Robert Wegner - Niebo ze stali
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Niebo ze stali» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: satan, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niebo ze stali
- Автор:
- Издательство:satan
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niebo ze stali: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niebo ze stali»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niebo ze stali — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niebo ze stali», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rzadko tak dużo mówiła, ale pozwolił jej, bo byli sami, najbliżsi strażnicy stali dobre trzydzieści kroków od nich, więc nikt jej nie słyszał. Komuś innemu za samą sugestię, że on, Ojciec Wojny, Syn Gallega, może zginąć od zwykłej strzały, kazałby wyrwać język i rzucić go psom na pożarcie. Pewnych słów nie należy wypowiadać.
– Chaos, mój panie, działa przez węzły, przez punkty, z których szerzy się zniszczenie. Tam – machnęła ręką – tworzy się węzeł, zbierają się duchy, pełzną przez ziemię... Czekają. To zły znak. Twoi szamani tego nie czują? Tak są... za... zajęci walką? Trzeba przeciąć ten węzeł.
Zaczęła się zacinać, co nie zdarzało jej się od chwili, gdy weszła do jego namiotu kilka miesięcy temu. Musiała być bardzo zdenerwowana.
– Czekaj – przerwał jej krótko. – Najpierw oni.
Sahrendey właśnie ruszyli do próbnego ataku. Część jazdy zsiadła z koni, zmieniając się w solidny oddział piechoty, reszta zajęła miejsca po jego bokach. Jazda ruszyła pierwsza, zasypując zewnętrze linie obrony deszczem płonących strzał. Łucznicy cwałowali w stronę wozów, wypuszczali pociski i zawracali po okręgu, którego zewnętrzną część tworzyli wojownicy trzymający pochodnie. Konni podjeżdżali do nich, zapalali groty i pędzili naprzód. W nocy wyglądało to szczególnie efektownie, dwa wielkie, obracające się w przeciwnych kierunkach i plujące ogniem kręgi konnych i sunąca między nimi, oskorupiona tarczami masa piechoty.
Która najwyraźniej nie będzie miała wiele do zrobienia.
Po kilkugodzinnych atakach falami gorąca zewnętrzne ściany wozów były tak nagrzane, że zapalały się od pojedynczej strzały. Obrońcy nawet nie próbowali ich gasić. Starzec uśmiechnął się, tym razem szeroko, jego domysły na temat wozackich problemów z wodą potwierdziły się całkowicie. Półokrąg wozów, który zaatakowali Sahrendey, zajął się jak sterta słomy, płomienie sięgały na wysokość trzydziestu stóp, złoty blask oświetlał wszystko w promieniu setek jardów. Yawenyr zmrużył oczy, nad linią piechoty w blasku migoczącego ognia widać było chorągiew z wilczym pyskiem przeciętym kilkoma białymi smugami. Wilki. Tak jak się spodziewał, Amanewe wysłał do szturmu swoje najlepsze, najciężej uzbrojone oddziały. Nie więcej niż tysiąc ludzi, ale do zdobycia jednej czy dwóch linii obrony nie trzeba ich więcej.
Spojrzał dalej na prawo: spomiędzy namiotów za plecami atakujących zaczęły właśnie wyjeżdżać kolejne szeregi jazdy. Było ich dużo, nawet nie licząc tych, którzy teraz atakowali Verdanno; co najmniej piętnaście tysięcy. Gdy ostatnimi laty z wolna pogrążał się w starczym otępieniu, Sahrendey urośli w siłę. Dobrze byłoby, gdyby po tej wojnie musieli długo lizać rany, bo za siłą idzie arogancja, a ta jest strzemieniem u siodła, na którym jeździ bunt.
Ojciec Wojny uśmiechnął się całkiem otwarcie. Po tym, co zrobili, nie musiał się martwić o ich straty.
Atakowane przez pół nocy magicznym żarem drewno paliło się szybko, zresztą były to wozy mieszkalne i transportowe, mniejsze i o słabszych burtach. Po kwadransie, w czasie którego jego niewolnica nie przestawała się wiercić i posapywać, ogień zaczął przygasać i piechota natychmiast poderwała się do szturmu. Niewiele już było widać, dopalające się resztki zostały raz-dwa zadeptane przez ciężkie stopy i oddział bez problemu wdarł się za pierwszą linię obrony.
Właśnie: bez problemu, i to był problem. Ojciec Wojny westchnął i potarł zmęczone czoło. Już po pierwszych salwach, gdy obrońcy nie odpowiedzieli własnymi pociskami, stało się jasne, że tę linię wozów porzucono. Dowodzący atakiem koczowników powinien zatem przerwać podpalanie i rzucić piechotę od razu do szturmu, dobrze byłoby zdobyć te wozy w jak najlepszym stanie, sam Galleg wie, co można zrobić z dużą liczbą sprawnych wozów. No cóż, to tylko potyczka, po to w końcu są takie potyczki, żeby młodzi wodzowie uczyli się na własnych błędach.
