Rano, wyszedłszy spod prysznica, pochwyciła swoje odbicie w półzaparowanym lustrze i aż przystanęła. W Wysokim Zamku nie widziała tego tak wyraźnie; tu, w ciepłym świetle Arkadii, w aureoli błękitnoskrzydłych elfów o różowych ciałkach, kontrast był wręcz bolesny. Bardzo zbrzydła przez te półtora roku wygnania, zwierciadło ze stacji archeologicznej Trójsłońc nigdy nie kłamało. Sama skóra, skatowana bezlitosnym promieniowaniem obcych słońc, wymagała wielotygodniowej pielęgnacji, może całkowitej rekonstrukcji przez Kabalistów.
Drobną pociechę czerpała Zuzanna ze świeżej wiedzy o naturze eldżetu: eldżet przyciąga eldżet, nie tak łatwo wyrugować z organizmu atomy LG. Choć prowadzi to do degeneracji tkanek na poziomie genetycznym, gdyż zasady eldżetyckie ponadstatycznie „wybierają” inne zasady eldżetyckie, pomijając ikjuryczne dezoksyrybonukleidy, jak również do starczej inercji struktur neuralnych - to zarazem stanowi potężną siłę konserwującą, człowiek w całości przepisany na eldżet byłby człowiekiem potencjalnie nieśmiertelnym, w każdym razie daleko mniej podległym entropii.
Tymczasem wszakże Zuzanna doświadczała jej mocy w całej pełni. Na plecach rosła jej jakaś ciemna plama, rakowata narośl powyżej łopatki. Klajn obracała się przed lustrem wte i wewte, próbując dojrzeć wszystkie stygmaty.
- Wy to macie jakąś obsesję na punkcie ciała - krzywiła się prababka Izabella.
- Nie wszyscy są jeszcze chtonicznymi aniołami.
- Nie widzisz, jakie to... powierzchowne, płytkie, banalne? Piękno zewnętrzne i zniewolenie przez pozory. Generację T jeszcze mogę zrozumieć, osiem lat ciała to jednak niewiele dla osiągnięcia dojrzałości w tych emocjach, można być dorosłym w świetle prawa i testów psychologicznych, a mimo to zachowywać się niedojrzale w prawdziwym życiu; więc Generację T rozumiem - ale ty? Przedtem też to widziałam: jak się stroisz, jak męczysz na tych siłowniach, szpikujesz jakimiś gen-kosmetykami. Popatrz, jaki użytek zrobili z ipsatorów, jak momentalnie sprymitywizowali Angelusy: najpopularniejszy wektor zmiany to Adonis. Świadomie wybierają wielką próżność.
- A co mieli wybrać? - wzruszyła ramionami Klajn. - Pojawiła się technologia, to trzeba zrobić z niej użytek. Tak gaz wypełnia próżnię. To naturalne ciśnienie. Nie ma „dlaczego”, nie ma „po co”.
- Jak dzieci, jak dzieci. Zobaczy kolorową zabawkę, więc musi wziąć do ręki, wcisnąć do buzi.
- Sama mi podarowałaś, teraz dramatyzujesz.
- Dramatyzuję...! - obruszyła się prababka. - Konstatuję smutne fakty. Ja obserwuję to od lat, cała kultura się infantylizuje.
- Za to za twoich czasów... - zadrwiła Zuzanna. - Nie możesz przykładać ówczesnych wartości do dzisiejszego świata. Wtedy piękno ciała stanowiło właściwie cechę przypadkową, nie wybierałaś swojego wyglądu, więc ocenianie podług niego to był swoisty rasizm estetyczny. Ale teraz? Niby dlaczego perfekcja ciała miałaby uchodzić za wartość niższą od perfekcji umysłu? Potrafisz to jakoś uzasadnić? Jedno i drugie stanowi pochodną cech charakteru, na jedno i drugie musisz pracować. Oczywiście, niektórzy rodzą się ładniejsi i żyją komfortowo; ale też niektórzy rodzą się inteligentniejsi i wychowują się w bardziej stymulującym intelektualnie środowisku. Nie ma już różnicy, należy przykładać tę samą miarę. Dyplom, wykształcenie, majątek - i piękne ciało. Stanowi świadectwo licznych przymiotów ducha: siły woli, wytrwałości, konsekwencji, poczucia estetyki, szacunku dla innych.
- Szacunku?
- Tak, tak, niekonieczna brzydota - a jaka brzydota jest dziś konieczna? - to oznaka świadomej lub nieświadomej pogardy dla innych ludzi, obraża wszystkich, z którymi się stykasz. Jak brak osobistej higieny albo wulgarne zachowanie.
