Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Proszę? – wymamrotał.

– Trzecia. – Kobieta postukała w przegub i dopiero to odblokowało jakąś zaklinowaną klapkę w mózgu Kiernackiego.

– O Jezu… To tylko zły sen. – Pod czaszką odskakiwały kolejne klapki, więc wbrew własnym słowom cofnął się. Na upartego mogłaby wejść. – Niech pani powie, że to zły sen.

– To zła jawa – uśmiechnęła się niewesoło. – Widzę, że nie jest pan gotowy. – Zerknęła wymownie pod nogi, na wycieraczkę, i powtórzyła starą kwestię: – Z panem to się umawiać…

Uśmiechnął się wbrew sobie.

– Tym razem też nie byliśmy umówieni – powiedział, walcząc z ziewaniem. Stał, na pół ukryty za krawędzią drzwi. Chroniły częściowo przed chłodem i spojrzeniami porucznik Dembosz.

– Mam zejść na dół i poczekać?

– A nie dałoby się zejść na dół i nie czekać?

Posłała mu uśmiech zatytułowany „zapomnij”. Westchnął i otworzył drzwi na oścież.

– Dam pani parę minut. Bez gwarancji zrozumienia. Nie uczyli pani na tej psychologii, że o trzeciej w nocy homo nie jest tak całkiem sapiens?

Weszła i zamknęła drzwi. Natychmiast zrobiło się całkiem czarno.

– Nie zarabia się paru tysięcy bez wysiłku.

– Pominęliśmy istotny etap – wzruszył ramionami, czego niestety nie miała jak odnotować. – Zapomniała pani spytać, czy chcę je zarobić.

– Uznałam, że zależy panu na Drzymalskim – mruknęła.

– Niby dlaczego ma mi zależeć?

Akurat teraz przydałoby się trochę światła. Mógłby stwierdzić, czy jest rozczarowana.

– Pamięta go pan – usłyszał spokojny głos. – Proszę nie mówić, że nie. Wczoraj nie było ciemno. Widziałam pańską reakcję. To nie było…

– Rany boskie, jest trzecia – jęknął. – Nie traćmy czasu. Czy powiedziałem, że nie pamiętam, kto to jest Drzymalski? Jasne, że pamiętam. Nie zapomina się takich gości. Tylko co z tego?

– Są dwie możliwości. – Chyba oparła się o drzwi. – Pierwsza, że pan go lubi. Druga, że jest panu obojętny albo darzy go pan antypatią. W przypadku pierwszym będzie pan chciał pomóc jemu. W drugim nie będzie pan odczuwał skrupułów, pomagając wojsku za godziwą opłatą.

Kiernacki zastanowił się.

– Logiczne – przyznał w końcu. – Jednego nie rozumiem… Co zamierzacie zrobić z Drzymalskim, że jego przyjaciel jest dla was równie użyteczny jak wróg?

– „Równie” to za mocno powiedziane. Chyba większości zaangażowanych w to osób bardziej odpowiadałby ktoś nieprzepadający za Drzymalskim. – Chwila ciszy. – To pański przypadek? Podobno trudny był z niego żołnierz.

– Pytanie za dziesięć punktów, co? – uśmiechnął się. – To dlatego przysłano po mnie aż psychologa? Żeby ustalił, w który róg lepiej dąć?

Nie oczekiwał odpowiedzi. A już na pewno nie takiej.

– Właśnie – potwierdziła tak spokojnie, że aż niefrasobliwie.

– To trochę nieładnie. Nie uważa pani?

– Moje opinie są bez znaczenia. Ale nawet gdyby… Nie rozumiem, co się panu nie podoba w takim podejściu. Nikt nie oczekuje, by postępował pan wbrew sobie. Chcemy, by zarobił pan te pieniądze w zgodzie z własnym sumieniem. Co w tym złego?

Szukał jakiś czas odpowiedzi. Ale była trzecia w nocy.

– Nie przeciągajmy – westchnął. – Mam propozycję. Pani mówi, co konkretnie mam zrobić, ja mówię tak albo nie, a potem… – utknął na chwilę – …no, najprawdopodobniej wracam do łóżka.

Nawet przez mrok wyczuł jej zdziwienie.

– Nie przesadza pan? – Oprócz niedowierzania w jej głosie była domieszka autentycznej złości. – To półroczna pensja. Nie targowałabym się na pana miejscu. I tak będą problemy z zaksięgowaniem takiego…

– Do rzeczy – upomniał ją łagodnie. – Co miałbym zrobić?

