Zygmut Miłoszewski - Gniew

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gniew: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ukucnął i wyciągnął spod biurka druciany kosz. Włożony do środka foliowy worek był pusty jak barek alkoholika.

Westchnął.

7

Każda smycz ma dwa końce. Kapitan żeglugi wielkiej Tomasz Szulc nie miał ochoty wyciągać drugiej ręki z ciepłej kieszeni, więc użył tej, w której trzymał smycz, aby zapiąć do końca suwak sztormiaka i lepiej chronić się przed pogodą. Tym ruchem pociągnął za szyję swojego głupiego labradora, który wierzgnął radośnie, przez co kapitan Szulc poślizgnął się i mało co nie runął w rozjeżdżoną rzekę błocka, nazwanego przez jakiegoś gminnego humorystę ulicą Równą.

Żona w ostatniej chwili złapała go za łokieć.

– Wiesz, o czym myślę? – zapytał.

– Niestety, moje życie jest uboższe o tę wiedzę.

– Myślę, w ilu miejscach na świecie wspólnie byliśmy.

– Jeśli wierzyć naszej mapie, to w dwudziestu ośmiu krajach.

Pokiwał głową. Liczył wczoraj i wyszło mu tyle samo. Ich mapa stanowiła rodzaj świeckiego ołtarzyka, na ogromnej elipsie z polityczną mapą świata zaznaczali kolorowymi pinezkami wszystkie odwiedzone miejsca. Czerwona tam, gdzie byli całą rodziną z dziećmi; pomarańczowa, jeśli pojechali we dwójkę; niebieska dla niej i zielona dla niego. Kiedy dzieci podrosły i zaczęły jeździć same, dodali białą dla córki i żółtą dla syna. Sześć kolorów z kostki Rubika.

– Czy widzieliśmy jakieś miejsce, gdzie by stawiali domy pośrodku pola? Gdzie pałace z kutymi ogrodzeniami i granitowymi podjazdami, obłożone piaskowcem, stoją wzdłuż rzeki błota?

Zaprzeczyła.

– Powiedz mi, co jest w tym cholernym kraju nie tak. Co to w ogóle za błotoland jest, że pozwalają ludziom budować domy, podłączają prąd i wodę, a droga zawsze jest dekadę później. To jakiś spisek? Biorą łapówki od firm produkujących samochody terenowe? Od warsztatów remontujących zawieszenia? Myjni samochodowych? Pralni chemicznych?

– Nie zapomnij o ortopedach.

– I po co my w ogóle wychodzimy w taką pogodę? – Szulcowi ciężko było przestać gderać, jeśli raz już zaczął.

– Mamy psa.

Fakt, mieli psa. No i teraz brodzili po błocku swojej małej ojczyzny, w najbrzydszy, najohydniejszy, najbardziej paskudny dzień roku. Bo mieli psa. Brunona.

Odeszli od drogi. Tomasz spuścił Brunona ze smyczy. Byli teraz w nowej części wsi, wyludnionej o tej porze dnia niczym Prypeć. Mieszkańcy próbowali zarobić na spłatę kolejnej raty kredytu, a jeśli w domu zostały dzieci z matkami albo babciami, to pewnie skrzętnie ukryte przed koszmarną aurą.

Bruno latał po błotnistych wertepach, rozbryzgując kałuże i przy okazji zmieniając swoje czekoladowe umaszczenie na kremowe, bo taki kolor miało błoto w tej części Warmii. W pewnej chwili pies stanął i zaszczekał.

Zatrzymali się i spojrzeli na siebie. Bruno prawie nigdy nie szczekał. Raz nawet zapytali weterynarza, czy z jego strunami głosowymi jest wszystko w porządku. Lekarz ich wyśmiał i powiedział, że labradory bywają małomówne.

A teraz stał przy jakimś ogrodzeniu i szczekał.

Tomasz podszedł, uspokoił psa, poklepując go po głowie. Spojrzał na stojący za płotem domek. Nowy, zwyczajny. Parter, poddasze użytkowe z oknami dachowymi, wiata zamiast garażu. Oczywiście większy niż ich stara pruska chałupka.

Dom miał klasyczny rozkład, przez okno obok drzwi widać było kuchnię otwartą na jadalnię i salon. Tomasz zauważył, że drzwi lodówki są otwarte. Światła paliły się w kuchni i w sypialni na piętrze.

Wydawało mu się, że słyszy jednostajne zawodzenie dziecka.

– Słyszysz? – zapytał.

– Nic nie słyszę, uszy mi zamarzły.

– Dziecko płacze chyba.

– Z mojego doświadczenia wynika, że tym się głównie dzieci zajmują. Chodź, bo zaraz cała zamarznę.

