Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Bo było w tym facecie coś, co – delikatnie mówiąc – niepokoiło.

Stał oparty o toyotę szefa programu drugiego i jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w oddalonego o trzy metry Zdrzałkowicza.

Mądrzej byłoby ominąć go szerokim łukiem. Ale Kostek już był spóźniony. Wysiadł więc i piknął pilotem, blokując centralny zamek.

– Szyba.

– Proszę?

– Z tyłu ma pan uchyloną szybę. Porządnego złodzieja to ani grzeje, ani ziębi, ale niektórzy smarkacze… Wie pan: okazja czyni złodzieja.

Kostek obejrzał się i stwierdził, że nieznajomy ma nie byle jakie oko. To była szczelina, nic więcej.

– Tu raczej nie kradną – posłał nieznajomemu przyjazny uśmiech. – Ale dziękuję. Pan… z ochrony? Przepraszam, ale jakoś nie kojarzę twarzy. Tyle osób tu pracuje…

– Raczej przeciwnie – domniemany strażnik odpowiedział niezbyt wesołym uśmiechem. – Właśnie o tym chcę z panem pomówić.

– Teraz? – Kostek zerknął na zegarek, co nie było jedynie gestem na pokaz. – Wie pan, akurat bardzo się spieszę. Za chwilę wchodzę na antenę i…

– …zaprasza pan do Trójki – dokończył człowiek w szarej wiatrówce. – Wiem. I niech mnie ręka boska broni przed odciąganiem pana od mikrofonu. Ale – powtórzył gest Zdrzałkowicza, błyskając zaskakująco nowym i nie najtańszym chyba zegarkiem – minutę może mi pan poświęcić.

– No… ale to by musiała być naprawdę minuta.

W odróżnieniu od takiej na przykład Moniki Olejnik, Kostek, radiowiec konserwatysta, prawie nie pokazywał się w telewizji i nie budził sensacji, pojawiając się na ulicy. Było to o tyle korzystne, że jeśli już ktoś go rozpoznawał, to raczej nie przedstawiciel marginesu społecznego – ten modnej wśród inteligencji Trójki po prostu nie słuchał. Oznaczało to, że nieznajomy raczej nie zjawił się tu we wrogich zamiarach, no i że nie jest kimś, kogo lepiej z miejsca spławić. Kostek błyszczał na firmamencie polskich radiowców, bo lubił swoją pracę, a lubił ją w dużej mierze dzięki słuchaczom. Czasem musiał rozmawiać na antenie z niezbyt rozgarniętymi osobnikami, ale większość dzwoniących stanowili niegłupi, interesujący rozmówcy, których doceniał za każdym razem, gdy dla podbudowania morale włączał jakąś komercyjną wytwórnię hałasu i kretyńskich konkursów. Komuś takiemu należy się minuta. Choćby i na parkingu.

– Dla pana – nieznajomy wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wręczył go zdziwionemu Kostkowi. – Nie ma czasu, więc nie będę tego rozkręcał i pokazywał, że to nie bomba.

– Dlaczego… Co to ma być? – uśmiechnął się niepewnie dziennikarz. – Chyba nie reklama? Albo łapówka?

– A bierze pan? – Wytrącony z rutyny Zdrzałkowicz odruchowo pokręcił głową. – Będę dzwonił na redakcyjny numer, ale niech pan to na wszelki wypadek zatrzyma. I nie chwali się. Mogliby zabrać.

– Zaraz… Nie bardzo rozumiem…

– I tak jest lepiej. – Lekki uśmiech. – Nazywam się Drzymalski. Zapamięta pan? – Kostek niepewnie skinął głową. – Proszę powiedzieć tej pani od telefonów, by mnie nie spławiała. Bo będę dzwonił.

– Ale… o co właściwie chodzi?

– Lubię pana słuchać. Potrafi pan improwizować. Niech się pan nie martwi, panie Kostku. Poradzi pan sobie. To na razie.

Odszedł, nim Zdrzałkowicz zdążył ochłonąć.

* * *

– Co pan chce przez to powiedzieć? – Pytanie Ziętarskiego było właśnie pytaniem, a nie formą stukania się w czoło. Kiernacki odnotował, że tylko pułkownik wykrzywił pogardliwie usta. Wojskowi, kryjąc emocje, przyglądali mu się z uwagą.

