Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kapral wyjął z kieszeni ręce, odwrócił się i ruszył w kierunku osiedlowej uliczki. Honker, uzupełniony przedstawicielami WKU, wystartował spod śmietnika i odjechał.

– To nie ten? – wskazał go spojrzeniem Kiernacki.

– Tym – wycedziła – dojechalibyśmy na wieczór. A tak spóźnieni będziemy tylko marne cztery godziny.

– Uwzględniła pani pakowanie się? – Konsekwentnie podtrzymywał uśmiech.

– Miał pan czas od trzeciej. Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. Idziemy – machnęła kciukiem za siebie, w stronę kaprala.

Kiernacki wyjął z kieszeni i rozprostował otrzymany przed chwilą papier.

– Tu jest napisane – oznajmił triumfalnie – że mam się stawić o 6.30.

– No i…?

– Jest 6.48. Po terminie – wyjaśnił. – Powinienem iść na WKU i wyjaśnić sprawę. Ktoś zamożniejszy pewnie by pojechał, ale biedny nauczyciel, którego nie stać na bilet, o taksówkach nie mówiąc…

W końcu ją rozzłościł. W jej twarzy poczerwieniało wszystko prócz ust i oczu. Te ostatnie – trudno uwierzyć – zrobiły się jeszcze bardziej niebieskie.

– Jego zastrzelą – wycedziła – a pan nie dostanie złamanego grosza. Tak się to skończy. Proszę bardzo, róbmy sobie jaja.

Pod policyjnymi czapkami brwi powędrowały ku daszkom. Kiernackiemu uśmiech zastygł na ustach.

– Zastrzelą? – powtórzył z niedowierzaniem. – Mówi pani o…?

Nie słuchała. Wykonała bardziej piruet niż zwrot na pięcie i wydłużonym z wściekłości krokiem ruszyła w stronę ulicy.

Stał jeszcze przez chwilę, ignorując pytające spojrzenia policjantów, a potem powlókł się jej śladem.

Rozdział 5

Imponujących rozmiarów stół wykorzystano w znikomym procencie. Na honorowym miejscu, pod zdobiącym ścianę orłem, leżała samotna teczka na dokumenty. Jej właściciel stał pod oknem, wpatrzony w korony obsypanych świeżą zielenią drzew. Miał czterdzieści kilka lat, ale dzięki szczupłej sylwetce i krótko obciętym włosom wyglądał młodziej. Był ubrany w garnitur, którego klasy Kiernacki nie potrafił ocenić, ale wiedział, że nie kupiono go na wyprzedaży. Ludzie z pierwszych stron gazet nie noszą byle czego.

Czterdziestolatek siedzący w cieniu palmy też nie oszczędzał na garniturach. Trzeciego i najstarszego z obecnych ubranie nie kosztowało nic. Generałom mundury funduje państwo.

Kiernacki nie bez satysfakcji odnotował, że na widok zdobionych zygzakami naramienników kolana i pięty porucznik Dembosz skleiły się, a plecy zastygły w idealnym pionie. Nie musiał wysilać talentów mimicznych, by okazać, jak dalece nie czuje się podwładnym tych ludzi. Na tle wyprężonej dziewczyny, nawet zwyczajnie stojąc, wyglądał wyzywająco jak lider pacyfistów.

– Porucznik Dembosz melduje…

– Dobra, dobra – generał uciszył ją niecierpliwym ruchem dłoni. – Spocznij. Myślałem, że szybsza z pani iskierka. Zabłądziliście?

– Nie, panie generale. – Przyjęła postawę „spocznij”, ale wrażenia swobodnej nie sprawiała. – Mieliśmy… kłopoty przed wyjazdem.

Zerknęła wymownie z ukosa na rozglądającego się swobodnie Kiernackiego.

– Mniejsza z tym – wtrącił się granatowo ubrany spod palmy. – Proponuję nie tracić więcej czasu i przejść od razu do rzeczy.

Mężczyzna spod okna uśmiechnął się i podszedł do Kiernackiego z wyciągniętą dłonią.

– Ziętarski – skinął głową. – Miło, że przyjął pan nasze zaproszenie.

– Trudno było nie przyjąć – Kiernacki odwzajemnił się sąsiadce równie wymownym spojrzeniem.

– Nadzoruję sprawę z upoważnienia premiera. A to główni myśliwi – minister obrócił się w stronę stołu. – Generała Zagrodę pewnie pan zna, a pułkownika Woskowicza – uśmiechnął się przekornie – pewnie nie. A gdyby jednak, proszę nie mówić. Oni w UOP-ie nie lubią być rozpoznawani.

