Zygmut Miłoszewski - Gniew
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmut Miłoszewski - Gniew» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 0101, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Gniew
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:0101
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Gniew: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gniew»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Gniew — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gniew», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jednocześnie wyjmuje niepostrzeżenie z bocznej kieszeni krzyżakowy śrubokręt. I kiedy inżynier jest już rozluźniony, blokuje drzwi i z całej siły wbija mu śrubokręt w udo, najgłębiej jak się da, kręcąc nim zawzięcie. Patrzył, jak przed nim tym razem żadnemu autu nie udało się skręcić na zielonym i uśmiechał się, słysząc w głowie krzyk bólu, zaskoczenia i przerażenia. Nie zdawał sobie sprawy, że jego prawa dłoń wierci dziurę w skórzanej tapicerce.
Dwadzieścia minut później poczuł się trochę lepiej. Ponieważ postanowił, że zamiast stać w korku na Jaroty, zjedzie na Statoil koło KFC, tam kawy się napije, przejrzy gazetę, odparuje. Przejechał sto metrów chodnikiem, żeby dostać się do zjazdu, i zaparkował pod stacją z westchnieniem ulgi.
Usiadł przy małym stoliku w kącie, między szczotkami do zgarniania śniegu a tylko trochę zasłoniętymi pornosami. Z „Gazetą Olsztyńską” i dużym kubkiem czarnej kawy. Od jakiegoś czasu pił czarną kawę, bo wydawało mu się to bardziej męskie.
Czuł się dobrze przy kasie. Czuł się rewelacyjnie przy ekspresie. Czuł się wspaniale, maszerując z kubkiem do stolika, nigdy nie nakrywał kawy wieczkiem, niech wszyscy wiedzą, że prawdziwi twardziele nie wstydzą się swojego wyboru. Przy stoliku czuł się podle, ponieważ nienawidził smaku czarnej kawy, po dwóch łykach kręciło go w żołądku, a w ustach pojawiał się kwaśny smak. Ale co miał zrobić? Wrócić po śmietankę, posłodzić potajemnie?
Chciał odpocząć i się odprężyć, zamiast tego przeglądał poirytowany „Gazetę Olsztyńską”. Tematem numeru były obraźliwie niskie stawki za godzinę pracy, w regionie najwyższego bezrobocia pracodawcy bezlitośnie wykorzystywali ludzką biedę i desperację. Przeleciał tekst wzrokiem, słuszna sprawa go nie obeszła, skoro dali na pierwszą stronę takie ogólne rozważania, to znaczy że kompletnie nic się nie wydarzyło. Oczywiście miał rację, dalej było już tylko gorzej. W Szymanach urzędnicy stawiali pomnik swojej megalomanii w formie bezsensownego i zbędnego lotniska, w Gołdapi bali się wilków, pod starówką znaleźli jakieś archeologiczne resztki, plebiscyt na nauczyciela, plebiscyt na listonosza, plebiscyt na sportowca, nudy, nudy, nudy.
Miał już odłożyć gazetę i korzystając z tego, że stacja kompletnie opustoszała, nalać sobie ukradkiem mleka do kawy, kiedy z dodatku edukacyjnego spojrzała na niego znajoma twarz. W pierwszej chwili nie mógł dopasować człowieka do sytuacji, patrzył w bladobłękitne oczy jakiejś młodej dziewczyny, a w głowie zębatki kręciły mu się na jałowym biegu.
Klik. Wiktoria Sendrowska, klasa IIE, Przystosowanie do przeżycia w rodzinie , zapamiętał tytuł jej pracy, bo wydał mu się ciekawy.
Wyciągnął dodatek edukacyjny i przeczytał wywiad z dziewczyną. Całkiem bystrze odpowiadała na bezsensowne pytania, dziennikarka zwracała się do niej jak do dziecka, ona tymczasem zachowywała się jak dojrzała kobieta.
Dziennikarka pytała, co ją skłoniło do tego, żeby zająć się tak poważnym tematem.
