Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Zabił kogoś? – zapytał Kiernacki z niedowierzaniem.

– To się zwykle z mordowaniem wiąże – mruknęła niby to do siebie porucznik Dembosz.

– Dwie osoby niemal na pewno. – Ziętarski otworzył teczkę. – Jedna miesiąc walczyła o życie. Kilka do tej pory leczy nerwy. Nie mamy absolutnej pewności, że tę jatkę można przypisać Drzymalskiemu. To znaczy – w sensie dowodowym. Świadków jest w bród, za to podejrzanego nie dało się ująć. Z tym, że to nie jest problem numer jeden.

– Kim byli ci zabici?

– Wiem, że to zabrzmi cynicznie, ale nie o nich chodzi. Między nami mówiąc, Drzymalski wyświadczył społeczeństwu przysługę tą pierwszą akcją. Zabici pracowali jako ochroniarze u pewnego przedsiębiorcy z południa kraju, ale zdaniem policji częściej dawali w skórę jego kontrahentom. Jeden był podejrzany o udział w morderstwie… No, na skautów nie padło.

– Pierwsza akcja – skinął głową Kiernacki.

– Oczywiście były następne. Albo była – nie mamy pewności. Między innymi dlatego tak ważna jest dyskrecja. – Ziętarski pchnął teczkę w kierunku rozmówcy. – Portrety pamięciowe. Może kogoś panu przypominają. Zdjęć proszę na razie nie oglądać. Są… no, rozpraszają uwagę.

Fotografie leżały w teczce białą stroną do góry. Kiernacki wyjął kserokopie szkiców i przez chwilę wpatrywał się w parę męskich twarzy. Nie były identyczne: nawet wiekiem obaj opisywani zdawali się różnić o jakieś dziesięć lat. Główną przeszkodę stanowiły jednak nakrycia głowy. Trzydziestolatek z lewej krył połowę twarzy pod rodzajem kominiarki z daszkiem. Czterdziestolatek z prawego rysunku miał na sobie czapkę-reklamówkę, mocno ocieniającą oczodoły. I – żeby było trudniej – nosił brodę oraz wąsy.

– Gdyby się na tym opierać – Kiernacki postukał paznokciem w kserokopię – to byłyby dwie różne sprawy.

– Nie o to pytamy – przypomniał mało życzliwie Woskowicz. – Pana zdaniem to mogą być Drzymalscy? Albo przynajmniej jeden Drzymalski?

– Pyta pan o brata Darka czy o Darka w dwóch wcieleniach?

– Darek – uśmiechnął się lekko Woskowicz. – Widzę, że byliście sobie dość bliscy.

– Jak się powierza komuś życie, wygodniej być z nim po imieniu.

– W wojsku? – skrzywił się generał. – Ładnie by armia wyglądała.

– Do rzeczy, panowie – upomniał ich Ziętarski. – A co do brata… No, brata tu na pewno nie ma. Choć byli ponoć podobni.

– Byli? – podchwycił Kiernacki.

Minister zawahał się, zerknął na pułkownika. Woskowicz nieznacznie pokręcił głową.

– Na pierwszej zbiórce – Kiernacki rozsiadł się wygodniej – w ogóle go nie zauważyłem. Miałem już jakieś pojęcie o dowodzeniu i wiedziałem, że zaczyna się od zapamiętywania ludzi. Nic żałośniejszego niż dowódca, który próbuje opieprzyć żołnierza, a za cholerę nie pamięta, jak się szeregowy nazywa. To naturalne, że nowe twarze zapamiętuje się stopniowo, ale smarkacze z szeregu nie tak to widzą. Dla nich trep jest tępy, kiepsko kojarzy i może nawet męczy go skleroza. Krótko mówiąc: na starcie wyrabia sobie autorytet negatywny. No więc…

– To wykład z psychologii dowodzenia? – przerwał mu uopowiec. – Panią porucznik pewnie zainteresuje, ale nas nie bardzo.

– Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że się starałem. A jednak przegapiłem wtedy Drzymalskiego. I potem długo go nie rozpoznawałem. Mówię to, bo go szukacie i nie możecie znaleźć. Niektórzy ludzie nie rzucają się w oczy i on jest właśnie z tych. Idealny materiał na szpiega. Pan pułkownik wie, o czym mówię.

Woskowicz nie raczył skomentować.

– Na tym etapie – przerwał chwilową ciszę Ziętarski – chyba powinniśmy przedstawić panu naszą… no, powiedzmy: prośbę. Chcemy uzyskać jak najwięcej informacji na temat tego człowieka. Pułkownik stoi na czele międzyresortowego zespołu dochodzeniowego. Pan współpracowałby z nim w charakterze eksperta. To nie powinno być kłopotliwe, ale z pewnych względów musiałby pan pozostać tu, na miejscu. Sprawa zahacza o bezpieczeństwo narodowe i nie wiadomo, kto jeszcze może być w nią zamieszany. Nie da się wykluczyć, że nasi przeciwnicy dysponują dużymi możliwościami, w tym podsłuchem.

