Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ludzie, a jak to faktycznie jakiś niewypał?

Niektórzy odczytali napis na wannie i chyba dopuszczali taką myśl, ale nawet ci odchodzili, nie odbiegali. Gdzieś na lewym brzegu zajęczała syrena. W epoce telefonów komórkowych radiowozy potrafiły zjawiać się szybko. Walasek pomyślał, że pozostały mu już tylko minuty. Potem zlecą się mundurowi i niezależnie w jakich będą uniformach, na początek przegonią wszystko, co żywe. Bo to draństwo, choć bombą nie było, mocno ją przypominało.

– Zdetonują tę pieprzoną wannę! – warknął w twarz właścicielowi opla. – Ma pan ubezpieczenie od wybuchu?

Wszystko działo się zbyt szybko, a przeciętny Polak ma jednoznaczną opinię na temat rzetelności towarzystw ubezpieczeniowych. Tydzień wcześniej redaktor Jaworowicz po raz kolejny pokazała nieszczęśników, od lat dobijających się przed sądami o parę należnych im groszy, które zamierzali wydać na protezy i wózki.

Właściciel opla wahał się tylko chwilę. Samochody zakleszczyły się zbyt mocno, z punktu widzenia saperów tworzyły jedną bryłę metalu o trudnej do ustalenia stabilności. To przesądzało sprawę.

– Daj lewar, Marcin. Nie będę ryzykował nowego wozu.

* * *

Restauracja przypominała stołówkę, ale dało się tu swobodnie porozmawiać. Klientów było mało i siedzieli w odległościach gwarantujących dyskrecję. Dziewczyna nie musiała zniżać głosu do konspiracyjnego szeptu, a jej szkic na serwetce dawał się odczytać, co w nastrojowo oświetlonej kawiarni mogłoby być problematyczne.

– …wziął za rękę i po prostu zaprowadził do samochodu – ołówek połączył dwa punkty. – To jakieś… no, sto metrów.

– Niemożliwe – stwierdził Kiernacki.

Westchnęła jak przed chwilą, gdy zażądał uzupełnienia relacji szkicem. Ale z pełnym żołądkiem zrobiła się jakby życzliwsza. Nie zaprotestowała ani wtedy, ani teraz.

– No dobrze, osiemdziesiąt. Nie mam fotograficznej pamięci. Jeśli to ważne, możemy posłać Dopierałę po kopię raportu. Chociaż nie wiem, czemu to ma służyć.

Kiernacki przełknął ostatni kawałek kotleta, sięgnął po serwetkę.

– Próbuję wyrobić sobie zdanie o stronie technicznej. Kto to jest Dopierała?

– Nasz kierowca. Nie mówiłam? Widocznie jakoś się nie złożyło. Zagroda przydzielił mi go… to znaczy teraz już nam… razem z samochodem. Podobno jest dobry.

– Aha. A pani?

– Jako kierowca? – upewniła się. – Cóż, radzę sobie. Ale to służbowy wóz. W razie czego lepiej, by za kierownicą siedział etatowy szofer.

Kiernacki kiwnął na kelnerkę. Potem popatrzył na swą towarzyszkę z zadumą w oczach. Chyba za długo to trwało.

– Co? – odruchowo przeciągnęła palcem po kąciku ust. – Pobrudziłam się?

– Myślę – mruknął. Uniosła zachęcająco brwi. – Wygląda na to, że zrobili z nas zespół. Nie wiem, jak pani, ale ja zawsze staram się ułatwiać sobie pracę zespołową.

– No i?

– Powinniśmy przejść na „ty” – wyjaśnił z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– To… nie sądzę, by to było konieczne.

Kelnerka podeszła do stolika. Kiernacki zamówił dwie kawy.

– Spędzimy ze sobą ładnych parę dni – uśmiechnął się bez radości. – Może tygodni.

– Będziemy go łapać, aż złapiemy – mruknęła niechętnie. – Wpadł pan w oko Ziętarskiemu, więc pewnie każe pana zostawić w ekipie. Ale czy długo to potrwa, to osobny problem.

– Długo – zapewnił. – Drzymalski nie da się łatwo i szybko namierzyć. Jeśli nie pracuje dla jakiegoś KGB i po prostu oszalał, to raczej on nas namierzy. A wtedy łatwiej mi będzie krzyknąć „Iza wiej!” niż „Niech pani porucznik wieje!”. Można co prawda skrócić do „wiejcie, poruczniku”, ale to pachnie Peerelem, a pani go chyba nie lubi.

Wzruszyła ramionami.

