziej nienaturalnie. Robiła się też coraz bardziej ponura. Podeszły do wozu, na którym obok brodatego woźnicy siedział krępy, lekko szpakowaty mężczyzna pod czterdziestkę. Na twarzy miał kilkudniowy zarost.
– Witaj, Ellando – uśmiechnął się radośnie.
Kobieta wykonała dworski ukłon. Dziewczynka powtórzyła go niemal perfekcyjnie.
– Witaj w domu, panie.
Przez twarz mężczyzny przebiegły mieszane uczucia.
– Za co tym razem? – zapytał nieco żałośnie.
– Sześć dni temu przygotowałam ucztę powitalną, ale karawana się nie zjawiła. Myślałam, że oszaleję z niepokoju. Połowa jedzenia rzecz jasna się zmarnowała, a ja nie spałam przez trzy noce, zanim nie doniesiono mi, że w drodze powrotnej zajechałeś do Antaler. Co to było tym razem? Wyższe ceny na jaspis?
Pokręcił głową.
– Niezupełnie. – Dotknął ręką płótna wozu, w miejscu, gdzie ziała niewielka dziurka. Dopiero teraz zauważyła, że tych dziurek było więcej. Spostrzegła też brudnawy bandaż, wystający spod rękawa woźnicy.
– Och, Aerin... – Kobieta przyskoczyła do męża i niemal siłą zwlekła go z kozła. – Kto? Koczownicy? Bandyci? Issarowie? Nic ci nie jest?! – mówiąc to, potrząsała nim energicznie, szukając ewentualnych ran.
Poddawał się tym zabiegom z uśmiechem. Nagle syknął głośno.
– Och, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Jesteś ranny? – Zaczęła rozpinać mu kubrak.
– Ell, nie jesteśmy sami... – Schwycił ją znienacka i pocałował. Kilku najbliższych woźniców i tragarzy zagwizdało radośnie.
– Łajdak... – Wyrwała mu się czerwona jak piwonia. – A ja się tak martwiłam. Nie mogłeś przysłać gońca?
– To było tylko kilkunastu bandytów. Chcieli pewnie porwać jeden lub dwa wozy i uciec. Zabiliśmy kilku, reszta uciekła. Ośmiu ludzi zostało rannych. To dlatego poprowadziłem wozy do Antaler. Mają tam najlepszych uzdrowicieli w prowincji. A wiesz, co by się tu działo, gdyby kobiety, których mężowie i synowie pojechali ze mną, dowiedziały się o napaści?
Skrzywiła się.
– Masz rację. Byłam głupia.
– Wcale nie. Po prostu przysłanie gońca mogło tylko pogorszyć sytuację.
Odwrócił się do dziewczynki. Ciągle stała z boku, zła, naburmuszona, najwyraźniej obrażona na cały świat.
– A ty? Nie przywitasz się z ojcem?
Powtórzyła ukłon.
– Witaj, ojcze.
Jęknął dramatycznie.
– I ty też? Za co?
Żona wzruszyła ramionami.
– Mnie nie pytaj. Ostatnio chodzi zła jak stado szerszeni.
Płótno na wozie odchyliło się i wyjrzała stamtąd jasna czupryna chłopca.
– Matka nie pozwala jej jeździć na Siwku. I każe uczyć się poezji. I tańca. Chce z niej zrobić prawdziwą damę. – Zachichotał jak z niezłego dowcipu.
Aerin przyklęknął przed przyszłą damą.
– Aż tak źle?
Skinęła głową.
– Żadnej jazdy konno?
Tym razem wtrąciła się matka:
– Ona jeździ na oklep. Po męsku. W sukni do pół łydki. Widać jej całe nogi. Za każdym razem, jak wsiada na swojego konia, robi się zbiegowisko. Przeważnie z młodych parobków. Jest już za duża na takie rzeczy.
Podczas tyrady matki Isanell opuściła głowę i zaczęła pociągać nosem. Aerin przez chwilę toczył ze sobą walkę. Potem przyjrzał się córce, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Istotnie, zbliżały się jej trzynaste urodziny, dorastała. Odchrząknął.
– Obawiam się, że matka ma rację. Jeśli chcesz jeździć konno, musisz używać damskiego siodła, jak wszystkie dobrze wychowane młode panny. I nie rób takiej miny, bo to, co ci przywiozłem, dostanie kuzynka Vionnet...
