Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I puszczaj tu rockowe przerywniki.

Potem był jakiś liberał, który udowadniał, że winę za tragedię na Poniatowskim ponoszą wysokie podatki. Następny w kolejce zaczął naturalnie od polemiki z poprzednikiem apelu, by nie dopuszczać do głosu idiotów. Kostek upomniał go, po czym spocił się z lekka.

Coś sobie przypomniał.

Bogu dzięki w chwilę później mógł zejść z anteny, robiąc miejsce serwisowi. Zerwał się i w paru susach dopadł Anety.

– Słuchaj, na śmierć zapomniałem… Ma do nas dzwonić facet nazwiskiem Drzymalski. – Posłała mu zdziwione, ale i trochę zmieszane spojrzenie. – O kurczę… Dzwonił? – Gryzł przez chwilę wargę, oceniając rozmiary błędu. – Czemu go spławiłaś?

Postukała wymownie pulpit, rozjarzony lampkami czekających na połączenie słuchaczy.

– Nie brakuje rozsądniejszych – wzruszyła ramionami. – Nie obraź się, ale to jakiś wariat. Jak cię podszedł, że się zgodziłeś…?

– Wariat? Co powiedział?

– Że chce mówić o wojnie. Że niby Polska toczy z kimś wojnę, czy może on… Przepraszam, nie słuchałam zbyt uważnie. Zresztą mnie wkurzył. Powiedział, że jak go zaraz nie puszczę na antenę, dostanę kopa w tyłek i wylecę z pracy. Dosłownie. Nie oczekuj, że będę z wami łączyć kogoś takiego. Rzuci potem wiązankę w eter i…

– O której to było?

– No… czekaj… Na pewno przed tą historią z mostami. Pamiętam, że następny bardzo się podniecał tym gazem u Bauerów, a to przecież kaszka z mleczkiem w porównaniu z tym. – Zmarszczyła brwi, przyglądając się zasępionemu Kostkowi. – Aż tak narozrabiałam?

– Nie jestem pewien – westchnął. – Może nie. Ale… widzisz, spotkałem go, kiedy szedłem na dyżur. I on jeden mówił wtedy o bombie.

Oczy zrobiły jej się okrąglejsze.

– O tej? – zapytała cicho.

– Nie, nie… skąd. Dał mi… No, nieważne. W każdym razie dziwnie się zachowywał. – Operator stukał się w zegarek: serwis dobiegał końca. – Słuchaj, Aneta, gdyby się jeszcze odezwał, to go połącz, dobrze?

* * *

Nie musiała nic mówić: Kiernackiemu wystarczyła jej mina.

– Powiedział – oznajmiła – że tam na pewno nikt niczego nie rzucał z ciężarówki. A prywatnego pociągu Drzymalski nie ma.

Zastanawiał się kilka sekund, wodząc wzrokiem po sąsiednim moście. Potem popatrzył jej w oczy.

– Możesz skombinować mi karabin?

– Chyba pan żartuje…

– To chociaż pistolet. Ewentualnie sapera ze sprzętem. Wystarczy porcja trotylu, detonator i kawałek lontu.

– Chce pan poprawić niedoróbki wychowanka?

– Zawołaj Dopierałę. I przestań nazywać mnie panem.

– Chce pan – zaakcentowała twardo – wysadzić kolejny most?

Kiernacki ruszył w stronę samochodu. Dogoniła go, gdy przepuszczał czwórkę strażaków, dźwigających koc z poczerniałymi zwłokami.

– Dość tego! – rzuciła. – Nie jest pan jakąś cholerną primadonną!

Nie odezwał się. Stał nieruchomo ze wzrokiem przyklejonym do praskiego brzegu. Iza podążyła śladem jego spojrzenia i też zastygła.

Na most kolejowy wtaczała się lokomotywa, ciągnąca niekończący się sznur wagonów towarowych.

Pociąg przejechał pięćdziesiąt metrów, sto, sto pięćdziesiąt… Nic się nie działo. Ale w postawie Kiernackiego, w nerwowym napięciu mięśni było coś, co sprawiło, że nawet nadchodzący Dopierała nie zadał żadnego pytania, tylko stanął obok i tak jak oni patrzył w tamtą stronę.

Nie czekali długo. Lokomotywa była już tylko kilkadziesiąt metrów od zachodniego brzegu, kiedy pod jej kołami błysnęło krótko białą plamką światła.

Huk też nie imponował. Rozpłynął się w hałasie pomp, generatorów i silników samochodowych. Trudno było uwierzyć, że takie nic mogło zaowocować równie spektakularnym efektem.

