Dominowały, oczywiście, klimaty X-Filesowe: Obcy, Obcy, Obcy, w takich i owakich spiskach, Ludlumowe intrygi rządowo-korporacyjne. Zuzanna nieodmiennie odnosiła wrażenie, iż Ula opowiada jej fantastyczne filmy i gry; tylko że oczywiście wszystkie z Zuzanną Klajn w roli głównej, a co najgorsze - całkowicie spójne z rzeczywistością. Jeden ze scenariuszy przewidywał wręcz eksterminację całej ludzkości. Kim więc miałaby w nim być Zuzanna? Ludzkości zbawcą. Nawet Ula uśmiechała się, opowiadając tę wersję.
Z czasem jakoś pogodziły się z faktem, że żadnego bezpośredniego wyjaśnienia nie będzie, prawda została ukryta w hermetycznym pudełku z trucizną, razem z kotem Schrödingera.
Metal szczęknął sucho, gdy drzwi zatrzasnęły się za siwowłosym mężczyzną. Zuzanna obróciła się na pięcie. Mężczyzna odsunął spod ściany plastikowe krzesło i usiadł, zakładając nogę na nogę. Że wyrósł już z Wiecznej Młodości, świadczyła nie tylko siwizna, ale i zmarszczki; niemniej nie mógł mieć więcej niż sześćdziesiąt lat. Wyjął papierośnicę, zapalił. Otwartą obrócił ku Zuzannie.
- Johann de Greu. Poczęstujesz się?
Dopiero teraz spostrzegła, że stoi przed nim całkowicie naga; on zaś był w gustownym ciemnym garniturze z białym krawatem i obsydianową spinką. Lecz Książę i bez ipsatora na jej palcu trzymał Zuzannę w twardym uścisku: ani drgnęła, nie wykonała żadnego ruchu, by się zasłonić, nie zmieniła pozy i nawet się nie zarumieniła. Mogłaby wziąć z łoża narzutę i obwinąć się nią niczym sari; nie zrobi tego. Spoglądała de Greu prosto w oczy. Bez mrugnięcia podeszła doń, wyjęła papierosa, podał jej ogień, wyprostowała się, zaciągnęła dymem. Spoglądała na mężczyznę z góry.
- Ile to, dwa lata? - spytał. - Zdążyłaś zapomnieć smak.
- De Greu. Mój ojciec pracował dla ciebie.
- Tak. Przyjaźniliśmy się, byłem na jego ślubie. Gdzie jest wzmacniacz?
- Zgubiłam go, jak gonił mnie ten wariat z kosą. Kto to w ogóle jest?
- Upiór trzeciej generacji.
- Kto?
- Co się tak dziwisz? Zbadaliśmy cię, sama jesteś już Upiorem Eldżetu.
- Akurat.
- Czym oddychałaś, co jadłaś, co piłaś? - mówił powoli. - Eldżet. Materia, z jakiej zbudowane są żywe organizmy ulega nieustannej wymianie, a eldżet przyciąga eldżet, nie tak łatwo go potem wyprzeć. Zaaplikowano ci już stosowne środki, by zapobiec degeneracji tkanek. Pewne procesy eldżetyzacji da się zatrzymać, lecz żadnych nie potrafimy odwrócić. Chyba że pójdziesz jeszcze wyżej, w fizykę jeszcze bardziej egzotyczną - jak Souza.
- Kto?
- Gość z kosą. Przepisał się już trzykrotnie.
- Od tego się wariuje?
- Mhm. Upiór-Jeden jednak stąpa po ziemi; ale Upiór-Trzy to już ludzkie neutrino, jeśli mi pozwolisz na taką przenośnię. Zahacza o ikjurię i eldżet, ale tak naprawdę - diabli wiedzą, którędy on chadza, co widzi, co myśli. Cud, że w ogóle go widzimy, fotony też różne. I tak dobrze, że nikt dotąd nie przepisał się na elset; naukowcy mówią, że to niemożliwe, ale niewielu tu jeszcze pozostało wierzących w jakąkolwiek niemożliwość.
- Elset?
- LC, czasoprzestrzeń Liebacha-Crooty. Pięć wymiarów, cztery przestrzenne, hiperentropijna, utrzymywana jedynie w wąskich wstęgach, pod kątem stu piętnastu stopni do liniowego generatora. Stąd Kosy Błękitu. Rozwalają wiązania molekularne przy prawie zerowym zysku energetycznym, elset ma taką specyficzną pianę cząstek wirtualnych, tam się w ogóle energia i masa nie bilansują. Gdyby Souza się przepisał na coś takiego - Chryste Panie. Carbona mógł przewidzieć, że Souza mu nie daruje, oni mają za sobą długą historię nienawiści, jeszcze z czasów pracy Carbony w Instytucie, przed jego zdradą. Souza-Trzy to jest Belfegor Miasta; nie powinien się był chapeotopleksowy kretyn w ogóle zbliżać do Miasta, przecież wiedział. Ale podobnych tobie Upiorów-Jeden mamy ponad setkę, pierwsi eksploratorzy nie zdawali sobie sprawy i dopiero wyszło na jaw, jak amplifikatory regularnie prowokowały i krzywiły symetrie w ich obecności.