– Nie rozumiem. Jeśli to ma być sposób na zdobywanie sympatii współpracowników… I dlaczego Drzymalski miałby nas namierzać? Nawet nie wie, że istnieję.

– Dziś nie poluje się na ludzi bez negocjatora. Myślałem, że to pani działka.

Jej twarz przybrała beznamiętny wyraz.

– Woskowicz ma własnego psychologa. Jeśli akurat nie będzie w kiblu, kiedy zaczniemy rozmawiać z Drzymalskim, nikt raczej nie dopuści mnie do megafonu.

Przyglądał jej się badawczo kilka sekund.

– A chciałaby pani?

Zawahała się.

– Lubię wyzwania – mruknęła.

– Jak wypijemy bruderszaft – uśmiechnął się – to zrobię, co będę mógł, by załatwić pani stanowisko negocjatora numer jeden. Może być bez całowania – dodał łaskawie i wskazał kelnerkę. – To co, zamówić po lampce wina?

Starała się nie uśmiechać.

– Uparty z pana facet.

– Więc nie? No dobrze, do jutra pomęczę się z tą „panią”. Ale wrócę do tematu.

– Może go złapiemy – wzruszyła ramionami. – Nie jest przesadnie ostrożny.

– Bo tak po amatorsku porwał tę… jak jej tam? A, Wesołowską. Owszem, wyglądało to jak robota partacza. Ale spójrzmy na efekty. Pierwsze dwa czy trzy ciosy i dwóch wyeliminowanych goryli. Potem z osiemdziesięciu metrów kładzie trupem trzeciego, bierze panienkę za rękę i wozem jej starego uwozi w siną dal. A następnego dnia dziewczyna cała, zdrowa i lakoniczna jak cholera jest z powrotem w domu. O czym to świadczy?

– No?

– To najlepiej przeprowadzone porwanie, o jakim słyszałem.

– Chyba pan żartuje… Niech będzie, że tych dwóch tak czy siak musiał załatwić, bo to Bruce Lee skrzyżowany z Janosikiem. Ale kierowca miał mossberga z grubym śrutem, a Drzymalski cudzy pistolet w cudzej kieszeni. Gdyby się spóźnił…

– A to o czym świadczy? – zapytał rzeczowo. Nie próbowała odpowiadać. – Wystartował od zera. Gdyby miał własną broń, użyłby jej. Był snajperem. Snajper ma lepszy stosunek do swojej broni niż mąż do żony. Nie wymieni jej ot tak sobie na inną.

Pierwszy raz zrobił na niej wrażenie.

– To by nawet pasowało – mruknęła, upijając łyk kawy. – Ten ochroniarz przebity kijkiem miał tetetkę. Chyba z tej broni zastrzelono następne trzy ofiary.

– Chyba? Nie ustalili tego jeszcze?

– Wczoraj, kiedy do pana wyjeżdżałam, był wtorek. Pistoletu użyto w sobotę. Nie jestem na bieżąco, ale wtedy mieli dopiero jeden pocisk. Ugrzązł w jakimś grubszym elemencie karoserii. Przedtem przebił czaszkę. Mocno go zdeformowało i są trudności z porównaniem.

– Zapomniała pani o dość istotnym szczególe – zwrócił jej łagodnie uwagę. – Kto to był ten z przestrzeloną czaszką? I skąd pomysł, że to właśnie Drzymalski go kropnął?

Rozejrzała się, sprawdzając, jak daleko są od wścibskich uszu.

– Nie ogląda pan telewizji?

Patrzył na nią przez chwilę. Potem przyszło olśnienie.

– Zaraz… sobota? Chyba nie mówi pani…? Ci posłowie pod Iłżą?! – Nieznacznie skinęła głową. – O w mordę…

Milczeli jakiś czas. Iza mieszała kawę, ale żadne nie piło.

– Wóz pełen polityków – odezwała się w końcu – więc sprawę z miejsca przejął UOP. To znaczy, oficjalnie policja, ale faktycznie gliniarze nie mają dostępu do tego, co istotne.

– To znaczy?

– Do trzech trupów z przestrzelonymi głowami. I do tego, który przeżył. Prawda oczywiście wypłynie lada moment, ale na razie rządowi zależy, by wyglądało to na wypadek. To dlatego Woskowicz tak naciskał.

Na twarzy Kiernackiego pojawił się przebiegły uśmiech. Dziewczyna najeżyła się, nim w ogóle pomyślał o otwarciu ust. I miała rację.

– Taka informacja – powiedział niespiesznie – jest warta dla gazety… no, kilku takich kopert – klepnął kieszeń.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x