Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie chcę pana urazić – Kostek zerknął na nieruchome twarze za szybą – ale rozumie pan, jak trudno w to uwierzyć.
– Pewnie.
– Skąd możemy wiedzieć, że mówi pan prawdę? – zapytał łagodnie. Za szybą musiał rozdzwonić się telefon, bo ktoś po omacku odnalazł słuchawkę, nie odrywając zahipnotyzowanego wzroku od głośnika. Sam był w niewiele lepszym stanie. Miał wrażenie, że śni na jawie. Chyba tylko dlatego nie dręczyła go myśl, że być może robi z siebie głupka na antenie.
– Skoro już pan zapytał… Jutro mam zamiar zadać cios waszemu systemowi energetycznemu. Konkretnie wolałbym… a, niech tam… No dobrze, tym razem powiem. Nie rozkręciliście się jeszcze, i tak niczemu nie zapobiegniecie. Mam w planie zniszczenie odcinka rurociągu jamalskiego. Z góry przepraszam panie domu. Radzę wcześniej ugotować obiad. A spacerowicze niech trzymają się z dala od zagrożonej strefy. I pilnują dzieci. Myślę, że te nieroby z urzędów gminnych zdążą ustalić przez noc, którędy biegnie rura, i podadzą to do wiadomości. Jeśli ktoś spłonie żywcem – pomijając saperów – to będzie wyłącznie ich wina. Urzędników.
Jezu. Ten facet był największym świrem, jaki kiedykolwiek dorwał się do głosu w Polskim Radiu. Kostek po raz pierwszy od debiutu modlił się o awarię. Nie miał pojęcia, jak prowadzić taką rozmowę.
– Tą rurą – zmusił się do słabego uśmiechu – płynie głównie rosyjski gaz dla Unii. Bierze pan pod uwagę, że za jednym zamachem zrazi pan do siebie jednych i drugich?
Zdrętwiał, gdy usłyszał rozbawiony śmiech.
– A wie pan, nie pomyślałem. Wygląda na to, że z wojny polsko-drzymalskiej zrobi się ogólnoeuropejska. Aż strach pomyśleć, w jakie jeszcze szambo wpakują ten biedny kraj panowie politycy.
Za szybą sprzeczano się gwałtownie. To ten telefon. Ktoś zadzwonił i kazał przerwać audycję. Ktoś musiał zadzwonić: w Polsce nie brakuje prokuratorów, którzy podciągnęliby to wszystko pod współudział w akcie terroryzmu. Nic dziwnego, że nerwy puszczały.
– Pewnie nie ma sensu prosić, by pan przestał? – domyślił się.
– Warunki pokojowe wyszczególniłem w liście otwartym do premiera i mediów. Jutro powinien pan go dostać. A teraz najważniejsze. Będę się komunikował ze społeczeństwem za pośrednictwem Trójki. Macie odpowiedni zasięg, no i da się was słuchać, kiedy akurat mówicie. Bo z muzyką to już różnie… No więc będę dzwonił. Na wypadek, gdyby ktoś chciał mnie odciąć od radia, z góry zapowiadam, że potrafię wziąć odwet. Dziś w nocy uprzedziłem BOR, że dom premiera może zrobić bum. Dałem jego rodzinie czas i dopiero potem ostrzelałem, mam nadzieję, że z powodzeniem, pirotechników. Następnym razem mogę nie być taki rycerski. Samych parlamentarzystów macie przeszło pół tysiąca. Każdy gdzieś mieszka, ma rodzinę, samochody, nieruchomości. Proszę dodać drugie tyle VIP-ów z rządu i resztę tej bandy, a potem powiedzieć, kto tego wszystkiego upilnuje. Za każdą próbę zakneblowania mi ust któryś z tych dżentelmenów gorzko zapłacze. Opozycji też to dotyczy. Nawiasem mówiąc, ostrzegam firmy ubezpieczeniowe, by nie podpisywały na gwałt umów z tego typu facetami. Bo stracą. Jeśli dziennikarze doniosą o czymś takim… Jest kilka inwestycji, które łatwo puścić z dymem, a które są ubezpieczone na wielkie pieniądze.
– Pan… nadal mówi serio? – upewnił się Kostek.
– Nadal. A teraz coś dla policji. Nie ukrywam, że będę się poruszał po całym kraju, a wasze blokady mogą utrudnić mi życie. Więc od tej chwili zaczynam likwidować każdego spotkanego przy drodze policjanta. Przykro mi, ale drogówki też to dotyczy. Dlatego apeluję do kierowców o samodyscyplinę. I o słuchanie Trójki. Niektóre szlaki będę wyłączał z ruchu; lepiej, by o tym wiedzieli.