– Praktycznie nic – rzuciła gniewnie. – Opowiedzieć o nim. Jaki jest, co potrafi, jak myśli.

– Wy potrzebujecie jego żony – roześmiał się. – Ja mogę najwyżej powiedzieć, jaki czas miał na torze przeszkód. No więc miał najlepszy. A teraz żegnam. Państwo polskie jest biedne, a ja nie naciągam biedaków na zbędne wydatki.

Obrócił się na pięcie, wrócił do pokoju i usiadł na tapczanie. Było tu widniej – nie aż tak, by odczytać wyraz twarzy stojącej w progu dziewczyny, ale wystarczająco, by rozpoznać wymowę ruchów. Przypominała tygrysicę, którą tylko pręty klatki powstrzymują przed skokiem.

– To nie jest śmieszne – warknęła. – Na tym spotkaniu w Warszawie mają być członkowie rządu!

– O Jezus Maria – udał przestrach albo może nabożny szacunek. – A mój garnitur brudny i wymięty. I co ja na siebie włożę?

Przyglądała mu się morderczym wzrokiem.

– Niech pan uważa, kapitanie – mruknęła. – Bo jak tak dalej pójdzie, problem garderoby sam się rozwiąże. Pojedzie pan w mundurze.

– Hmm?

– Póki co, nie wyrzucili pana z korpusu oficerskiego. A gdyby nawet, to szeregowych też biorą do czterdziestego piątego roku życia. Więc załapie się pan jeszcze.

Kiernacki posiedział chwilę, a potem ostentacyjnie wyciągnął się na tapczanie i starannie przykrył kołdrą.

– Dobranoc, pani porucznik. Wesołej służby. Wychodząc, proszę zatrzasnąć drzwi.

Nie chciało mu się wierzyć, kiedy odwróciła się bez słowa i po prostu zrobiła to, co zasugerował.

* * *

Honker w barwach żandarmerii połyskiwał zza zarośli przy śmietniku. Bliżej, pod wierzbą, tkwił z rękami w kieszeniach jakiś kapral w mundurze polowym i bez nakrycia głowy. Obok, już właściwie w przedsionku klatki schodowej, tęgawy cywil wykorzystywał plecy sierżanta wojsk lądowych w charakterze mobilnego biurka, wypisując coś z bolesnym wyrazem twarzy. Dalej, skryty za ścianką, stał ktoś w dżinsach i białych skórzanych tenisówkach. Do tego należało zapewne dodać dwóch policjantów z prewencji: trzymali się z boku, ale chyba nie przypadkiem ucinali pogawędkę na tym akurat kawałku osiedlowego chodnika.

Kiernacki zwolnił, nie zatrzymał się jednak ani nie wykorzystał ostatniej okazji, by skręcić w bramę i zniknąć. Nadal nie chciało mu się wierzyć. Poszedł dalej, niedbale kołysząc torbą z połówką chleba.

– Oto i nasza zguba – powiedziała głośno i wyzywająco właścicielka dżinsów i tenisówek, wychodząc na środek chodnika. – Ładnie tak trzymać ludzi pod drzwiami?

Kiernacki posłał jej uprzejmy uśmiech i stanął dwa kroki przed formującym się komitetem powitalnym.

– Nie jest pan czasem ze Służby Więziennej? – zerknął na grubego cywila. – Dodać strażaka i mielibyśmy komplet mundurowej budżetówki. Co za widok…

Gruby zmierzył go nieżyczliwym spojrzeniem, po czym wręczył wypełniany uprzednio dokument.

– Niech pan podpisze. To pokwitowanie odbioru.

Kiernacki wziął długopis od sierżanta, złożył podpis i oddał grubemu wszystko z wyjątkiem wezwania. Nie musiał czytać, by wiedzieć, co to jest. Sierżant i cywil – tak naprawdę oficer lokalnego WKU – kiwnęli głowami w kierunku pani porucznik i odeszli. Kiernacki pomyślał, że urządzono im pobudkę niemniej brutalną niż jemu i że popularność niejakiej Dembosz gwałtownie w stargardzkim garnizonie maleje.

– Co tam napisali? – zwrócił się z przyjaznym uśmiechem do sprawczyni całego zamieszania.

– Czytać pan nie umie?

– W moim wieku… – westchnął ze starczą melancholią. Jej usta, wciąż czerwone niczym świeża rana, zwęziły się i pewnie pobladły pod warstwą szminki. – Oczy już nie te.

– Śmieszne – wzruszyła ramionami. – A teraz do samochodu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x