– Myślałem, że chodzi wyłącznie o Drzymalskiego…

– Zapewne. I oby tak było. Ale nie możemy zakładać, że aż tak nam się poszczęściło. Pułkownik Woskowicz jest zdania, że ta idiotyczna historia to jedynie przykrywka. Że Drzymalski posłużył komuś do osłony jakiejś paskudnej operacji.

– Rozumiem. Ale na co to pozornie wygląda?

– Na robotę szaleńca. – Kiernacki posłał mu spojrzenie pełne niedowierzania. – Otrzymaliśmy telefoniczne ultimatum od tego pańskiego pupila. Nie udało się go niestety nagrać, ale sens był taki, że pan Drzymalski stawia mnóstwo żądań. Adresowanych do rządu.

– I?

– To pierwsze pana zadanie. – Dembosz, szaraczek rzucony między prominentów, od początku nie sprawiała wrażenia szczęśliwej, ale teraz, gdy oficjalnie zabrała głos, trudno było doszukać się w jej zachowaniu jakichś kompleksów. – Pan jeden go zna. Proszę powiedzieć, co w ustach takiego człowieka może oznaczać… – zawiesiła głos – …wypowiedzenie wojny.

Kiernacki jeszcze raz powiódł spojrzeniem z lewej w prawą, choć prawdopodobieństwo, iż pada ofiarą żartu, było raczej znikome.

– To jego słowa? – upewnił się. – Te o wojnie?

– Tak – wyręczył dziewczynę Ziętarski. – To akurat utkwiło mi w pamięci. – Posłał wymuszony uśmiech na pułkownikowsko-generalską stronę stołu. – Od września 39 żaden z naszych ministrów nie miał okazji odbierać podobnej informacji. – Zwrócił się do Kiernackiego. – I co pan o tym sądzi?

Musiał poczekać na odpowiedź.

– Później. – Było to na tyle bezczelne, że nikt nie zaprotestował. – Najpierw proszę powiedzieć, co już zrobił. Bo jakiś niezły numer musiał wykręcić, skoro zajmuje się nim takie grono.

– Może nie będę oryginalny – przyznał Woskowicz – ale to my jesteśmy od zadawania pytań. Pan ma być konsultantem. Wie pan, kto to taki, panie Kiernacki? Ktoś, kto mówi, gdy pytają. Nic poza tym.

Tym razem Ziętarski zignorował iskrzenie w gronie podwładnych.

– Nie pomogę, jeśli nic nie będę wiedział – stwierdził spokojnie Kiernacki. – O ile w ogóle mogę w czymś pomóc. Nie widziałem Drzymalskiego od dwunastu lat.

– Niech pan po prostu spróbuje – uprzedził Woskowicza gospodarz.

Kiernacki westchnął bezgłośnie.

– To naprawdę wiele lat. Nie wiem, kim jest teraz ten chłopak. Ale jeśli nie za bardzo się zmienił… Tak z marszu mogę panu udzielić dwóch informacji. Dobrej i złej. Dobra informacja: to nie jest 1939, a Drzymalski to nie Wehrmacht…

– Mam robotę. – Woskowicz ostentacyjnie spojrzał na zegarek. – Przepraszam, ale marnowanie czasu na takie bzdury…

– A zła jest taka – dokończył Kiernacki – że macie wojnę. Małą, ale paskudną.

* * *

Stał pośrodku przydzielonego Kostkowi Zdrzałkowiczowi kawałka asfaltu, niemal do ostatniej chwili blokując wjazd. Średniego wzrostu, raczej masywny, ni młody, ni stary. Spodnie w kant, jakaś nijaka wiatrówka, jedno i drugie raczej czyste, choć ciut wygniecione. Nie wyglądał na włóczęgę. Gdyby nie stanął między Kostkiem a jego miejscem parkingowym, pewnie zlałby się z ulicznym tłem.

Bezpośrednie sąsiedztwo gmachu Polskiego Radia nie należało do rejonów niebezpiecznych, więc Zdrzałkowicz bez oporów wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Wiedza, że byłby pierwszą gwiazdą mikrofonu, której wyrwano tu portfel i nakładziono po pysku, pomogła mu zepchnąć do podświadomości instynktowny lęk.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Альфред Теннисон
Artur Baniewicz - Smoczy Pazur
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Góra trzech szkieletów
Artur Baniewicz
Artur Baniewicz - Afrykanka
Artur Baniewicz
Artur Hermann Landsberger - Justizmord?
Artur Hermann Landsberger
Artur Brausewetter - Der Kampf mit den Geistern
Artur Brausewetter
Artur Hermann Landsberger - Lu, die Kokotte
Artur Hermann Landsberger
Artur Landsberger - Justizmord
Artur Landsberger
Arthur Symons - Poems in Prose
Arthur Symons
Отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej»

Обсуждение, отзывы о книге «Drzymalski przeciw Rzeczypospolitej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x