– Ale tak płacze i płacze.

– Bo pękł mu balonik albo go boli ucho, albo mama wyłączyła bajkę, albo nie dała snickersa na śniadanie. Mówisz, jakbyś dzieci nigdy nie miał.

Pogłaskał Brunona po głowie. Pies ciągle patrzył w stronę domu, ale już nie szczekał, nie warczał też. Chyba faktycznie jest przewrażliwiony.

– Zadzwonię – powiedział, kładąc palec na przycisku domofonu.

– Daj spokój, kobieta tylko tego potrzebuje. – Łagodnym gestem chwyciła jego rękę, odciągnęła od furtki. – Wyjący bachor i wścibski sąsiad, dla mnie to byłoby zbyt dużo na jeden dzień.

Wsunął do kieszeni swoją rękę, razem z ręką żony, i pomyślał, że może faktycznie jest przewrażliwiony. Zawsze był takim trochę ojcem kwoką, cała rodzina się z niego śmiała. Nic tylko dzieci i dzieci.

Minęli kolejne trzy posesje, kiedy zauważyli, że Brunon ciągle nie ruszył się z miejsca. Musiał trzy razy gwizdnąć, zanim krnąbrny pies do nich przybiegł.

8

Dzień to był na ulicy Równej inny niż wszystkie, na pewno niezwyczajny. Dzień, w którym wszystko może się zacząć albo skończyć. A im więcej czasu mijało, tym bardziej godziła się z tym, że wszystko kończy się nieodwołalnie, a świadomość nieoczekiwanie wracała i równie nieoczekiwanie znikała. Kiedy pojawiła się za pierwszym razem, była jeszcze dobrej myśli, czuła głównie złość na tego chuja, który oczywiście okazał się damskim bokserem. Nie dość, że ją wystrzelał po gębie, to jeszcze pchnął tak, że uderzyła się w głowę i straciła przytomność.

Złość prędko zastąpił strach, kiedy okazało się, że nie może się ruszyć, musiało jej coś strzelić w mózgu albo w kręgosłupie. Nie czuła w ogóle swojego ciała, nie licząc potwornego, łupiącego bólu głowy. Udało jej się poruszyć powiekami, ale wydobyć z siebie głosu –już nie.

Pomyślała, że jest bardzo źle, i straciła przytomność.

Odzyskała ją, czując się bardzo słabo, kiedy koło jej głowy upadła butelka z mlekiem. Jeden kawałek grubego szkła, od denka, poleciał tak blisko, że dotykał jej brwi. Patrzyła przez niego na świat jak przez mocne okulary, wszystko było trochę nieostre i trochę zniekształcone. Serce jej stanęło z przerażenia, kiedy zobaczyła, jak przez białą kałużę mleka, pomiędzy kawałkami ostrego szkła, przebiegają tłuste nóżki jej synka. Krople mleka prysnęły jej na twarz. Zrozumiała, że ten kretyn zostawił ją samą w domu z dzieckiem, i zalała ją fala przerażenia. W ułamku sekundy przypomniało jej się wszystko, co kiedykolwiek czytała lub słyszała o wypadkach domowych. Mokra podłoga w łazience. Schody na górę. Gniazdka elektryczne. Piec w kotłowni. Skrzynka z narzędziami. Nóż na blacie. Chemia gospodarcza.

Wczoraj wsypywała kreta do rur? Czy odłożyła butelkę na najwyższą półkę? Czy zakręciła ją, aż usłyszała kliknięcie zabezpieczające zakrętkę? Czy w ogóle schowała ją, czy postawiła obok śmietnika?

– Juuuuuuż! – doleciało do niej z łazienki.

Wytężyła całą swoją wolę, ale udało jej się tylko mrugnąć prawą powieką. Co zrobi, jeśli nie przyjdzie do niego? Pewnie wstanie, spróbuje sam się wytrzeć, rozmaże sobie trochę kupy na tyłku, żadna tragedia. Spuści wodę. Będzie chciał umyć ręce. Lubi się czuć samodzielny. Stanie na muszli, żeby sięgnąć do umywalki. Czy zamknie klapę? Czy jeśli nie zamknie, to wpadnie do środka? A jeśli mydło wpadnie mu do sedesu? Nachyli się, będzie chciał je wyciągnąć.

Zakręciło jej się w głowie. W panice wodziła na wszystkie strony gałkami ocznymi. Wtedy kątem oka dostrzegła piekarnik. Rozkręcony nie wiadomo kiedy na cały regulator, w środku drgało rozgrzane powietrze, z pozostawionego wczoraj biszkopta unosiła się para.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gniew»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gniew»

Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x