Robert Wegner - Północ-Południe
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Północ-Południe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Północ-Południe
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187080
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Północ-Południe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Północ-Południe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Północ-Południe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Północ-Południe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zaśpiewały cięciwy, wokół stojącej czwórki przemknęło kilka bełtów. Reszta kompanii wchodziła do walki.
Dowódca, pomyślał Kenneth zgodnie z wieloletnim szkoleniem, który to? Ten w środku to pewnie jeszcze jeden czarownik, ale on nie dowodzi. Hywel i Wilk właśnie kończyli napinać broń.
Kolejnych kilka pocisków minęło stojącą grupkę, przynajmniej dwa wyraźnie zrykoszetowały od jakiejś niewidocznej przeszkody. Wewnątrz magicznej osłony trzech obcych szykowało kusze. Czyżby, zamiast uciekać, chcieli stawić czoło całej kompanii? Szaleńcy.
Nie, uświadomił sobie, wcale nie musieliby walczyć z całym oddziałem. Na plac walki nadchodziła najwyżej jedna dziesiątka, reszta żołnierzy wciąż chroniła mieszkańców wioski. Kilku wyszkolonych zabójców z czarownikiem do pomocy mogło zaryzykować, zwłaszcza jeśli w jakiś sposób potrafili przeniknąć wzrokiem noc.
Ciągle jeszcze nie zauważyli jego czwórki.
Jeden z obcych klepnął maga w ramię i wskazał mu czołgającą się kobietę. Ruszyli ku niej, w poprzek placu, wciąż osłaniani przez czarodzieja. Ten, który wydał rozkaz, musiał być dowódcą.
Kolejna salwa odbiła się od osłony, czarodziej szarpnął głową, jakby coś go trafiło. Kenneth wiedział, że nawet najlepsi bitewni magowie, niezależnie od tego, jakim aspektem się posługują, mają problem z taką osłoną, każdy przyjęty na nią pocisk był okupywany utratą odrobiny własnych sił. Po kilkudziesięciu strzałach mag będzie musiał ją opuścić albo straci przytomność. Reszta strażników też o tym wiedziała, bo kusze szczękały raz za razem, byle tylko trafić w magiczną tarczę.
Ustawiona była tylko między atakującymi a drużyną skrytobójców, dotarło to do niego, gdy zobaczył, jak podchodzą do kobiety i podnoszą ją z ziemi. Stali plecami do niego. Idealnie na strzał.
Wskazał Wilkowi niskiego, krępego mężczyznę, który najwyraźniej wydawał rozkazy, a Hywelowi bezgłośnie wyartykułował:
– Mag.
Unieśli kusze.
Z mroku wyłonił się demon.
Ryk, który przeszył powietrze, brzmiał jakby ktoś tysiąc kotów wrzucił jednocześnie do pieca. Świdrujący, przenikający do szpiku kości. Postać składająca się z cieni i dymu wypadła w krąg światła, uniosła ręce, zawyła. Demon zachował ludzką postać, narzuconą przez ciało maga, któremu służył i którego pochłonął, choć bardziej przypominał pokraczną, ulepioną z gliny figurkę niż człowieka. Na chwilę zapanowała cisza. A potem potwór wybił się z miejsca i runął na drużynę maga. Odbił się od osłony, potoczył po ziemi, ryknął jeszcze raz, wściekle, poderwał i zaatakował ponownie. Gdy biegł, zostawały za nim szare smugi niby-dymu, wiszące chwilę w powietrzu, jakby nie podlegały podmuchom wiatru. Czarodziej odwrócił się ku nowemu zagrożeniu, krzyknął coś krótko, rozpaczliwie. Stwór nie zareagował, uderzył w osłonę z taką siłą, że magiem rzuciło w tył. Obaj polecieli w przeciwne strony, z tym że demon zaraz podniósł się z ziemi, potrząsnął szarym, amorficznym łbem, zawarczał, a czarodziej leżał nieruchomo, z nogami i rękami rozrzuconymi bezwładnie. Jego towarzysze wymierzyli kusze w potwora.
Fala czarów nadeszła od strony jeziora i uderzyła we wszystko na brzegu. Kennethowi podcięło nogi, upadając, zobaczył jeszcze ślad tego, co nadchodziło, potrącając kamienie i rozrzucając na boki szczątki chaty. Coś usiadło mu na plecach i chichocząc złośliwie, wcisnęło twarz w ziemię.
Demon zaryczał, tym razem bez gniewu, tylko jakoś tak... panicznie, zawył krótko, coś go przydławiło, wyrwał się na chwilę i zawył jeszcze raz, lecz cokolwiek nadeszło od strony wody, było zbyt potężne, żeby mógł się oprzeć. Wycie przeszło w skomlenie, coraz cichsze i cichsze, aż zamilkło. Ciężar na plecach Kennetha znikł.
