Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie chcę, żeby wiesz... – Wykonał nieokreślony ruch ręką.
– Masz rację, to byłoby straszne, gdyby twoja córka się dowiedziała, że jej ojciec uprawia seks.
– Nie no, weź nie mów o Heli i seksie, jak tak stoimy. – Wskazał na goluteńką Żenię i na swojego członka, dyndającego pod koszulą w tym samym rytmie, co krawat.
Pokiwała głową z niedowierzaniem i poszła w stronę łazienki.
– Boisz się jej nawet, kiedy jej nie ma. To już jest patologia.
Poczuł, jak rośnie w nim irytacja. Znowu coś źle.
– Zaczyna się. Nie możesz być zazdrosna o moją córkę.
– Możesz nie mówić o zazdrości i twojej córce, jak tak stoimy – zakpiła.
Policzył w myślach od pięciu do zera. Od jakiegoś czasu obiecywał sobie proponować konstruktywne rozwiązania, zanim wybuchnie.
– Jeśli uważasz, że coś nie gra w naszej relacji – powiedział powoli – to może powinniśmy wszyscy usiąść i o tym porozmawiać.
– Jak sobie to wyobrażasz? Przyznasz jej rację, zanim otworzy usta. A ona będzie zażenowana tym, jak łatwo tobą manipulować. Poza tym do Heleny nic nie mam, to fajna, mądra dziewczyna.
– Czyli do kogo coś masz? – zapytał bez sensu.
Podniosła brew w firmowym geście. Naprawdę wysoko; pomyślał, że to musi być kwestia wytrenowania odpowiednich mięśni głowy.
– No nie wiem, kurwa, a jak myślisz?
Bardzo łatwo zaczynała kląć, uważał, że to słodkie.
Żenia zawróciła do sypialni, wzięła się pod boki, małe spiczaste piersi wycelowała w Szackiego jak dodatkowe argumenty.
– Robisz jej krzywdę, Teo. Traktujesz ją jak dziecko, bo nie masz żadnego pomysłu na relację dorosłego ojca z dorosłą córką. Ona też go nie ma, ale nie musi. Jest zdezorientowana i nie mając pojęcia, jak się zachować, po prostu wykorzystuje twoją słabość. Nie winię jej wcale, żeby było jasne. Przykro mi to mówić, Teo, ale ten czas, kiedy była dzieckiem, które potrzebuje ojca, minął. Rozumiem, przykro ci, miałeś wtedy inne rzeczy na głowie, ale było, minęło.
Nic nie powiedział. Po pierwsze, nie chciał wybuchnąć, po drugie, wiedział, że Żenia ma rację. Co miał zrobić? Kochał Helę, chciał, żeby było jej jak najlepiej. Dopuszczał do siebie myśl, że rozpieszcza córkę, bo zagłusza wyrzuty sumienia po rozstaniu z Weroniką.
– I żeby było jasne – dodała Żenia. – Żebyś sobie nie myślał, że to ma związek z twoim rozstaniem, bla, bla, bla, psychologiczne brednie z szufladki dla użalających się nad sobą. Gówno prawda. Twoja córka jest odważna, nowoczesna, silna i pewna siebie. Krzywdzisz ją, nie wymagając niczego i traktując jak kochaną córeczkę. Robisz to samo, co twój seksistowski ojciec i seksistowski dziad. Boisz się fajnych kobiet i próbujesz wepchnąć córkę do formy, która dla niej jest już zupełnie obca.
– Skąd wiesz, że mój ojciec i dziad byli seksistowscy?
Spojrzała na niego i wybuchnęła chrapliwym śmiechem, głośniejszym niż jej niedawne jęki.
3
Obudził się tak samo jak zwykle. Bez przewracania się z boku na bok, bez dosypiania, bez zastanawiania się, czy jeszcze chwilę poleżeć, czy już ruszyć do akcji. Po prostu otworzył oczy, stwierdził, że już jest jasno, i wstał od razu, jakby nie chciał uronić ani chwili z nowego dnia.
Sypialnia była pusta, rzadko się to zdarzało o tej porze, ale zdarzało. Wyszedł na korytarz, rozejrzał się. W domu było cicho, nie słyszał krzątaniny, nie słyszał radia ani telewizora. Miał ochotę pójść do łazienki, zamiast tego stanął przy schodach prowadzących na dół i zawahał się. Patrzył w dół, zastanawiając się, czy zawołać, czy raczej zejść niepostrzeżenie i sprawdzić, co się dzieje na dole. Kilkanaście drewnianych stopni kusiło. Postanowił zejść po cichu.
