Zygmut Miłoszewski - Gniew

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gniew: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To zawsze wygląda tak samo, pomyślał Szacki, czując znużenie. Wszyscy sami siebie mają za wyjątkowych i jedynych w swoim rodzaju, a jak trzeba zauważyć wyjątkowość u innych, to wtedy zawsze jest to „na pierwszy rzut oka normalna rodzina”.

– I? – Szacki zerknął na zegar. Niestety czas nie stał w miejscu, przeciwnie, wskazówki wydawały się poruszać z widoczną prędkością.

– Pół roku temu był wypadek, na wiosnę. On wyszedł do pracy, ona została z dzieckiem, małym. Piecyk nawalił, tlenek węgla. Tragedia, w gazetach ciągle o tym piszą, że cichy zabójca. Potem ludzie gadali, że to nie wypadek, że tam się nie najlepiej działo.

– Szukała u pana pomocy, prawda?

Kiwit zamilkł, długo patrzył w okno, jakby w szarej mgle kryły się odpowiedzi.

– Z synem byłem starszym. – Skinął głową w stronę holu, dając do zrozumienia, że chodzi o chłopaka, którego Szacki przed chwilą widział. – On się przejął, kazałem się nie wtrącać, to są rodzinne sprawy, po co to samemu policja, prokuratura, tylko kłopoty później. Syn się nie posłuchał, poszedł tam do nich rozmówić się z facetem. Tamten go wyśmiał, a potem właśnie ten wypadek z piecykiem, zbieg okoliczności taki dziwny. – Kiwit odchrząknął. – Zwykli ludzie, żadna patologia. Na podwórku zjeżdżalnia dla dziecka, trampolina, basenik, taki nieduży. Normalny dom. Rozmawiałem z człowiekiem kilka razy przez płot, normalnie, o samochodach chyba czy o koszeniu trawy, nie pamiętam. Zupełnie normalny gość. Rozumie pan?

Szackiemu nie chciało się potakiwać. Czekał na informację, która mu pomoże, wszystkie tragedie całego świata miał w dupie.

– Kto normalnie by uwierzył, że w takiej sytuacji kobieta po prostu nie zabierze dzieciaków i drzwiami nie trzaśnie. Przepraszam, ale ja ciągle jak słyszę takie historię, to sam pan rozumie, sama była sobie winna. Na skobel w kotłowni jej nie zamykał przecież. Faktycznie, ja słyszałem czasami krzyki, jak po nocy siedziałem nad księgowością, no ale pan powie, kto się w domu nie kłóci? Jakie małżeństwo się nie kłóci!

– Wie pan, co się z nim stało?

– Podobno ma mieć proces w Suwałkach, tam teraz u matki mieszka – powiedział Kiwit. – Matka się nim opiekuje po wypadku, pijany kierowca go potrącił, siedzi na wózku, resztę życia będzie sikał do woreczka.

Powiedział to po prostu, „ot, wypadki chodzą po ludziach”, a Szacki zrozumiał, że nawet nie ma sensu pytać, czy kierowcę złapali. Spojrzał pytająco.

– Panie prokuratorze – ciągnął Kiwit, nagle starszy o piętnaście lat. – Nie mam pojęcia, kto to był ani gdzie mnie trzymali. Niedługo, niecały dzień. Z nikim nie rozmawiałem, ba, nikt do mnie słowa nie powiedział.

– Gdzie?

– Dom pod lasem, miliony są takich w Polsce. Nie nowy, nie stary, po prostu dom. Nie potrafiłbym powiedzieć, czy to tutaj, czy może pod Ostrołęką albo Malborkiem. Przykro mi.

– Cechy charakterystyczne?

– Telewizor na ścianie – powiedział tak cicho, że Szacki nie był pewien, czy dosłyszał.

– Co na ścianie?

– Telewizor. I sala chirurgiczna.

Kiwit odruchowo dotknął prawego ucha.

6

Leżała na wznak, z rękami pod głową, ale nagle pomyślała, że być może obserwują ją przez kamery, i usiadła w pozycji ofiary porwania. Nogi podciągnięte pod brodę, kolana objęte ramionami, głowa spuszczona. Nie chciała, żeby jakiś wariat zobaczył ją leżącą na łóżku i żeby głupie myśli zaczęły mu chodzić po głowie. Najbardziej bała się gwałtu.

Tak bardzo bała się gwałtu, że nawet nie potrafiła o tym myśleć, myśli o gwałcie nie kleiły się, nie prowadziły do wymyślonych obrazów i dźwięków, latały jej po głowie, obijając się o czaszkę, czasami któraś zahaczyła o neurony i wtedy Hela była jak sparaliżowana, niezdolna do żadnej czynności ani żadnej innej myśli.