Zdrzałkowicz nosił się z tym pytaniem od jakiegoś czasu. W końcu dojrzał do jego postawienia.
– Można wiedzieć, dlaczego pan to robi?
– Dlaczego? – Drzymalski chyba nie spodziewał się takiego postawienia sprawy. – No… to proste. Walczę o sprawiedliwość. I wolność. Jak wszyscy zawsze.
* * *
Wnętrze było spartańskie: dwa tapczaniki, szafa, stół z parą krzeseł, dwie lampki. Zamiast łazienki mała umywalka z pękniętym lustrem.
– To musi nam wystarczyć. – Głos Izy brzmiał sucho i oficjalnie, lecz właśnie dlatego Kiernacki zastanawiał się, czy nie próbuje w ten sposób ukryć zakłopotania. – Mam nadzieję, że nie liczył pan na Marriotta.
– Uchowaj Boże. Jeśli nie chrapiesz za głośno, mnie pasuje.
Opadł na tapczan i zaczął się huśtać, testując sprężyny.
– Może źle się wyraziłam – przyznała chłodno. – Mówię, że też mam taki pokój. Nie, że mamy ten jeden na spółkę. Aż tak… – urwała, do reszty tracąc humor.
– …źle nie jest? – dopowiedział. – Ale i nie najlepiej. Po tym manifeście Drzymalskiego oczekiwałem czegoś bardziej ekskluzywnego.
– Może na nim się skupmy – zaproponowała, zamykając drzwi. – Nie sądzę, by po tym radiowym wystąpieniu panowie Z. W. Z. spali tej nocy. A to znaczy, że i my nie powinniśmy. – Poklepała kieszeń z komórką. – To tylko kwestia czasu.
Zawahała się, po czym ściągnęła kurtkę i niedbale rzuciła na tapczan. Pod spodem miała szary podkoszulek męsko-damskiego typu. Rozmiar był uniwersalny i bawełna wisiała luźno, nie pozwalając ocenić tego, co skrywa. Jeśli coś odbiegało od przeciętnych proporcji kobiecego ciała, to ramiona. Były w zasadzie szczupłe, ale przez jedną chwilę, gdy dziewczyna naprężyła mięśnie w trakcie uwalniania się od kurtki, Kiernacki odniósł wrażenie, iż jest silniejsza, niż wygląda.
Ciekawe, dlaczego nie nosi obrączki. Nawiasem mówiąc, innej biżuterii też ani śladu, nigdzie. Ani lakieru na dość krótko obciętych paznokciach. Wyglądała dokładnie tak, jak powinien wyglądać żołnierz płci żeńskiej. Włosy miała spięte gumką tak ciasno, że niemal słyszał trzask wyrywanych cebulek. Tylko uszminkowane usta psuły wizerunek damskiego wojownika.
Wrzuciła w nie miętusa i usiadła na krześle, zakładając nogę na nogę wyjątkowo niedbale.
– Jakieś sugestie?
– Pewnie. Powinniśmy dokończyć tego brudzia.
– A w sprawie Drzymalskiego? – zapytała beznamiętnie.
– Jedna, ale mało realna. Proponowałbym rządowi poczekać na jutrzejszą pocztę, dowiedzieć się, czego chce, i dać mu to.
– Bądźmy poważni. Żaden rząd nie może się ugiąć pod presją terrorysty.
– Mówiłem, że to nierealne – wzruszył ramionami. – Wojny kończą się przy stole rokowań, gdy jedna ze stron dostanie zdrowo po dupie. Boję się, że do tej fazy nie dojdziemy. Drzymalski nie ma ładunku jądrowego, a niczym mniejszym raczej rządu nie zastraszy.
– A co z drugą możliwością? To działa w obie strony.
– Pytasz, czy może spasować? Ba! To się właśnie nazywa pytanie za dziesięć punktów. Nie mam pojęcia.
– Niewielki z pana pożytek – mruknęła. – Jak dotąd, nie powiedział pan niczego, czego byśmy sami nie wiedzieli. Ziętarski mógł lepiej wydać te dziesięć tysięcy.
– Brutto – uściślił. – Pewnie, że mógł. Nowe biurko, dywan…
– Musimy im coś dać. – Na chwilę przestała ssać drażetkę, co miało zapewne dodać stanowczości jej sugestii. – Bo po prostu odeślą pana do domu.
– Muszę być zmęczony – ziewnął. – Odniosłem właśnie irracjonalne wrażenie, że to by cię zmartwiło.
Usłyszał chrupnięcie miażdżonego cukierka.
– Jeżeli pan myśli, że się tak cholernie świetnie bawię w pana towarzystwie… – nie próbowała kończyć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.