Jeden po drugim, ze złudną powolnością ginących dinozaurów, kolejne wagony wypadały z torów, kładły się na bok, łamały kratownice i spadały do płynącej dołem rzeki.

Kiernacki odczekał, aż ostatni z tych mniej szczęśliwych znieruchomieje na stercie pogiętego żelastwa, po czym skinął głową w stronę samochodu.

– To by było na tyle. Możemy wracać. Nic tu po nas.

Rozdział 7

Aneta najwyraźniej przejęła się prośbą: po prostu odłączyła aktualnego rozmówcę. Spokojny głos dopadł Zdrzałkowicza zupełnie nagle, jak tam, na parkingu.

– Dobry wieczór, panie Kostku. Trudno się do was dopchać.

Kostek wykonał głęboki wdech. Potem, nie bez wysiłku, starał się posłać w eter swój dobroduszny, życzliwy uśmiech.

– Witamy w Trójce. Słucham.

Zakręcił palcem, upewniając się, czy rozmowa jest nagrywana. Niby wszystkie były, ale wiadomo: rutyna zawodzi właśnie wtedy, gdy staje się potrzebna.

Operator uspokajająco uniósł kciuk.

– Nazywam się Drzymalski – powiedział człowiek z parkingu. I dodał z wyczuwalnym uśmiechem: – Dariusz Drzymalski. – Odczekał chwilę. – Na początek chcę prosić, by mnie nie wyłączać.

– Nie robimy tego naszym słuchaczom – zapewnił Kostek.

– Miałem na myśli policję, służby specjalne i tym podobne. Widzi pan, panie Kostku, wypowiedziałem Polsce wojnę.

– Nie wiem, czy dobrze rozumiem… – Zdrzałkowicz przygotował się psychicznie do trudnej rozmowy. Dlatego się nie roześmiał. – Co konkretnie ma pan na myśli?

– Wojna to wojna. Polega z grubsza na zadawaniu przeciwnikowi możliwie bolesnych strat. Dziś na przykład wysadziłem wam most. Jeśli zapalnik nie zawiedzie, zaraz stracicie drugi. I chyba jakiś pociąg.

Kostek musiał przełknąć ślinę.

– Chce pan powiedzieć, że to pan to wszystko…?

– To i parę innych rzeczy wcześniej. Przykro mi z powodu wybuchu na Poniatowskim. Nie mam pewności – może to wina zapalnika. Ale raczej jakiś analfabeta próbował majstrować przy ładunku. Rozrzuciłem ostrzeżenia i dałem wszystkim dużo czasu na ewakuację. Zapalnik był sprawdzony. Nie prowadzę wojny z cywilami, chcę to mocno podkreślić. Na pewno będą ginąć, bo w nowoczesnej wojnie giną głównie oni, ale mogę obiecać, że spróbuję ograniczać straty. Będę telefonował do pana i mówił, czego nie powinni robić, jeśli nie chcą się narażać.

– Przepraszam… pan to wszystko mówi poważnie? – Zdrzałkowicz sam był śmiertelnie poważny. Choć na zdrowy rozum nie powinien.

– Wiem, że to brzmi dziwnie – przyznał Drzymalski. – Ale niech się pan zastanowi: co jest nie tak, pomijając dysproporcję sił? Nie wierzy mi pan, bo jestem sam, a po drugiej stronie stoi całe spore państwo. Ale nie jestem wariatem. Nie mówię, że wygram. Wielu naszych narodowych bohaterów przegrywało swoje wojny. A z kolei większość z nich podejrzewała, że tak będzie, albo nawet miała pewność. Czy to znaczy, że byli bandą idiotów? Powstanie warszawskie to taki bunt u czubków?

– Przyzna pan, że to, co pan robi, i powstanie to trochę…

– Przyznaję. Ale muszę się streszczać. No więc macie wojnę. Od stycznia, nawiasem mówiąc, bo wtedy posłałem premierowi ultimatum.

– Ultimatum?

– Przedstawiłem rządowi kilka warunków. Gdyby je wówczas spełnił, nie doszłoby do tego. O szczegóły proszę pytać pana Bauera. To znaczy: nie pan osobiście. Za dobrze pan robi to, co robi. Każdy powinien trzymać się tego, co umie najlepiej. Ja na przykład jestem dobrym żołnierzem. Chcę uświadomić obywatelom waszego państwa, że stracą wielu swoich żołnierzy, nim wojna dobiegnie końca. O policjantach nie wspominam, bo to zawodowcy. Ale większość wojska mamy… macie nadal z poboru. Jeśli nie chcecie tracić chłopaków, powinniście wpłynąć na wasz rząd. Taniej wyjdzie, naprawdę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x