Czytała gazety, oglądała telewizję. Widziała, że gwałt może oznaczać, że przez długi czas przez wiele osób będzie traktowana jak kawałek ciepłego mięsa. Że zrobią jej krzywdę i że nigdy nie będzie taka sama. Ze zdumieniem odkryła w sobie myśl, że łatwiej wyobrazić sobie śmierć. Śmierć stanowiła rodzaj przejścia w nieznane, bez wątpienia oznaczała koniec, ale mogła też być niespodzianką. W gwałcie niespodzianki nie było. Po prostu będzie musiała żyć dalej, może krótko, może bardzo długo, i całe to życie przeżyje jako kobieta, która zaczęła swoją dorosłość od bycia kawałkiem ciepłego mięsa.

Postanowiła, że jakby co, to spróbuje trochę wytrzymać, a potem sprowokuje ich do tego, żeby ją zabili.

7

Niewiele się pomylił. Był pewien, że Monika Najman będzie czekać na niego w holu, tymczasem ona nerwowo krążyła po chodniku. Kiedy wygramolił się z radiowozu, stała tuż przy nim. Zaczekała, aż zatrzaśnie drzwi, i wypaliła:

– Pożałuje pan tego.

Dmuchnął zimny wiatr, ale inny niż do tej pory, suchy, mroźny. Wiatr, który zwiastuje początek zimy. Zapiął płaszcz, spojrzał na Monikę Najman, spojrzał na stojący za nią szary budynek, trochę zaniedbany, taki w sam raz na ośrodek pomocy społecznej i ośrodek terapii uzależnień. I faktycznie, oba tutaj się mieściły, razem z kilkoma innymi instytucjami, których klienteli nie stanowią zdrowi, szczęśliwi i majętni.

Rozumiał wściekłość pani Najman. Nie zostawił jej wyboru, kiedy wysłał do niej Bieruta z informacją, że albo zgodzi się w trybie pilnym na przesłuchanie swojego pięcioletniego dziecka, albo Szacki przestanie brać jej zeznania za dobrą monetę. Zażąda środka zapobiegawczego, zgłosi sprawę do sądu rodzinnego, będzie się musiała tłumaczyć kuratorom, czy jako osoba podlegająca dozorowi policyjnemu jest w stanie zapewnić dziecku odpowiednie warunki. Napisał to Bierutowi na kartce, żeby jej odczytał, bał się, że policjant jest za miękki, żeby skutecznie zaszantażować matkę użyciem państwowej machiny, aby odebrać jej dziecko.

Rozumiał kobietę, ale miał ją w dupie. Musiał działać inaczej niż zwykle, to była jego jedyna szansa. A skoro nie udało się wyciągnąć niczego od Najmanowej, to wyciągnie od jej dziecka. Przedszkolakom zazwyczaj znacznie gorzej wychodzi ukrywanie prawdy niż ich matkom.

– Miała pani swoją szansę. Trzeba było mówić prawdę – powiedział.

Chwilę patrzył na nią w nadziei, że zmieni zdanie i powie mu wszystko, co wie. Czuł, że się zastanawia. Myśli zapewne, czy dziecko wie coś, co może ją pogrążyć. W końcu odsunęła się, pozwalając Szackiemu wejść do budynku.

Przeszedł ciemnym korytarzem, ozdobionym ponurymi plakatami, przestrzegającymi przed uzależnieniami, przede wszystkim alkoholowym („Bimber – przyczyna ślepoty”), ponieważ w budynku mieścił się też ośrodek terapeutyczny, myśląc, że nie tak powinna wyglądać droga do przyjaznego pokoju przesłuchań. Chyba że to celowy zabieg. Kiedy dzieciak już zejdzie z oczu ofiary bimbrownictwa, przesłuchanie będzie dla niego niczym ulubione zajęcia w przedszkolu.

Na końcu korytarza czekała kolejna kobieta, nie mniej wściekła niż poprzednia.

– Gdyby nie Żenia. – Oskarżycielsko wycelowała w niego palec. – Gdyby nie to, że spędziłam z nią w jednym akademiku kilka lat, kując anatomię...

– Też się cieszę, że cię widzę, droga Adelo – powiedział, nieudolnie udając serdeczność. Nigdy mu to nie wychodziło.

– Przynajmniej zrób mi tę przyjemność i się nie staraj – wycedziła. – Powinnam mieć dwa tygodnie na przygotowanie tego przesłuchania, a nie dwie godziny. Gdyby nie Żenia, wyśmiałabym cię, a może nawet doniosła, że w ogóle wpadłeś na taki pomysł.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gniew»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gniew»

Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x