- Ty naprawdę tak myślisz? Czy też ci porywacze zaordynowali ci jakieś pranie mózgu?
- Zaraz zaczniesz podejrzewać wielokrotny gwałt, traumę podświadomą, syndrom sztokholmski i Bóg wie, co jeszcze.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że trzymali cię półtora roku i nic nie zrobili. Zresztą same osiemnaście miesięcy izolatki to jest ciężka trauma. Skąd w ogóle wiesz, że znowu cię nie dopadną? Z terrorystami nic nie wiadomo, nigdy nie można mieć pewności, że rozbito ich siatkę do reszty.
- Jak wspaniale poprawia mi humor chwila rozmowy z tobą.
Niewyraźnego nie mogłaby Zuzanna usatysfakcjonować bajeczką o terrorystach. Zresztą okazało się, że nie musiała.
Światomił nie odpuścił sobie przez ten czas śledztwa w sprawie Instytutu Wernera i pozaziemskich miast, hodował swoje Drzewa Teorii Spiskowych z benedyktyńską pieczołowitością. Kontrwywiad IW umiejętnie karmił go prawdziwymi informacjami fabrykowanymi jako fałszywe oraz fałszywymi fabrykowanymi jako kłamstwa tak już nieporadne, że najpewniej z ziarnem prawdy w środku - i nastoletni detektyw samorodny jął rychło produkować wielki hałas medialny, zasypując sieci zwariowanymi podejrzeniami i dowodami rządowych zbrodni, aż kontrwywiad Instytutu prawie zaprzestał własnej działalności dezinformacyjnej, Światomił Niewyraźny był ich najbardziej oddanym agentem, tym skuteczniejszym, że absolutnie szczerym.
Zuzanna odwiedziła go we lśnie, przeszedłszy z arkadyjskiego gaju w zaduch i bałagan berlińskiego biura Światomiła. Czuła, jak suchy kurz wciera się jej w skórę pod sukienką, klajstruje wargi. Nie mogła jakoś się zdobyć na stosowne ciepło i wylewność w odpowiedzi na energiczne powitanie Niewyraźnego.
Przynajmniej więc powiem mu prawdę, pomyślała, należy mu się - przecież nie każe mnie de Greu zabić z tego powodu.
No i opowiedziała małemu rudzielcowi wszystko, od początku do końca. Trwało to z godzinę; on siedział i słuchał, popijając colę.
- Aha. Aha. A więc tak to chcą przeprowadzić... Ty wiesz, że podesłali mi już dwie osoby z tą bajeczką?
Niewyraźny zaprojektował się był z nazbyt wielką precyzją. Teraz już nigdy nie wydostanie się z tej spirali kompulsywnych śledztw, samonapędzająca się machina podejrzeń, chodząca teoria spiskowa - każdą prawdę potrafi zdekonstruować.
Klajn pożegnała go czym prędzej.
Mimo wszystko próbowała wrócić do swego dawnego życia, wcisnąć się ponownie w skórę tamtej Zuzanny.
Maleny nie mogła odwiedzić we lśnie: urodzona już kuzynka przez pierwsze trzy lata musi żyć na ubiku, przyzwyczajając się do ciała i jego świata. Zuzanna zabrała ją ze sobą na spacer w nosidełku. Malena gaworzyła jej ponad ramieniem o brudnej fizjologii, toporności ewolucyjnych rozwiązań, nieuchronności bólu i perwersyjnie wytłumionym libido. Mówiła bez przerwy, losem Zuzanny najwyraźniej nie zainteresowana - nie zadała ani jednego pytania. W kawiarni usmarowała się cała lodami, przeklinając głośno swą nędzną koordynację ruchową. Z Podziemnego Świata Zuzanna pamiętała zupełnie inną Malenę, innego jej ducha za zasłoną zmysłów; nie wiedziała, jak się teraz wobec niej zachowywać. W sumie bardzo to było przygnębiające.
Niemniej jeśli będzie dalej próbować... może wdroży się na siłę, przemocą. Bała się bowiem, że Miasto pochłonie ją bez reszty, że szybko zapomni się w tej pracy archeologa nieskończoności, gdzieś między galaktyką a galaktyką, jeśli nie pozostawi teraz za sobą na Ziemi mocnej kotwicy. Normalność jest stanem, na który trzeba z wielkim wysiłkiem pracować.
Odwiedzała stare kluby, puby, hatakumby, zachodziła do znajomych... Metodycznie planowała choreografie jednonocnych romansów, rozpaczliwie poszukując dokoła siebie nowych źródeł fascynacji. Ale w głowie miała tylko Miasto. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie przeprogramować sobie Angelusa. Wektor: Kura Domowa. Ale istnieją w końcu pewne granice!
Читать дальше