Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Cisza.
A potem ueneya krzyczy. Łapie się za głowę, jakby próbowała oderwać jego rękę, i wrzeszczy. Wyrywa się wreszcie, na czworakach dopada najbliższego drąga i wczepia się w niego oburącz. Drewno pulsuje twarzami.
– Nie... nie... nie... nie... NIE!!!!
Ten krzyk jest inny, rozpaczliwy, słowa są wydyszane, wyrzucone w niebo, tną powietrze jak lecące strzały. Kobieta patrzy na nią dzikim wzrokiem. I płacze.
– Nie... dziecko, nie! To nie jest prawda! To... duchy tutaj. Nie przy słupach... tylko tutaj... One... ty... ja zaraz...
Wstaje. Rozgląda się i sięga po leżący na ziemi nóż.
Błysk. Nóż leci na ziemię, a on staje między nimi.
Z obozu Sahrendey słychać odgłosy szykujących się do kolejnego ataku oddziałów.
Wtedy w lewy bark trafia chłopaka strzała.
I słychać tętent, ziemia drży, Key’la kątem oka widzi jeźdźców, dziesięciu, może więcej, srebrne kolczugi, wysokie hełmy, jeszcze dwóch strzela z łuku, ale tym razem jej „brat” jest przygotowany, robi unik, potem dwa szybkie kroki ku Key’li. Kładzie jej jedną rękę na głowę, drugą dłonią chwyta drewniany drąg trójnogu. Kobieta na ziemi otwiera szerzej oczy.
Jeźdźcy pędzą, pochylają lance, za nimi na jabłkowitej klaczy siedzi jakaś postać, ciemna i jasna jednocześnie, powietrze wypełnia łoskot i zawodzenie. Duchy krzyczą, a konie zaczynają się płoszyć, zatrzymują się i stają dęba. A w niej... coś się zapada, jakby wewnątrz miała olbrzymią dziurę, która połyka wszystko wokół. Usiłuje się od niej odsunąć, ale jak odsunąć się od czegoś, co masz pod sercem? Otwiera usta w niemym krzyku: „Nie, nie, nie, nie, nie!”.
Najbliższy konny zatrzymuje się jakieś trzydzieści kroków od nich, jego wierzchowiec tkwi w miejscu na sztywnych nogach, toczy pianę z pyska; inne konie też nie chcą szarżować. Wojowników ponagla krzyk, wreszcie zeskakują z siodeł i ruszają naprzód z szablami w ręku. Tuzin mężczyzn przeciw kobiecie i dwójce dzieci. Wszystko toczy się wolno, jak we śnie, niebo robi się coraz bledsze, coraz jaśniejsze, trawa ciemnieje, znikąd pojawia się wiatr.
Dla Key’li nie ma to znaczenia. Duchy tętnią w jej krwi. Duchy Sahrendey, duchy poległych Wozaków, dziwnie zjednoczone, snują historie, które zwalają się na nią niczym śnieżna lawina. Nie można stawić im oporu, zaprzeczyć, wywrzeszczeć niezgody, bo ich historie są prawdą wlewaną wprost w duszę.
Patrzy na leżącą na ziemi kobietę i zaczyna płakać.
Nadbiegający wojownicy są już całkiem blisko, piętnaście kroków, już unoszą szable do cięcia, na chwilę świat robi się czarno-biały.
I nagle niebo błyska, a znikąd pojawia się demon z toporem, ostrze kreśli szeroki łuk i rozrąbuje bok pierwszego koczownika, a potem, nie zwalniając, uderza w następnego. Nisko, na wysokości kolan, i noga mężczyzny oddziela się od ciała.
Otwierają się bramy chaosu. Świat wypluwa kolejne demony. Całe z czerni i cieni, otoczone tumanami pyłu, cuchnące zgniłymi jajami. A ten pierwszy walczy nadal, jego topór tnie powietrze, szukając kolejnych ciał. Demon wpada między dwóch Se-kohlandczyków, potężnym ciosem odrąbuje pierwszemu ramię, robi unik przed niezdarnym sztychem i uderza od dołu, obuchem. Twarz wojownika zmienia się w miazgę.
Koczownicy są dzielni, następni rzucają się na potwora, który odgradza się od nich szerokim, płaskim cięciem, wiruje przez chwilę w kilku szalonych piruetach, a długość drzewca nie pozwala im podejść, i wtedy śpiewają kusze. Raz, dwa, trzy... jasne kolczugi wybuchają krwawymi gejzerami, ludzie tańczą taniec śmierci, podrygują i padają na ziemię. Ostatnich dwóch Se-kohlandczyków próbuje uciec, ale pociski ścigają ich i powalają.
Koniec.