- Mój ojciec.
- Tak.
- Rozumiem. - Strzepnęła popiół na podłogę. - Ale ja musiałam zostać już wcześniej skażona, prawda? Jak inaczej klejnot, znaczy, ten wzmacniacz...
- Wiem. Mam nawet gdzieś zdjęcia. Byłaś taka mała. - Pokazał ręką z papierosem. - I tak nic nie pojmowałaś, nic nie mogłaś zapamiętać - nie zapamiętałaś, prawda? - więc zabierał cię czasami, gdy otwieraliśmy bezpośrednie symetrie. Zresztą począł cię już jako Upiór-Jeden. Na początku naprawdę niewiele wiedzieliśmy. Nie było w tym niczyich złych intencji.
- Rozumiem. - Ponownie strzepnęła popiół. - Co to była za bitwa?
- Ach. To. Chińczycy. No, niestety, nie da się utrzymać całkowitej tajności, sama wiesz, jak to wycieka. Co bardziej obiecujące lokacje - w Mieście, we wszechświecie - stają się przedmiotem sporu. Każdy twierdzi, że to on był pierwszy, i tak to potem eskaluje z dziecinnych przepychanek; jak to w polityce. Najgorsze są prywatne korporacje, wiedzą, że przecież nie wytoczymy im procesu. Najeżdżają nawet i niszczą cudze amplifikatory, kradną artefakty.
- Chapeotoplex.
- Tak.
- Źle wtedy trafiłam.
- Pech.
- Raczej detektyw opętany przez Chandlera. Ale gdybyście wy od początku szczerze -
- Chyba żartujesz! - żachnął się, wciągając dym. - Tajemnica jest najważniejsza. Nie możemy sobie pozwolić na takie gesty. Dla utrzymania sekretu poświęciliśmy już tak wiele, że jedna córka zmarłego przed laty pracownika nie znaczy nic.
- Skąd ta obsesja?
- Obsesja? Pewnie sądzisz, że to dla zachowania monopolu, dla jak najdłuższego powstrzymywania konkurencji. Co? Robiliśmy symulacje. Zamawialiśmy analizy u historyków, socjologów, psychologów. Później budowaliśmy nawet chtoniczne modele całych społeczeństw. Wnioski zawsze te same. Nie ma innego sposobu, tylko tak: bocznymi drzwiami, kłamiąc, dawkując powoli, utrzymując zasłonę fikcji. Gdybyśmy wystawili ludzkość od razu na całą wiedzę i wszystkie technologie, jakie złupiliśmy i łupimy z grobów tych niezliczonych cywilizacji, mielibyśmy rewolucje, wojny, migracje i ludobójstwa, jakich świat nie widział. Takie szoki kulturowe nigdy nie przechodzą bezboleśnie - co dopiero ten, największy z możliwych. Przypomnij sobie historię kolonializmu, jego ofiar. My naprawdę postępujemy ostrożnie. Przez te dwadzieścia parę lat wprowadziliśmy do obiegu zaledwie ułamek procenta zebranej wiedzy: submolekularne wiązania KRON, czyli to, co się teraz nazywa „elfimi technologiami”; hodowlę organicznych komputerów, tych „maszyn chtonicznych”; AG, Artificial Genetics, Kabałę Genową; neuralny skan podheisenbergowy; libaryt, medium snów liminalnych; i jakieś pomniejsze duperele medyczne. Same skany spowodowały perturbacje demograficzne: pośmiertni i przedurodzeni i, w konsekwencji, Generation Teenage, dziesięcioletne rekiny biznesu - popatrz, jak to wywróciło świat! A, na litość boską, nie minęła jeszcze połowa dwudziestego pierwszego wieku! Teraz szykujemy kampanię „naturalnego” wprowadzenia antygrawitacji, ale to już z musu, trzeba to jakoś koordynować w skali globalnej, a konkurencja ciśnie bez przerwy, ktoś by się z tym wyrwał samodzielnie, wtedy byłoby trudno zamaskować źródło. Utrzymanie sekretu jest absolutnie konieczne. Czy ty to rozumiesz?
- Ojojoj, bo jeszcze się przejmę, co za perora. Ofiara ma przebaczyć katowi, to już mord luksusowy.
Aż odchylił się na oparcie, krzesło wizgnęło wstecz po gładkiej posadzce.
- Ach. Więc my cię, my cię tu zabijemy, tak, zabijemy.
Читать дальше