Poderwał się – potwora nigdzie nie było, na jego miejscu był niemal nagi, poczerniały trup, drużyna zabójców również leżała na ziemi, oszołomiona i bezbronna. Dopadł najbliższego, odzyskującego przytomność, wskoczył mu na plecy, przyłożył sztych do karku.
– Ani drgnij – zasyczał w ucho. – Chyba że spieszno ci w drogę do Domu Snu.
Obcy przechylił głowę i łypnął na niego okiem.
– A panu, poruczniku lyw-Darawyt? – wyszeptał kącikiem ust. – Bo Szczurza Nora nie będzie zadowolona.
—— • ——
Kazali ich dokładnie obszukać, rozebrać niemal do naga i związać. Piątkę, która przeżyła. Ueli, rannej w chacie, usztywniono ręce, lecz twarz ciągle miała wykrzywioną bólem. Ona i czarownik byli w najgorszym stanie. Czarodziej nadal był nieprzytomny, lecz zakneblowali go, zawiązali oczy i zasłonili uszy. Jak na cholernych strażników byli bardzo przewidujący.
Gdy podszedł do niego dowódca kompanii, Anderell miał ochotę bluznąć mu w twarz. Coś w oczach żołnierza powstrzymało go od tego.
– Znasz moje imię i stopień, a ja nie wiem o tobie nic, oprócz tego, że strzelałeś do mnie i do moich ludzi – porucznik odezwał się cicho. – Nawet Szczury powinny mieć umiar. Imię, nazwisko, stopień. Potem zdecyduję, co z wami zrobić.
Anderell uniósł głowę i uśmiechnął się ponuro.
– Jest pan odważny, poruczniku. Większość oficerów, których poznałem, błagałaby już na kolanach, żebym zapomniał o tym, co tu się wydarzyło.
– Ja wiem, co tu się wydarzyło, Szczurze. Przyszliśmy, żeby ochronić mieszkańców wioski przed demonem, którego sami stworzyli. A wy czekaliście tu już od kilku dni, ukrywając się przed nimi i przed nami. A kiedy wreszcie go znaleźliśmy, zaatakowaliście i jego, i nas. Dlaczego?
– Nikt cię nie atakował.
– Stałem w głębi izby, dobre kilka kroków za chłopcem, a oba bełty trafiły w moją tarczę. Przypadek? Nie, nie odzywaj się jeszcze. Kazałem moim tropicielom rozejrzeć się po okolicy. Znaleźli ślady, kryjówki, których nie chroni już magia. Jesteście tu co najmniej od pięciu dni, może dłużej, jednak nie nawiązaliście kontaktu, nie uprzedziliście nas. Czym byliśmy? Przynętą?
– Przynętą? Gówno tam – prawie się opluł. – O mało nam go nie spłoszyliście. Codziennie modliłem się, żebyście się stąd zabrali. A kiedy weszliście za nim do chałupy, na co miałem czekać? Aż was pozabija i ucieknie?
– On by nas nie zabił – porucznik ukląkł i wreszcie zaczął rozcinać mu pęta. – On... oni czekali na ojca i zabijali tylko mieszkańców wioski. Tych, którzy przyszli do chaty i powiesili im matkę. Ktoś mi powiedział, że ta wieś to stado wściekłych psów, ale to złe określenie. To wioska duchów i szaleńców, i lepiej zostawić ją w spokoju. Wiesz, że uciekli? Uuuch, no, gotowe.
– Nie miałem czasu się rozglądać – usiadł i zaczął rozmasowywać ręce. – Wróci.
– Tak sądzę. Ale my nie będziemy ich ścigać.
– Powiedziałeś „ich”?
Anderell od niechcenia sięgnął ku więzom sąsiada.
– Nie! – Powstrzymał go oficer. – Jeszcze nie teraz. Uwolnimy was, ale po mojemu. Imię?
Szczur spojrzał raz jeszcze w oczy strażnika i zrezygnował z kłótni.
– Anderell-kle-Warreh, Pierwszy Szczur, piętnasta drużyna z Warreth.
– Jest ich dwoje, brat i siostra. Czekają na ojca, którego śmierć wymazali z pamięci, i zabijają tych, którzy powiesili im matkę. To cała historia potwora z Byrt, wielogłowego, wielopaszczego, opętanego chciwością i powoli pożerającego własne ciało – oficer wskazał na kilka ostatnich chat. – Chciwego, bezdusznego, mordującego dla kawałka ścierwa wyrzuconego na brzeg. Od dłuższego czasu wiedzieliście, że dzieje się tu coś dziwnego, prawda?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Północ-Południe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Północ-Południe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Północ-Południe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.