Usiadł na najwyższym i kilka sekund czekał, co się stanie. Nic się nie stało, więc zsunął się na niższy schodek i znowu zastygł. I znowu nic się nie stało. Rozejrzał się, ale nic nie zakłócało pustki i ciszy. Postanowił skorzystać z okazji i tą samą techniką, zsuwając się na pupie z kolejnych stopni, znalazł się na dole.
Wcześniej miał plan, żeby zajrzeć do kotłowni, najbardziej tajemniczego miejsca w domu, ale za bardzo podniecił go zjazd po stopniach i zapomniał. Nie dość, że furtki przy schodach były otwarte i mógł w końcu zejść sam, po raz pierwszy w życiu, to jeszcze pamiętał, jak trzeba schodzić. Był z siebie dumny.
– Mamo, ja sam idem! – krzyknął. – Mamo, dzień! Sam idem po schodach, na pupie. Nie krzycz – dodał na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że jednak zrobił coś, czego nie wolno.
W domu na Równej było pusto i cicho.
4
Nawet jak na Warmię to i tak była przesada. Pomyślał, że w ten sposób będzie wyglądać nuklearna zima, złowroga i ciemna. Kilka minut po dziewiątej ciągle paliły się latarnie, a światła przez chmury przedzierało się tyle, że pożałował, że nie wziął latarki. Wyobraził sobie, że Olsztyn z lotu ptaka musi wyglądać jak przykryty grubą warstwą ciemnoszarego filcu, takiego mocno zużytego, oderwanego od sfatygowanego wszechświatowego gumiaka.
Prokurator Teodor Szacki nie przypuszczał, że taka pogoda jest możliwa.
Przebiegł szybko kilka kroków, żeby jak najszybciej znaleźć się w oświetlonym wnętrzu, skinął portierowi i nie zwalniając, dotarł na piętro, gdzie zderzył się ze stojącą na korytarzu szefową. Skinął na powitanie, przekonany, że to przypadek, że właśnie wyszła z toalety. Ale nie, wyraźnie na niego czekała. W beżowej garsonce na tle beżowej ściany wyglądała, jakby założyła maskujący mundur polowy.
– Do mnie – powiedziała, wskazując na sekretariat.
Zdjął płaszcz i wszedł do gabinetu. Nie bawiła się w żadne otwarte i serdeczne szefostwo, ledwo przekroczył próg, zamknęła drzwi.
– Panie Teo! – zaczęła tonem, który nie wskazywał, że zamierza być wobec niego „och, taką dobrą osobą, prawdziwą dobrotą”. – Jedno pytanie: dlaczego pański asesor, bezczelny, zdziwaczały gnój, który jeszcze niedawno wymusił na mnie, żeby móc pracować z panem, teraz składa oficjalny wniosek o udzielenie panu nagany?
Szacki poprawił mankiety.
– Zresztą zmieniam zdanie. Nie mam żadnego pytania, nie interesuje mnie żadna odpowiedź. Daję panu godzinę, żeby to załatwić. Do południa ma być u mnie Falk, wycofać wniosek, przeprosić za nieporozumienie i dygnąć grzecznie.
Wstał i poprawił przewieszony przez ramię płaszcz, żeby nie zrobiły się zagniecenia.
– Nie wiem, czy to będzie możliwe – powiedział.
– Godzina. Potem napiszę prośbę do okręgowej o przejęcie przez nich pańskiego śledztwa w sprawie Najmana ze względu na zawiłość sprawy. Przeczyta pan sobie o postępach w „Gazecie Olsztyńskiej”, ścigając z całą mocą urzędu palących trawkę studentów z Kortowa. Do widzenia.
Odwrócił się bez słowa i wyszedł. Chciał zamknąć drzwi, kiedy dobiegł go radosny i pełen życzliwego optymizmu szczebiot:
– Panie Teo, proszę zostawić drzwi otwarte, nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że mnie nie ma.
5
W przeciwieństwie do mamy i taty, będących w pewien sposób apostołami zwyczajności, chłopiec z ulicy Równej wybijał się ponad przeciętną. Kilkanaście minut wystarczyło mu, żeby zamienić rodzinny dom w lunapark. Na początek wszedł do kociej kuwety, o czym zawsze marzył, wykonywał w niej kocie ruchy i rozrzucał na wszystkie strony różowy żwirek. Potem skorzystał z uchylonych drzwi do pralni, żeby przewrócić odkurzacz, zrzucić trochę tajemniczych płynów z półki i nawciskać tyle guzików w pralce, że zaczęła wyświetlać komunikat „error”.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.