Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tego go pan uczył? – wycedziła Iza. – No to pogratulować.

– To miał być niemiecki most – popatrzył jej z powagą w oczy.

– Tak, wiem. Albo duński. – Odwróciła się i odeszła możliwie szybkim krokiem. Dopierała skrzywił twarz w przepraszającym uśmiechu i pobiegł za nią.

– No to wie pan, o co pytać – rzucił Woskowicz. – Nie zatrzymuję. Tam – wskazał środek mostu – jest sporo uwięzionych w samochodach. Większość nie żyje, ale niech pan szuka. Może trafi się jakiś przytomny szczęściarz.

– Skąd wiadomo, że to robota Drzymalskiego?

– Nie teraz – zgromił go Woskowicz. – Świadkowie nam umierają.

Odwrócił się i ruszył ku grupie oficerów policji.

– Ale to ważne! – zawołał za nim Kiernacki. Pułkownik uniósł rękę na znak, że słyszał – i sunął dalej, nie oglądając się nawet.

Kiernacki podszedł do barierki, wychylił się i przez jakiś czas oglądał widoczne stąd elementy konstrukcji. W dole policyjna motorówka i obsadzona przez wędkarzy łódź skupiły się nad prześwitującą spod wody plamą samochodowego dachu. Sądząc po stanie barierek bliżej centrum wybuchu, nie był to jedyny pojazd, który spadł do Wisły.

Szansę przeżycia mieli jeszcze tylko ci, których nie strącił podmuch. A mogło ich być wielu. Mimo dymu i samochodów rozmaitych służb, zgromadzonych możliwie blisko punktu zerowego, Kiernacki widział sporą część półkilometrowego mostu. Łatwo wyrobił sobie zdanie na temat przebiegu zdarzeń. Dużo trudniej było ustalić rozmiar strat, przy czym dotyczyło to i ludzi, i samego mostu. Część pojazdów padło ofiarą fali uderzeniowej; niektóre, nawet sporo oddalone, zostały trafione odłamkami – jeden wyjątkowo pechowy płonął aż na praskim brzegu – a pozostałe albo powpadały na siebie, albo zostały uwięzione między stertami pogruchotanego żelastwa. Na moście obowiązywało ograniczenie szybkości, więc skutki samych kolizji nie były groźne. Dramat polegał na tym, że jadąc wolno, kierowcy jechali także blisko poprzedników, skutkiem czego w strefie rażenia znalazło się dużo więcej pojazdów niż w przypadku eksplozji na dowolnej drodze zamiejskiej.

Most zasadniczo ocalał. Południowa strona wyglądała nawet na nietkniętą, pomijając oczywiście powyrywane latarnie, barierki i temu podobne. Północna część przęsła osiadła. Wybuch zmiótł wszystko w promieniu trzydziestu metrów i na pokruszone dźwigary działał jedynie własny ciężar – może dlatego setki ton żelbetu nie zwaliły się do Wisły. Gruzy wisiały jednak na poskręcanych, obnażonych prętach, które niemal na oczach gapiów uginały się milimetr po milimetrze, gubiąc bez przerwy kilkukilogramowe okruchy betonu. Na oczach Kiernackiego któryś z wypalonych wraków ruszył nagle z miejsca, minął oszołomionych ratowników i zaczął staczać się w głąb zapadliska.

Gdzieś bliżej, chyba za postawionym na sztorc mikrobusem, zawył przeraźliwie człowiek. Krzyk, szczęśliwie krótki, przebił się przez jazgot prujących blachy tarcz.

Kiernacki spojrzał w dół rzeki. Po czym odwrócił się energicznie i wystartował jak do stumetrówki. Przebiegł tylko kilka kroków. Wyhamował szybko, ale i tak omal nie przewrócił Izy Dembosz.

Stała, tuląc do piersi coś osmalonego i mokrego zarazem.

– Ten drugi most… – Kiernacki wyciągnął rękę. – Niech go zamkną. Nie wiem, może to głupie, ale…

– Już zamknęli – powiedziała bardzo cicho. Dopiero teraz zauważył, jaka jest blada. – Dobrze go uczyłeś.

Otworzył usta, zamknął je, jeszcze raz otworzył. Czuł, że nie powinien się odzywać. Że w ogóle nie powinno go tu być.

– Coś… coś się stało?

Bez pośpiechu, akcentując każdy ruch jak dobry mim, rzuciła mu w twarz to coś, co ściskała przy piersi. Nie miał problemów ze złapaniem nadpalonego pluszaka. Może misia, może pieska.

