Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Kawy się pan napije?
Już chciał się złamać, ale uznał, że jest tutaj służbowo.
– Czemu nie. Czarna, bez mleka, bez cukru.
Nawet jeśli zrobiło to na niej wrażenie, nie dała po sobie poznać.
– Policja dziś ze mną rozmawiała! – krzyknęła z zaplecza.
– Wiem – odparł. – Chciałem zobaczyć miejsce pracy denata.
Nie odpowiedziała. Wróciła z dwoma kubkami rozpuszczalnej kawy, biała dla siebie, czarna dla niego. Gorąca ciecz pachniała gumą, niewiele jest rzeczy bardziej odstręczających niż mocna rozpuszczalna kawa bez żadnych dodatków.
– Mam tylko kilka pytań.
Skinęła głową, założyła nogę na nogę i upiła kawy. Miała energię właścicielki małej firmy. Kobiety z udanym życiem małżeńskim, która lubi pracować, lubi gotować i napić się wina z przyjaciółmi, tymi samymi od dwudziestu lat. Ładnie i żywiołowo tańczy, a jak się wybiera z mężem na weekend do hotelu, to zabiera koronkowe pończochy. Pod pięćdziesiątkę, pewnie o niej zawsze mówili, że ma w sobie to „coś”. Mimo jej widocznych starań „coś” się starzało i znikało, ale pewnie kiedy w listopadowe popołudnie zamykała biuro, mężczyźni ciągle się za nią oglądali. Kozaki, zgrabne nogi między kozakami a spódnicą, kobiece kształty, długie czarne włosy, makijaż, odjazdowe okulary w turkusowym kolorze Karaibów. Można by pomyśleć, że to kobieta zdrowo pogodzona z losem i wiekiem, dobrze czująca się w swojej skórze. Ale Szacki był gotów się założyć, że jeśli w piątek napije się wina, a w sobotę jest słoneczny dzień, to stoi rano przed lustrem, patrzy na swoją skórę i wcale nie czuje się w niej komfortowo. Sam doświadczał tego uczucia nazbyt często.
Zbyt wielu ludzi przesłuchał, żeby nie wiedzieć, że dzielą się na ledwie kilkanaście typów, a pomijając drobne różnice, w ramach kategorii ich charaktery i losy są zazwyczaj bardzo podobne. Nie musiał pytać, żeby wiedzieć, że nigdy ją z Najmanem nic nie łączyło, poza sprawami zawodowymi. Że nawet jeśli próbował romansować, to szybko dostał po łapach. Że kiedy on popijał martini w Tunezji, ona porządkowała faktury, a mimo to potem klienci woleli z nią załatwiać wszystko, a nie z szefem, który na własne oczy widział kolorowe rybki baraszkujące przy rafie koralowej.
Jedno mu nie pasowało. Widział wiele razy ten typ kobiety i nie był to typ pracownicy.
– Jak to się stało, że pracowała pani dla Najmana?
– Nie pracowałam nigdy dla Najmana. Jesteśmy, byliśmy wspólnikami. Niemal równocześnie otworzyliśmy biura po dwóch stronach tej samej ulicy, on nowe, ja się przeniosłam z centrum. Po dwóch latach uznaliśmy, że to bez sensu gapić się na siebie i udawać, że jesteśmy konkurencją. Połączyliśmy siły. Jeden lokal, jedna księgowość, a każdy przyniósł swoich klientów. Ja szkoły i obozy, on rodziny szukające słońca.
– Żona Najmana mówiła o pani jak o pracownicy.
Wzruszyła ramionami.
– Wiem, że przedstawiał mnie jako pracownicę, próbował nawet tak traktować przez chwilę. Krótką chwilę. Trochę taki patriarcha z patriarchowa, ale w sumie dobrze się dogadywaliśmy.
Zerknęła na ścianę, Szacki podążył za jej wzrokiem. Między rajskimi plażami wisiało zabawne zdjęcie Najmana i Parulskiej. Zrobione w zimie, na jakimś jarmarku bożonarodzeniowym na olsztyńskim rynku, wokół stały lodowe rzeźby zwierząt. Między rzeźbami, na śniegu, ustawili parasol z trzciny i dwa letnie leżaki, położyli się na nich w zimowych kurtkach i słonecznych okularach, pijąc bajecznie kolorowe drinki. Między sobą mieli tabliczkę z logo biura i adresem strony internetowej. Uśmiechali się promiennie do obiektywu, wyglądali na zadowolonych.
– Pomyśleliśmy, że to fajny pomysł na reklamę. Pokazać, że możemy ludzi zabrać ze środka polskiej zimy gdzieś pod palmę.
– Interes się kręci? – zapytał.