Czarny pył opadał powoli, a ona, Key’la z rodu Kalevenhów, wisiała na hakach między demonami, które spadły z nieba. Na mgnienie oka wszystko zamarło w bezruchu.
Wtedy ta jasna-ciemna postać zawróciła konia i pocwałowała w kierunku obozu Jeźdźców Burzy. W tej samej chwili Key’la usłyszała pokasływania, przekleństwa, jakiś dziwny, na wpół szalony śmiech. A demon, który pierwszy przelał krew, odwrócił się ku towarzyszom i uśmiechnął, jego czarno-niebieska twarz zmarszczyła się w dzikim grymasie.
– Psiakrew, mam nadzieję, że zarąbałem tych, co trzeba. Ale pojawili się tak nagle, eeech... – Machnął ręką, rozsiewając w powietrzu kilka garści czarnego pyłu.
Meekh. Mówili w meekhu, zrozumiała, co więcej, chyba ich znała.
To oni prowadzili nas przez góry.
Jedna z postaci, mniejsza niż inne, podeszła bliżej. Przyjrzała jej się uważnie wzrokiem kogoś, kto przestał ufać własnym oczom. Wyciągnęła dłoń i ostrożnie dotknęła jej policzka.
– Key? Key’la?
Uśmiechnęła się tylko i pokazała w anaho’la „Witaj, kuzynko”. Ale Kailean nie widziała tego, patrząc na nią jak na jakieś dziwo, zbyt zdumiewające, by mogło być prawdziwe. Key’la miała wrażenie, jakby na jej spojrzenie nałożyło się spojrzenie jeszcze kogoś, coś dzikiego i obcego, i nagle dziewczyna obróciła się na pięcie i skoczyła, szabla zamieniła się w lśniący półokrąg i zamarła tuż przed twarzą Saonry Womreys.
– Co jej zrobiłaś, suko?!
Key’la spróbowała przyciągnąć wzrok chłopaka, jej braciszka, który stał między zbrojnymi spokojnie, jakby to wszystko było tylko jakimś przedstawieniem. Wydawał się ignorować strzałę, która przeszyła mu ciało tuż nad obojczykiem. On zrozumiał ją bez słów, zrobił dwa kroki i stanął między Kailean a ueneyą.
Na uderzenie serca wokół trójnoga zapadła całkowita cisza.
Którą przerywał szept. Tak niespodziewany, że zwracający uwagę niczym krzyk.
– Panie poruczniku, my to chyba nie jesteśmy w górach.
* * *
Jest galop na końskim grzbiecie wzdłuż wyprężonych, gotowych do walki szeregów. Jest krzyk i gwar. Jest płacz, dziwny, łamiący się płacz i ręce, które jej dotykają. Jest ziemia pod stopami, tętniąca od zgromadzonych wokół duchów, i psy, śmieszne, wielkie, czarno-szare psy kulące ogony pod siebie i posikujące ze strachu. Jest ciepło piersi, o którą się opiera, jest krzyk i machanie rękami. Jest bieg w stronę czworobocznych namiotów, okrzyki strażników obozu, łuki napinające się na widok uzbrojonych obcych. Jest dotyk, delikatny, prawie czuty i jest nóż odcinający rzemienie. Jest ruch rodzący się między szeregami zbrojnych, które najpierw stoją jak skamieniałe, a potem chwieją się i marszczą, jakby ten krzyk był kamieniem rzuconym do stojącej wody. Konni łamią szyk, jedni wyjeżdżają naprzód, inni cofają się, niektórzy zeskakują na ziemię i pędzą do najbliższych namiotów. Jest wiszenie na hakach, czerwona mgła zasnuwająca spojrzenie i śmiech gawiedzi. Jest dłoń wyciągająca haki z ciała i dłoń wbijająca je pod skórę. Jest widok twarzy, pełnych zawziętości i gniewu. Jest krótki gest, gorączkowy rozkaz i strzały kierujące się ku ziemi. Jest zamieszanie i wieść biegnąca od namiotu do namiotu. Jest koń, klacz, piękna jak marzenie, biała jak śnieg. Jest Kailean, która wrzeszczy coś i klnie, i wyrywa się z uścisku żołnierzy. Jest farba na końskim czole i krzyk, i znów gniew i rozpacz, i pragnienie i ból, i szarpanie i koński grzbiet.
To wszystko jest naraz, jednocześnie, każda chwila, każdy obraz, nie sposób odróżnić tego, co teraz, od tego, co było, i tego, co zaraz będzie. Jedyną rzeczą stałą jest on, czarna czupryna, blade ręce, zawsze po jej lewej, otoczony kilkustopową wolną przestrzenią, jakby każdy, kto znajdzie się w pobliżu, wiedział, że nie należy się za bardzo zbliżać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.