Jacek Dukaj - CÓRKA ŁUPIEŻCY

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - CÓRKA ŁUPIEŻCY» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2009, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

CÓRKA ŁUPIEŻCY: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «CÓRKA ŁUPIEŻCY»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko już było. Teraz królową jest archeologia.    Zuzanna Klajn na osiemnaste urodziny dostaje klucz do tajemnic zmarłego w nieznanych okolicznościach ojca i znajduje Miasto: odbicie wszystkich miast kiedykolwiek zbudowanych przez ludzi i nieludzi, w tym wszechświecie i w poprzednich, skarbnicę wiedzy wszelkiej i pole zmagań między Potęgami.   Jakie sekrety Miasta odkrył ojciec Zuzanny?  Czy możemy zamieszkać w domach bogów i pozostać ludźmi?

CÓRKA ŁUPIEŻCY — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «CÓRKA ŁUPIEŻCY», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z takim szeptem na wargach rozbierał opartą o drzewo Zuzannę na granicy cienia sosnowego lasku, wilgotny pień prostował jej kręgosłup, mrużąc oczy unosiła głowę, ognisty błękit wlewał się w nią teraz także przez otwarte niemo usta, trzeba było się czegoś chwycić, więc wbijała mu palce w ramiona, w boki, przyciągała go do siebie w krótkich szarpnięciach między atakami bezgłośnego śmiechu.

- C’mon, give me that cock!

- Hah, sure you’re wet enough, Zu.

- Stop teasing me, you bastard...

Ten jego krzywy uśmiech i cwaniacki błysk w oku rozmiękczały ją do reszty, wybuchała jej w piersi próżniowa bomba, otwierała się jakaś pułapka podciśnieniowa, która musiała natychmiast zostać zapełniona, inaczej zassie oddech, odciągnie krew z serca, i Zuzanna pożerała Kamila z desperacją konającego, oplatała go niczym roślinny pasożyt. Jakże się potem wstydziła tej zachłanności, rumieniła się pod ironicznymi spojrzeniami Kamila i zrywała z palca ipsacyjny pierścień; jednak zarazem tego właśnie pragnęła, na te wspomnienia najmocniej szumiało jej w uszach tętno - i Angelus wracał na swoje miejsce.

- Lie down, you’ll skin me alive, my back...

- Poor you.

Chropowata kora sosny rzeczywiście drapała boleśnie jej plecy, lecz Zuzanna bała się także o naszyjnik, delikatny klejnot mógł pęknąć w uderzeniach między ich ciałami, odgarniała go na bok, ale wracał, obracając się nieustannie na wszystkich swych osiach, jakby szukając kształtu stosownego dla odbicia formy ich namiętności. Odepchnęła Kamila, wstąpili w słońce. Mrugając, spojrzała ponad jego ramieniem, tam rodził się nowy cień. Nie widziała wyraźnie w blasku majowego południa, ale już była pewna i powstrzymała Kamila, który ciągnął ją na ziemię; drugą ręką złapała kołyszący się między piersiami amulet.

- Popatrz.

- Co?

- Za tobą.

Miasto weszło klinem między las i podmokły ugór popegieerowski, rozpychając przestrzeń na boki i dodając własną. Gdzieś w głębi Miasta bił dzwon, jedno potężne uderzenie na kilkadziesiąt uderzeń ludzkiego serca, i na pierwszy grzmot Kamil poderwał się jak oparzony.

- Holy shit!

Zdyszana jeszcze i w łaskoczących skórę strumykach chłodnego potu, wyprostowała się, a wzniesionym poziomo przedramieniem osłoniła oczy, próbując przyjrzeć się obramowanym przez słońce sylwetom budynków. Nie, to nie było to Miasto (a może - nie ta jego część), co przy cmentarzu; i żadne z uwiecznionych na zdjęciach ojca. Na przykład ten gigantyczny wiatrak zielonego gazu - zapamiętałaby przecież.

- Ubieraj się - syknęła.

- Co?

- Ubieraj się, zaraz zacznę nagrywać i wiśnię gości.

- Masz ubika?

- Ono jest prawdziwe.

- Czekaj, jedno opakowanie powinienem mieć w portfelu.

Nie wierzył, oczywiście.

- Będziesz chciał pokazać znajomym, nie zażywaj tego - przekonywała, zapinając sukienkę.

Już połknął.

- Cholerny Riccardo, wydoroślałby wreszcie... - mamrotał pod nosem.

Zuzanna, nie czekając, zbiegła po łące ku Miastu. Była boso, zmianę nawierzchni poczuła fizycznie: oto nie stąpa już po ciepłej ziemi Małopolski, wkroczyła do obcego świata. Rrrrdummmm! Dzwon po raz piąty. Gdzie on bije? Zadarła głowę. Dziesięć metrów nad nią płynął napowietrzny strumień, błyskały w łukowatym nurcie wody czerwono-złote stworzenia - ryby? Znowu osłoniła oczy. Rrrrdummmm! Drżenie powietrza wzbudziło fale na powierzchni wodnego mostu, na zwierzętach nie zrobiło to jednak wrażenia.

- Zuza!

Nie obejrzała się. Nie mogła oderwać wzroku od tych ryb. Więc jednak jest tu życie! Więc nie do końca ruina! Oczywiście, może to w istocie jest zupełnie inne miasto, tamto martwe, to żywe - po architekturze, jednako ekscentrycznej, nie potrafiła przecież rozróżnić.