Żaden z wymienionych nie podniósł się z krzesła. Kiernacki skinął głową, ani mocno, ani słabo. Ot, uprzejmie.

– Proszę siadać. – Ziętarski zajął miejsce u szczytu stołu. – Ile zdążyła panu przekazać pani porucznik?

– No… niewiele. – Wszystkie oczy obróciły się ku winowajczyni.

– Nie dałem jej okazji.

Teraz on stał się obiektem powszechnego zainteresowania. Tylko najbardziej niebieskie z oczu nadal wpatrywały się w taflę okna. Może nawet bardziej uparcie niż uprzednio. Czuł, że oczekuje się od niego wyjaśnień.

– Słucham panów – powiódł niewinnym spojrzeniem z lewej na prawo, od generała po szefa Kancelarii. – Czym mogę służyć?

Trochę ich zaskoczył.

– Na początek – uopowiec sięgnął po stojący przy stole neseser – niech pan to podpisze.

Papier nie był duży, ale Kiernacki zdążył przeczytać tylko nagłówek.

– To zobowiązanie do zachowania tajemnicy – wyjaśnił Ziętarski. – Możliwe, że uzyska pan dostęp do informacji poufnych. Postaramy się pana od tego uchronić, ale różnie bywa… Więc ustalmy po prostu, że tajne jest wszystko, co wiąże się ze sprawą Drzymalskiego. Tak będzie najwygodniej.

Kiernacki siedział, nie sięgając po długopis.

– Przepraszam, że opóźniam – zwrócił twarz ku Ziętarskiemu. – Ale najpierw wolałbym usłyszeć, o co chodzi. Bez szczegółów – dodał.

– To jeszcze nie zobowiązanie do współpracy – pouczył go lekko zniecierpliwiony Woskowicz. – Może pan to podpisać, a potem powiedzieć: „nie jestem zainteresowany”, i wrócić do domu. Chcemy się tylko zabezpieczyć przed przeciekami.

– Rozumiem – Kiernacki spojrzał mu z powagą w oczy. – Ale to recepta na wasz święty spokój. Jeśli podpiszę, a potem się okaże, że chcecie wykręcić Drzymalskiemu jakiś nieładny numer, to mój święty spokój zostanie zakłócony.

– O czym pan, do cholery, mówi? – zdziwił się generał.

– Nigdy nikomu niczego nie obiecuję w ciemno. A już zwłaszcza dotrzymania tajemnicy. Nie jestem spowiednikiem.

Żandarm zasapał, ale nic więcej nie powiedział. Ziętarski bawił się gumką opasującą teczkę. Może dawał do zrozumienia, że nie zamierza zniżać się do rozwiązywania tak błahych problemów.

– To ostateczna decyzja? – zapytał suchym, urzędowym tonem pułkownik. Kiernacki skinął głową. – No to żegnamy.

Przyglądali się sobie przez chwilę, ignorując zaskoczone spojrzenia innych. Potem Kiernacki dźwignął się z krzesła.

– No to żegnam – skłonił się lekko. – Mam nadzieję, że pokryjecie koszty tej interesującej wycieczki.

Odstawił krzesło, ale nie zdążył ruszyć do drzwi.

– Zaraz, zaraz… – Ziętarski rozłożył dłonie, wyrażając całym sobą nieprzyjemne zdziwienie. – Co tu się dzieje?

– Pan Kiernacki odmawia wszelkiej współpracy – wycedził przez zęby Woskowicz. Jego pociągła twarz sprawiała wrażenie spokojnej, ale na skroniach widać było drobne krople potu. Raczej nie oczekiwał takiego finału.

– No, nie dosłownie – mruknął generał.

– Można zapytać – zignorował go Kiernacki – czym się pan zajmuje w UOP-ie?

Woskowicz wzruszył ramionami. Ale nie mógł sobie pozwolić na udawanie, że nie dostrzega wyczekującego spojrzenia ministra.

– Kontrwywiad – stwierdził lakonicznie.

– Aha – kiwnął głową Kiernacki. – To wiele wyjaśnia.

Usiadł z powrotem, choć nikt go o to nie prosił. Zajmująca sąsiednie krzesło dziewczyna w ogóle na niego nie patrzyła. Chyba od dawna.

– Rogata dusza – uśmiech Ziętarskiego rozładował napięcie. – Wszyscy komandosi są tacy? No, nieważne… Widzi pan, mamy kłopot z tym pana wychowankiem. Jest podejrzany o morderstwo, i to wielokrotne.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x