Piechota, na podobieństwo ognia, przelała się przez pogorzelisko i jak łatwo mógł sobie to wyobrazić, stanęła przed dwoma kolejnymi liniami obrony. Nagle jęknęło, aż się instynktownie wzdrygnął – jakby wystrzeliła gigantyczna kusza. Sahrendey dostali salwę z dwóch stron, zakłębili się, ryknęli. Było ciemno, lecz on widział zbyt wiele bitew i wiedział dokładnie, co tam się teraz dzieje. Zabici i ranni padają na ziemię, brocząc krwią, w zewnętrznej ścianie tarcz robią się dziury, a strzały i bełty nurkują w nie, szukając kolejnych ciał, oddział chwieje się i cofa. A potem ryk, usłyszał go aż tu, w ciemnościach nocy każdy dźwięk niesie się daleko, a bitwa toczy się teraz tylko w tym jednym miejscu, ryk dziki, podszyty gniewem. I nagle szeregi atakujących rzucają się na linię wozów. O burty uderzają drabiny, to wciąż są wozy mieszkalne, niższe i lżejsze niż bojowe, ciężkie topory rąbią drewno, po drabinach wspinają się pierwsi ochotnicy, zmiatają obrońców z dachów, wściekle rąbią stropy, by dostać się do środka, czyżby zapomnieli, jaki jest plan?
W chwilę potem ryk rozległ się z drugiej strony i ruszył kontratak. Verdanno walczyli dziko, porzuciwszy szable, włócznie i topory, w takich warunkach, na śliskim od krwi dachu, walczy się na noże, pięści i zęby, ciała kłębią się i spadają na dół, a strona, na którą się spadnie, decyduje o życiu lub śmierci. Po chwili dowódca Sahrendey zrozumiał, że to jeszcze nie ten moment, że Wozaków jest jeszcze zbyt wielu, więc podał sygnał i atakujący odskoczyli, ścigani pociskami.
Yawenyr widział te wszystkie obrazy pod przymkniętymi powiekami. Znów malowały mu się sceny z czasów pierwszej wojny, gdy musiał zdobywać plemienne obozy jeden po drugim. W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło, minęło trzydzieści lat, a ludzie nadal walczyli i ginęli na tej parszywej wyżynie.
Po chwili odgłosy walki ucichły, poharatany oddział piechoty wycofał się biegiem, osłaniany przez konnych łuczników. Ojciec Wojny był pewien, że Amanewe przyśle mu za chwilę raport o tym, jakie mają straty, jak przebiegał atak, co nowego wymyślili Verdanno. Ale i bez tego wiedział, że następnym razem trzeba będzie atakować w dziesięciu miejscach naraz, by spalić wszystkie zewnętrzne kręgi, a potem następne i następne, aż te wozackie ścierwa w końcu nie będą miały gdzie się cofnąć.
Niewolnica poruszyła się.
– Węzeł się zaciska, mój panie.
Węzeł i węzeł! Mimo wszystko po nieprzespanej nocy był już lekko poirytowany. Nie lubił, gdy się od niego oddalała, bo wtedy czuł starość wbijającą mu spróchniałe kły w kark, ale skoro nie może usiedzieć cicho...
– To idź i go rozwiąż, kobieto. Weź tylu ludzi, ilu potrzebujesz, i idź.
Ukłoniła się lekko i znikła bez słowa.
Gdy wróci, każe jej zapłacić za tę bezczelność.
* * *
Ciemność napierała ze wszystkich stron, a wraz z nią obrazy każdej chwili, gdy opuszczała ją odwaga. Gdy kuliła się jak zwierzę pod razami, gdy była miła dla tych morderców Sahrendey, gdy zawahała się i nie splunęła tej kobiecie drugi raz pod nogi. Pewnie dlatego on ją opuścił. Nie po to biegł dziesiątki mil po spalonej słońcem wyżynie, by spotkać małego, wiszącego na hakach tchórza. Więc gdy zabił strażników, to sobie poszedł.
Key’la otworzyła z wysiłkiem oczy. Niebo jaśniało stopniowo, wokół obozu Wozaków biły w niebo słupy dymu nieróżniące się kolorem od chmur. Martwy Kwiat skurczył się wyraźnie. Przez ostatnią godzinę koczownicy przeprowadzili kilka ataków na jego zewnętrzne płatki, żelazem, magią i ogniem zdobywając co najmniej dwie linie obrony. Ostatni atak załamał się po desperackiej szarży Fali rydwanów, która jednak wkrótce uległa kilku tysiącom konnych łuczników. Wątpiła, czy trzecia część załóg wróciła za mur z wozów.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niebo ze stali»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niebo ze stali» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niebo ze stali» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.