Pierwszy telefon - przyjęła pełną lokalizację.

- To jest to? - spytał Światomił, rozglądając się po rozsłonecznionym placu. - No, no. - Obrócił się ku przysadzistemu budynkowi o ruchomych ścianach, ciężkie, kamienne płyty obracały się na niewidocznych zawiasach, w jednej chwili był to bunkier, w drugiej - jasna kolumnada. - Zdaje się, że widziałem coś takiego w Australii.

Zuzanna wiązała pośpiesznie włosy na karku.

- Mhm, zastanów się: istnieje w gruncie rzeczy bardzo ograniczona liczba wariantów konstrukcji, która musi posiadać podłogę, dach i ściany i nadawać się przy tym do jakiegoś użytku, jeśli nie do zamieszkania. Co innego sztuka: rzeźby, malarstwo i tak dalej; ale urbanistyka wszystkich światów tlenu i węgla jest właściwie identyczna.

- Całą teorię masz już gotową. Ty naprawdę sądzisz, że to kawałek obcej planety?

- A stoi coś takiego gdzieś na Ziemi?

- Nagrywasz?

- Aha.

- Trzeba świadków niezależnych.

- Wiem. Będą.

Rrrrdummmm!

- Skąd to tak...?

Wzruszyła ramionami.

- Idę na północ. Uważaj, gdzie patrzę, nie będę dla ciebie zbaczała z drogi.

- Pokaż-no ten amulet.

Wyjęła z dekoltu.

- Nie obraca się?

- Już nie.

Zamknęła delikatnie klejnot w dłoni. Obłe powierzchnie były niezwykle przyjemne w dotyku, gładkie jajko wtulało się w palce. Nacisnęła lekko, czy miniastrolabium nie zmieni kształtu, ale nie - jak zamrożone. Czy rzeczywiście istniała korelacja? Czy ta zabaweczka wywoływała Miasto z niebytu niczym hellraiserowa kostka? Nie chciało się jej wierzyć.

- Trzeba szukać regularności - mruknął Niewyraźny. - Powtarzających się schematów. Kto to?

Podbiegł do nich zdyszany Kamil.

- Kamil - powiedziała.

- Z kim...? - zasapał.

- Nie trzeba było ubika łykać - mruknęła, chowając telefon. - Malena, poznaj Światomiła Niewyraźnego. Światomił - Malena Lato.

- Miło mi.

Kamil, kręcąc głową, odszedł w głąb placu, ku dwudziestometrowej abstrakcyjnej rzeźbie. (Mógł to też być całkowicie realistyczny wizerunek kogoś/czegoś, ale po co wybierać warianty najgorsze?).

- Piknik tu sobie urządzasz, zaproś od razu całą rodzinę...

- Nie wspinaj się powyżej poziomu gruntu! - krzyknęła za nim. - Złamiesz sobie kark, jak zniknie!

Machnął ręką. Przygryzła wargę. Lękała się o niego. Jeśli uważa, że to wszystko i tak jest jedynie wyrafinowanym lsnem, nie będzie się bał wspinać na najwyższe piętra Miasta, przekonany, że i tę wspinaczkę lśni.

- Ile dokładnie trwało poprzednie objawienie? - spytał Niewyraźny, zapalając papierosa.

- Siedemnaście minut.

- Mało czasu. Dzwoniłaś po świadków bezpośrednich?

- Nie jestem pewna, czy... Ula! Daj spokój!

- Chodź, musisz to zobaczyć!

Dziewczynka targała ją za sukienkę, ciągnąc ku zachodniemu krańcowi placu. Malena i Światomił oczywiście nie widzieli jej, Zuzanna musiałaby narzucić swoją symulację nakorteksową na lsen gościnny; nie chciała tego robić. Stopień realności danego bytu można zdefiniować także przez liczbę innych bytów zdolnych wejść z nim w interakcję, i Ula dostrzegalna jedynie dla Zuzanny była Ulą-prawie-nieistniejącą. Jeśli - kiedy - Klajn zdecyduje się ją skasować, też będzie to stanowić zbrodnię jedynie dla Zuzanny. Jednak sam fakt, że żywiła ona takie skrupuły, świadczył, iż Ula znajdowała się już bliżej bytu - 5/6? 6/7? 32/33? - niż Zuzanna chciała przed sobą przyznać.

Tak więc prowadziła ich dwunastocalowa dziewczynka, żyjąca w wydzielonym fragmencie mózgu Zuzanny - czyli poniekąd rzeczywiście prowadziła Zuzanna, tak jak to widzieli. Szła szybko, pragnąc wchłonąć jak najwięcej w czasie, który jej dano. (Dłoń zaciśnięta na spoczywającym między piersiami klejnocie). Zdawało jej się owo Miasto zupełnie innym, być może dlatego, że w innym świetle je widziała, o innej porze, z innego krajobrazu weszła i w innym nastroju; ale też istotnie były to inne budynki, inne ulice.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «CÓRKA ŁUPIEŻCY»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «CÓRKA ŁUPIEŻCY» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «CÓRKA ŁUPIEŻCY»

Обсуждение, отзывы о книге «CÓRKA ŁUPIEŻCY» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x