– Sześć lat – powiedziała gotującym się od dławionych emocji głosem. – Może siedem. – Popatrzyła na pokryte czerwienią palce. – Połówka kierownicy przebiła jej płuca. Chciałam jej to dać i… – Opuściła głowę.

– Przykro mi – wymamrotał.

Gdzieś z tyłu eksplodował bak z benzyną. Tłum gapiów zafalował.

– On… telefonował? Skąd wiedzieliście, że ten drugi most…?

– Zadzwonił. – Mówiła powoli, co nie dziwiło u kogoś filtrującego każde słowo. – Policja dostała wiadomość, że Poniatowski i Syrena zostały zaminowane i że trzeba usunąć ludzi. Ale zanim dojechał tu…

– Syrena? – przerwał jej. – Most Syreny? – Przytaknęła, nie podnosząc oczu. – Czekaj, czekaj… To nie jest czasem most samochodowy?

Wzruszyła ramionami i odwróciła się nieoczekiwanie, ruszając w stronę brzegu. Skoczył za nią, ale nie odważył się chwycić jej za ramię.

– Iza, ja mówię o tym bliższym! O kolejowym!

Przeszła jeszcze kilka kroków. Dopiero wtedy do niej dotarło.

Odwróciła się. Łez nie było dużo. Trochę zamglony błękit – nic poza tym.

– O czym ty mówisz?

– Ten kolejowy… – skinął, wskazując położony w dole rzeki most – Z wojskowego punktu widzenia to nawet lepszy cel. Samochodom wystarczy pontoniak.

Przenosiła spojrzenie z Kiernackiego na most i z powrotem.

– Myślisz, że tam też…? Myśli pan? – poprawiła się.

– Powiedz Woskowiczowi, by natychmiast tam kogoś posłał. Ze mną nie będzie rozmawiał, ale ciebie może wysłucha.

Wahała się jeszcze.

– Chyba… Nie sądzę, by to miało sens. O tych dwóch bombach jednak uprzedził – kopnęła jakiś odłamek. – Gdyby chciał wysadzić i trzeci… To konsekwentny czubek.

– Idź do Woskowicza. – Popatrzył jej w oczy i dodał: – Proszę.

Skinęła głową bez przekonania, ale ruszyła biegiem.

* * *

– To ostatnia – zdecydował się w końcu Kostek Zdrzałkowicz.

– Stary się wścieknie – ostrzegł go siedzący za konsoletą operator.

– Trudno. Za dużo słuchaczy wisi na telefonach, żeby puszczać muzykę i reklamy. To nie przepychanka w Sejmie. W domu Bauera wybucha trzy razy z rzędu, teraz jeden most wylatuje w powietrze, na drugi policja nikogo nie wpuszcza… Darujmy sobie rutynę.

– Ty tu rządzisz – westchnął tamten i zwolnił przycisk mikrofonu.

No dobrze. Do roboty.

– Dzień dobry – wplótł głos w końcówkę melodii. – Słucham.

– Dzwonię z samochodu, więc przepraszam za jakość. Jestem pod Raszynem. I pewnie pozostanę. Policja zamknęła szosę i chyba sprawdza każdy wóz. Ciekaw jestem, czy to przez ten wybuch.

– To bardzo prawdopodobne. Moi koledzy przez cały czas próbują się czegoś dowiedzieć, ale odsyłają ich do rzecznika. A ten, jak się pan pewnie domyśla, jest chwilowo nieuchwytny.

– Bo wie pan, korek jest gigantyczny. Na poboczach pełno policjantów z karabinami. I chyba widziałem wojskowe ciężarówki.

– Dziękuję panu. Miejmy nadzieję, że rzecznik pana komendanta się odnajdzie. Może pod Raszynem.

Następna w kolejce kobieta powróciła do nocnych hałasów i gazowników w garniturach. Potem zadzwonił ktoś, kto ugrzązł w podobnym do raszyńskiego korku, tyle że na północ od stolicy. Kolejny telefon był od taksówkarza, który omal nie wjechał na most Poniatowskiego i widział eksplozję. Podobnych relacji Kostek wysłuchał już kilka, ale ludzie mówili o powybijanych szybach i wpadających do rzeki samochodach. Tym razem rozmówca łamiącym się z przejęcia głosem zdał relację z tego, jak stoi na brzegu i patrzy na pływającą trzy metry dalej kobietę bez głowy i jednej ręki.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x