Od razu przestała chlipać.
– Co mi przywiozłeś?
– A całus?
– Ojcze! Przy ludziach?
– Nikt nie patrzy, chodź.
Podeszła powoli i cmoknęła go w policzek. Spojrzał na nią z wyrzutem.
– To ma być całus? A ja...
W tym momencie Erath wyskoczył z wozu, wywijając nad głową zakrzywionym mieczem.
– Ejaa! Haa! Issaram yphir!
Ojciec złapał go za rękę, ratując najprawdopodobniej przed przypadkową dekapitacją.
– Erath. To nie jest zabawka. – Ostrożnie odebrał mu broń.
Miecz miał głownię długości około trzydziestu cali, zakrzywioną, zwężającą się do ostrego niczym igła szpica. Okrągły jelec i prosta, półtoraręczna rękojeść owinięta czarną skórą i zwieńczona stalową głowicą. Żadnych grawerów na klindze, jelcu czy rękojeści. Broń stworzona do walki, a nie na ozdobę.
– Gdzie pochwa?
– Na wozie.
– Idź po nią. Tylko, na Wielką Matkę, nie grzeb więcej w skrzyniach z bronią.
Aerin spojrzał na żonę i zamarł. Blada, z przerażeniem w oczach, tuliła do siebie córkę, gapiąc się na coś za jego plecami. Niestety, wiedział, co mogło ją tak przestraszyć.
Odwrócił się.
Za nim stała postać w luźnej, sięgającej ziemi szacie w kolorze piaskowca, przewiązanej misterną rzemienną plecionką. Twarz obcego została zasłonięta kilkoma zwojami materiału. Znad jego barków wystawały rękojeści dwóch mieczy, identycznych jak ten, który kupiec właśnie trzymał w ręku.
Nieznajomy skłonił się, przykładając prawą dłoń do serca.
– Witaj, pani tego domu – mówił z koszmarnym akcentem, chociaż miał bardzo miły głos.
Ellanda próbowała wydusić z siebie słowo. Zza zasłony dobiegło westchnienie.
– Nie powiedziałeś jej.
Aerin stęknął.
– Właśnie miałem to zrobić.
– I co teraz?
– Jakoś jej to wytłumaczę.
– Teraz, czy jak już stąd ucieknie?
—— • ——
Zaśmiała się na to wspomnienie.
– Myślałam, że matka mnie udusi. Sama też byłam przerażona. Issar. Wojownik Piekieł. Zamaskowany Demon. Niania często opowiadała nam straszne historie o ludziach z gór, którzy przychodzą i porywają małe dziewczynki.
– I chłopców – dodał śmiertelnie poważnym tonem.
– Chłopców nie. Chłopcom obcinają uszy, nos i zakopują ich głową w ziemi.
– Ach, to dlatego Erath o mało nie pogubił spodni, uciekając z wozu.
– Ja nie mogłam się ruszyć z miejsca. Dopiero matka odciągnęła mnie kilka kroków. I zaczęła się awantura...
– Wiem, pamiętam.
—— • ——
Stał obok wozu, patrząc, jak jasnowłosa kobieta odciąga w tył córkę. Aerin rzucił mu przepraszające spojrzenie i ruszył za nią, wciąż z mieczem w ręku.
Czuł się nieswojo. Ludzie z karawany przyjęli jego towarzystwo raczej chłodno, ale po potyczce sprzed kilku dni zaczęli go traktować z czymś w rodzaju szacunku. On ich też. Razem walczyli, razem przelali krew nieprzyjaciół. Co prawda to za mało, by traktować ich jak al’fedri – przyjaciół; ale dość, by zostali laagha – towarzyszami podróży.
Teraz jednak okazało się, że ta trzydziestka to zaledwie ułamek obcych, z którymi będzie musiał się spotykać. W afraagrze Aerina mieszkało trzy albo i cztery razy więcej osób.
Na dodatek niemal każda z nich gapiła się teraz na niego, pokazywała palcami. Ich szepty nie brzmiały przyjaźnie. Niektórzy robili znaki odpędzające demony. Inni, w większości młodzi mężczyźni, demonstracyjnie obnosili się z bronią. Uśmiechnął się pod nosem, tylko dwóch lub trzech robiło to w ten specyficzny, pełen swobody sposób, nakazujący szacunek. Reszta starała się po prostu ukryć strach. Nie miałby z nimi żadnych problemów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.