Jacek Dukaj - CÓRKA ŁUPIEŻCY

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - CÓRKA ŁUPIEŻCY» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2009, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

CÓRKA ŁUPIEŻCY: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «CÓRKA ŁUPIEŻCY»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko już było. Teraz królową jest archeologia.    Zuzanna Klajn na osiemnaste urodziny dostaje klucz do tajemnic zmarłego w nieznanych okolicznościach ojca i znajduje Miasto: odbicie wszystkich miast kiedykolwiek zbudowanych przez ludzi i nieludzi, w tym wszechświecie i w poprzednich, skarbnicę wiedzy wszelkiej i pole zmagań między Potęgami.   Jakie sekrety Miasta odkrył ojciec Zuzanny?  Czy możemy zamieszkać w domach bogów i pozostać ludźmi?

CÓRKA ŁUPIEŻCY — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «CÓRKA ŁUPIEŻCY», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Była to jednak mimo wszystko cenna umiejętność, mogła teraz opuszczać granice Miasta bez strachu, iż zagubi się w jakimś zapomnianym przez Boga i Obcych zakątku wszechświata, tysiąc galaktyk od domu.

Tak zaczęła zwiedzać owe ruiny - to nieodmiennie były ruiny, lepiej lub gorzej zachowane, młodsze lub starsze - którymi, jak się zdawało, Miasto zawsze było otoczone, niezależnie z której dzielnicy i na jaką planetę wychodziła. Porzuciła również samą Dzielnicę Dzwonu, mimo iż dotąd starała się od niej nie oddalać - lecz los zadecydował za nią, Miasto przywoływane z zewnątrz, wbrew symetrii formy, nigdy nie zjawiało się takie samo; los, a może jakaś złośliwa inteligencja Miasta. Albo też było ono po prostu tak rozległe, że statystyka zabraniała przypadkowych powtórzeń: nigdy już Dzwonu nie usłyszy.

Wędrowała więc po bezludnych planetach, wędrowała po bezludnym Mieście, i był w tych wędrówkach sens podwójny, albowiem zrozumiawszy zasadę symetrii, wypatrywała teraz desperacko podobieństw do architektury ziemskiej, wiedząc, iż aglomeracje przyciągane do ziemiopodobnej dzielnicy Miasta mają największe szanse okazać się istotnie metropoliami Ziemi.

Reguły Histerycznej Ruletki były następujące: po pierwsze, wyjść z Miasta, wspiąć się na pobliskie wzniesienie i tu czekać, aż w kalejdoskopie szalonej urbanistyki pojawi się widok najbardziej znajomy; po drugie, z wnętrza takiej dzielnicy ponownie zapuścić Ruletkę, która wybierać będzie z nieskończonych zasobów kosmosu miasta najlepiej do owej dzielnicy przystające. Okresowo należy powracać do kroku pierwszego: przywołując Miasto już na planetę ziemiopodobną, jeszcze bardziej zmniejszamy rozstrzał form architektonicznych. I tak dalej, do skutku. Teoretycznie Zuzanna powinna w ten sposób wylosować Ziemię w skończonym czasie - rzecz w tym, jak długi będzie to czas.

Ula namawiała ją do zróżnicowania strategii. Przede wszystkim - tłumaczyła - źródła pożywienia mogą się znajdować także w samym Mieście. Ciągnęła Zuzannę do wnętrza każdej budowli, jaką mijali.

- Czego się spodziewasz, supermarketu, ogrodu Eden, francuskiej restauracji? - sarkała Klajn.

Ula nie ustępowała; z czasem zrobiła się znacznie bardziej stanowcza.

- A pamiętasz to opakowanie po snickersie? - naciskała. - Oni tu byli już dawno temu.

Niemniej kryło się w tym pewne ryzyko, każda fontanna czy wodna rzeźba mogła się okazać wypełniona nie zwykłym H 2O, lecz cieczą trującą, najrozsądniej więc trzymać się źródła raz sprawdzonego; a pić Zuzanna musiała.

Sprzeczne wskazania: wędrować, nie wędrować.

Wędrowała. Bolały ją nogi - uda, łydki, ścięgna, stopy; chodziła boso, gluetki na wysokich obcasach przylepiając jedynie, gdy było to absolutnie konieczne, przeklinała teraz swój wybór obuwia, elegancja to luksus sytych i bezpiecznych.

- Do góry, patrz do góry - powtarzała jej Ula. - Podnieś wzrok, nie zobaczę go w odbiciu na twoich paznokciach.

Odcięta od swojego serwera, Zuzanna nie mogła oczywiście przejrzeć skanów przeszłych wydarzeń - sięgała do własnej pamięci, najbardziej zawodnej. Zamek, Wysoki Zamek, mówił Carbona. Zamek występował też w owym nasprayowanym napisie. Podobno go pani widziała. Gdzie i kiedy mogła widzieć? Przychodziła jej do głowy tylko owa naniebna forteca, dostrzeżona w oddali podczas pierwszego, cmentarnego objawienia Miasta. Tak więc to musiała być siedziba spiskowców. Teraz było jej już wszystko jedno: odda się w ich ręce, odda klejnot, niech tylko się pokażą! Wypatrywała ich, by przed nimi skapitulować.