– Przyzwoicie. Oczywiście rynek jest nieprzewidywalny, raz idą pielgrzymki, raz obozy, mieliśmy rok, kiedy chyba pół osiedla wyjechało na pierwszoligowe egzotyczne kierunki, Karaiby albo Mauritius. Ale ogólnie żarło coraz lepiej, myśleliśmy nawet o otworzeniu filii w Ostródzie.
– A kryzys?
– Kryzys to bujda. Wymyślili tę plotkę w wielkich korporacjach, żeby przez dziesięć lat nie dać nikomu podwyżki.
Prosperujący biznes, widoki na przyszłość, pieniądze. Zastanawiał się, czy to wystarczający motyw do zabójstwa. Raczej nie. Chyba że jakieś prywatne długi, hazard, szantaż. Wspólnik pożycza wspólnikowi, zaczynają się niesnaski. Jeden ginie, nie dość, że długi idą w zapomnienie, to jeszcze biznes zostaje. Zanotował sobie wersję śledczą w głowie.
– Jak dzieliliście się pracą?
– Różnie. Sporo jeździliśmy, służbowo i prywatnie, więc czasami w biurze była tylko jedna osoba. Ale w szczytach siedzieliśmy we dwójkę. Po latach praktyki wystarczyło, że ktoś wszedł, od razu wiedzieliśmy, kto ma go obsłużyć. Jeśli energiczny mężczyzna w płaszczu, to Piotr. Konkretna rozmowa w stylu „ściemniać panu nie będę, różne rzeczy w Arabowie widziałem, ale to jest naprawdę dobre miejsce”, dwa żarty o tym, że podróż z żoną to tak naprawdę podróż służbowa. Do młodego małżeństwa szłam ja, pełna wyrozumiałości dla tego, że chcą jak najwięcej słonecznego szczęścia za jak najniższą cenę. Do dwóch przyjaciółek po pięćdziesiątce oczywiście Piotr, miał coś z dansingowego wodzireja, to się sprawdzało.
– A mnie kto by obsłużył?
– Jak najbardziej ja.
– Dlaczego jak najbardziej?
Joanna Parulska uśmiechnęła się uśmiechem doświadczonej sprzedawczyni.
– Bo nie lubi pan kontaktu z mężczyznami, tego poklepywania się po ramieniu. Myślę, że wizyta w Castoramie albo w warsztacie samochodowym jest dla pan gorsza niż wizyta u dentysty.
– Co pani zyskuje na śmierci Najmana? – Nie chciał przyznać, jak celna była jej diagnoza.
– Nic. Na razie muszę prowadzić firmę sama, mieć nadzieję, że nie stracę klientów Piotra. Jego udziały dziedziczy żona. Teraz Monika twierdzi, że pójdzie mi na rękę, ale zobaczymy później, kiedy zakończy się sprawa spadkowa.
– Na rękę, czyli?
– Odsprzeda mi udziały za rozsądną cenę.
– Rozmawiałyście panie?
– Godzinę temu. Była bardzo miła. Nawet rozważałyśmy przez chwilę, czy nie prowadzić interesu razem.
– Chciałaby pani?
– Chciałabym. Nie będzie mi miał kto czarować emerytek na wyjazd do Maroka, ale w ogóle z kobietami dobrze się pracuje.
Szacki pomyślał, czy ta uwaga oznacza, że z mężczyzną źle jej się pracowało. Zanotował w głowie.
– W zeszły poniedziałek wyszedł z domu do pracy i już nie wrócił. Widziała go pani?
– Jak najbardziej. Zobaczyliśmy się rano. Przyjechał z walizką, sprawdził maile, zostawił mi kilka bieżących spraw, przede wszystkim dużą kolonię narciarską na Słowacji, i wziął taksówkę koło południa, żeby pojechać do Kortowa i tam wsiąść w Radeksa do Warszawy. Miał lecieć z Balkan Tourist do Albanii i Macedonii. Albanię się teraz mocno promuje jako nowy kierunek, kraj staje na nogi, ceny niskie, Adriatyk piękny. Wyjazd miał potrwać dziesięć dni, po powrocie Piotr miał zadzwonić, czy zostaje w Warszawie na szkoleniu z nowości na innych kierunkach.
Szacki odniósł wrażenie, że od Najmanowej usłyszał dokładnie identyczne słowa. Obie kobiety były tak samo chłodne, tak samo wyzute z emocji, tak samo mówiły tylko to co trzeba. I ani słowa więcej.
– Kontaktowaliście się?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– To szczyt martwego sezonu, wszyscy już kupili sylwestry w Egipcie i wyjazdy narciarskie, cała Polska przestawia się na Boże Narodzenie. Mogłabym zamknąć interes na dwa tygodnie i nikt by nie zauważył. Nawet było mi na rękę, że wyjechał, mogłam w spokoju popracować nad ofertami na lato. Chcemy dobrze sprzedać Ukrainę, w końcu nazwa biura zobowiązuje. Mam nadzieję, że się tam skończą te ruchawki lada dzień.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.