– To był słowny chłopak – wyjaśnił. – Kiedyś nie chciałem puścić go do dziewczyny. Ze Szczecina w Bieszczady kawał drogi; wyszło mi, że zdąży się przywitać i pożegnać, a i to pod warunkiem, że pociąg się nie spóźni. W końcu dałem mu o dzień więcej, niż mogłem. Miał prosto z trasy wpaść na poligon i razem z nami atakować sztab dywizji. Wyjaśniłem, że jak się nie zjawi, zawisnę na jajach, bo na ćwiczenia zjeżdża wierchuszka Układu i w razie wpadki polecą głowy. Znałem go już trochę, no i powiedział uczciwie, że jak nie pojedzie legalnie, pryśnie przez płot – więc zaryzykowałem. I Drzymalski wrócił. Sztab zlikwidowaliśmy, wszystko poszło śpiewająco, a następnego dnia wpada WSW z wielkim krzykiem, że ten skurczybyk pobił im patrol i nawiał, kradnąc przy okazji uaza. Wygarnęli go na poznańskim dworcu, nie chcieli słuchać tłumaczeń, więc po prostu wtłukł całej trójce, zabrał wóz i pojechał prosto do Drawska. Woskowicz już się nie uśmiechał.

– Tego nie ma w aktach – mruknął Zagroda.

– Bo Jaruzelski osobiście nam gratulował, a dowódca dywizji dostał za ćwiczenia nową gwiazdkę. Upiekło nam się. Ci z Poznania też się nie stawiali. Wolnej prasy jeszcze nie było, ale to nie znaczy, że plotka nie rozeszłaby się po całym wojsku.

– Pobił trzech żandarmów? – upewnił się Ziętarski.

– Teraz mamy lepszych – wzruszył ramionami generał. – Zawodowców. Zdrowe byki z dużo większą motywacją. A on jest starszy.

– Zgadza się – skinął głową Kiernacki. – Mówię o cechach charakteru. Za spóźnienie dostałby nieporównanie mniej niż za napad na patrol. Cudem nie wylądował w więzieniu. Z powodu jednej obietnicy.

– Był młody – zauważyła jakby naburmuszona dziewczyna. – Głupi.

– Nie pocieszajmy się – westchnął Ziętarski. – Przynajmniej co do Ustrzyk nie mamy w zasadzie wątpliwości, a to znaczy, że fantazja go nie opuściła. A w aktach piszą, że uprawia sport.

Podniósł się z krzesła ruchem zmęczonego człowieka.

– Panie Kiernacki, mogę liczyć na dyskrecję? – Pytany lekko skinął głową. – Dobrze. Wychodząc, proszę zgłosić się do mojej sekretarki. Ma dla pana umowę i zaliczkę. Jeśli nie chce pan współpracować, trudno. Weźmie pan zaliczkę i wróci do domu. Ale wierzę, że pan zostanie. A teraz muszę was pożegnać. Lada moment wały puszczą i zaleje nas rzeka dziennikarzy.

– Coś się stało? – zapytał Kiernacki.

– Owszem – uśmiech ministra wypadł bardzo blado. – Od kilkunastu godzin mamy bezdomnego na czele rządu.

* * *

W kopercie było dziesięć stuzłotówek. Kiernacki liczył je powoli, krocząc przez parking w stronę zielonego volkswagena, którym przyjechali ze Stargardu.

– I co, nie oszukali? – uśmiechnęła się krzywo idąca obok Dembosz. – Stara, leninowska zasada wiecznie żywa? Ufaj, ale kontroluj? Naprawdę pan myśli, że w rządowych budynkach robią takie przekręty?

– Takie pewnie nie – zgodził się. – Co dalej?

– Hotel – mruknęła.

– Tak od razu hotel? – zapytał z niewinnym wyrazem twarzy. Rzuciła mu spojrzenie zdziwione i ostrzegawcze zarazem.

– Możemy jechać do Łazienek, jeść bułki, a okruchy rzucać łabędziom. Ale jestem głodna. Wolałabym normalny obiad.

– Brzmi zachęcająco. – Kapral kierowca musiał wypatrzyć ich z daleka, bo samochód wyjeżdżał już z zatoczki. – Mamy służbowy wóz?

– Powiedzmy, że będziemy miewać. Jeśli zdecyduje się pan odpracować te pieniądze – zerknęła na znikającą w kieszeni kopertę.

– A to już brzmi mniej zachęcająco.

Wsiedli do samochodu.

– I jak? – zapytał Kiernacki, gdy ruszyli. – Mocno się pani dostało od Zagrody?

– Moja sprawa.

– Jeśli mocno, to przepraszam.

Nie skomentowała. Wóz toczył się przez zatłoczone ulice, a jego pasażerowie nie odzywali się do siebie. Prawie jak na trasie Stargard-Warszawa, tyle że dziewczyna siedziała teraz z tyłu, a Kiernacki nie spał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x