Co dziwne, zupełnie nie przejmowała się możliwością napotkania Błękitnego Kosiarza. Jakby darowanie jej przezeń wówczas życia - bo przecież darował jej życie, mógł spokojnie pójść za nią i zabić, nieprzytomną, a nie zrobił tego - oznaczało dożywotni immunitet od kosy Upiora. Gwoli prawdy, teraz już nawet jego zjawienie się powitałaby z ulgą: podeszłaby z pokornie opuszczoną głową, poprosiła o pomoc. A w każdym razie tak to sobie planowała, zasypiając z wyczerpania pod jeszcze innym niebem - choć wszystkie trzy dajmony buntowały się przeciwko owemu obrazowi, nawet Atena, nazbyt będąc dumną.

Gdy ujrzała na tym niebie przelatujący nisko nad wierzchołkami asymetrycznych wysokościowców Miasta pękaty helikopter, była już tak słaba (dopiero co zdarzyło się jej zemdleć), że nie uwierzyła własnym oczom. Halucynacja, pomyślała. Zwłaszcza że maszyna zmieniała barwę w trakcie lotu, maskujący pancerz próbował wtopić się w coraz to nowe tło - może po prostu Zuzanna aż tak bardzo pragnęła zobaczyć kameleoniczny śmigłowiec, że wystarczyły błysk światła i drobne zawirowanie kolorów...

Ula natomiast nie miała wątpliwości.

- Chodź, no rusz się! - szarpała Klajn. - Nie udawaj umierającej.

- Powinnam go słyszeć...

- To wojskowy, nie usłyszałabyś go, gdyby wylądował w środku kościoła.

- No i gdzie mnie ciągniesz, gdzie? - zirytowała się Zuzanna. - Skąd wiesz, dokąd on leci?

Rzeczywiście, tego nie mogły wiedzieć. Na koniec zdecydowały, że jeśli w ciągu godziny nie pojawi się z powrotem,- to znaczy, iż zmierzał do Zamku; nieważne, że wcale nie musiał lecieć po prostej. Ponieważ nie pojawił się, ruszyły jego śladem.

Był to kilkunastokilometrowy marsz, Zuzannie kręciło się w głowie, wiedziała, że jeśli raz ustanie, usiądzie, upadnie, to już się więcej nie podniesie. Zachodziły słońca (tak powoli, że prawie niezauważalnie), w żółto-brązowym świetle wypatrywała kanciastych plam cienia, fortecy zawieszonej nad horyzontem - bez skutku. Ani się spostrzegła, że wyszła z Miasta i kuśtyka teraz na obcej planecie zaśmieconymi ulicami zniszczonej przez czas nieludzkiej metropolii. Szła nadal tylko dlatego, że ważyła tu o połowę mniej. Powietrze miało kwaśny smak, raniło jej krtań. Patrzyła tępo przed siebie, patrzyła - nie widząc; Ula, bezcielesna, nie męcząca się, zawsze ciekawa świata, zrozumiała pierwsza.

- Tutaj! Widzisz? To ich robota!

Dotarły do miejsca wykopalisk.

Jeszcze stały we wnętrzu krateru rusztowania, wyłączone reflektory zwieszały się w parzystych pękach z cieniutkich ramion kronicznych dźwigów i kratownic, nawet koparka, skoro wyrosła z elfich technologii, była lekka i delikatna, o ażurowej paszczy i rachitycznej łapie; na jej burcie jaśniało wielkie żółte logo WI: Werner Institute.

Zuzanna poczuła, jak na ten widok łzy napływają jej do oczu; natychmiast Skorpion użądlił ją piekącym upokorzeniem. Otrząsnęła się i poczęła schodzić ku białym budynkom przycupniętym na zboczu ponad najwyższym pierścieniem wykopów. Na drzwiach widniało identyczne logo.

Z początku jeszcze się rozglądała nerwowo, szukając wzrokiem wernerowców lub jakichkolwiek oznak ich aktywności, lecz atmosfera miejsca szybko ją przytłoczyła: cisza jak z antycznych horrorów, bezludna placówka opuszczona przed laty, samotny wiatrowskaz klekocze w co silniejszych porywach wichru, to jedyny ruch. Prawda, śmigłowiec leciał w tym kierunku, i może nawet dokładnie tutaj, jednak ulokowane ponad krawędzią lądowisko jest puste, tylko jasny pył kłębi się nad płytą.

Co oni tu wykopywali? Wydawało się, że był to jednak naturalny krater, to znaczy powstały na skutek jakiejś dawnej eksplozji, a nie przez metodyczne prace archeologiczne. Zbocza opadały nazbyt gwałtownie, ale trzeba wziąć poprawkę na tutejszą grawitację. Zuzanna prawie zbiegała po pokrytej kroniczną polewą ścieżce, która wiła się spiralnie ku pogrążonemu w mroku środkowi kaldery. Trzy zachodzące słońca rozciągały cienie od jednej krawędzi do drugiej, Zuzanna musiała wytężać wzrok i tym mniej była pewna realności tego, co widzi. Spod powierzchni ziemi - ziemi barwy waniliowego budyniu - wyłaniały się wypatroszone wzdłuż i wszerz korpusy gigantycznych budowli/maszyn/rzeźb/zwłok, układających się w rozległy geometryczny wzór, coś pomiędzy diabolicznym pentagramem a kanciastym fraktalem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «CÓRKA ŁUPIEŻCY»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «CÓRKA ŁUPIEŻCY» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «CÓRKA ŁUPIEŻCY»

Обсуждение, отзывы о книге «CÓRKA ŁUPIEŻCY» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x