Dziewczyna odpowiadała, że sama nigdy nie doświadczyła przemocy domowej, ma szczęśliwy dom, rodzice uprawiają prestiżowe zawody. Ale zna ludzi, którzy wracali jak do piekła. Którzy kulili się, słysząc kroki na korytarzu. Którzy bardziej bali się powrotów do domu niż wyjazdów. Znała takich, którzy marzyli o tym, żeby ktoś przyszedł i zabrał ich do domu dziecka. Uznała, że trzeba o tym mówić.
Na szczęście takie ekstremalne przypadki zdarzają się bardzo rzadko, skontrowała dziennikarka.
Szacki skrzywił się, czytając pytanie. Kolejny obywatel przekonany, że wszystko przytrafia się innym, a i to nieczęsto, więc tak naprawdę nie ma się czym przejmować. Przeleciał wzrokiem cały wywiad, licealistka opowiadała o przemocy w rodzinie, widać, że zadała sobie wiele trudu, zbierając materiały do swojej pracy. Różne są rodziny, skomentowała dziennikarka podawane przez Wiktorię przykłady patologii wśród jej szkolnych znajomych.
Na to Wiktoria: Odmawiam miana rodziny grupie, gdzie stosowana jest jakakolwiek przemoc, zamach na wolność osobistą lub seksualną. Obrażamy prawdziwe rodziny, nazywając tak patologiczne układy, które powinny zostać jak najszybciej rozmontowane.
Dziennikarka: To brzmi groźnie. Zaczęłam wyobrażać sobie, jak dzieci donoszą na swoich rodziców...
I Wiktoria: A co w tym groźnego! Jeśli rodzic jest złym, krzywdzącym, agresywnym psychopatą, to powinno się na niego donieść jak najszybciej. Powinniśmy wiedzieć, że nie jesteśmy bezbronni. W szkole mamy pogadanki, ostrzegające nas przed wydumanymi problemami. Wiemy, że grozi nam narkomania, handel żywym towarem, wycinanie narządów, gwałt w ciemnym lesie, a o tym, co zrobić, kiedy pijany wuj się dobiera, ojciec przepija kieszonkowe albo matka wrzeszczy codziennie i wyzywa – o tym nie słyszałam jeszcze w szkole ani słowa. A przydałoby się. Dyktatorzy powinni wiedzieć, że nie są bezkarni.
Co prawda, to prawda, pomyślał Szacki, sam miał o rodzicach, jako o grupie społecznej, jak najgorsze zdanie. Ziewnął i upił zimnej już kawy, obrzydliwej jak płyn do przetykania rur. Dziewczyna sprawiała wrażenie tyleż agresywnej, co poukładanej. Miał szczerą nadzieję, że nikt jej nie zepsuje po drodze, że pasja społecznikowska w niej nie osłabnie, a za parę lat będzie mógł na nią głosować.
– Powodzenia – mruknął i wrzucił gazetę do kosza.
Ruch był już minimalny i Szacki uznał, że może pojechać na Jaroty, nie ryzykując apopleksji. Kwadrans później skręcił w Wilczyńskiego, jedną z głównych ulic olsztyńskiej sypialni, minął kościół tak szkaradny, jakby wybudowało go Stowarzyszenie Przyjaciół Lucyfera, aby odstraszać ludzi od wiary, i zaczął się rozglądać, szukając adresu. Zaparkował pod pięciopiętrowym blokiem z lat dziewięćdziesiątych, smutnej dekady, kiedy budowano szybko i bez pomyślunku, o projektach nie wspominając. Budynek był wstrętny, przykre świadectwo tego, że wystarczy oddalić się od niemieckiego centrum, żeby zacząć zamykać oczy, by nie widzieć wszechobecnej brzydoty. Olsztyn nie różnił się zresztą pod tym względem od innych miast i Szacki pomyślał, że to okrutne – nawet jeśli w Polsce wszystko się zmieni, ludzie staną się dla siebie mili, politycy wrażliwi na ludzką krzywdę, autostrady wybudowane, a pociągi czyste, to i tak tym miłym ludziom przyjdzie żyć na trzystu tysiącach kilometrów kwadratowych urbanistycznego piekła, zaśmieconego najbrzydszą architekturą w Europie.
Na parterze budynku znajdował się ciąg sklepów i lokali usługowych, biuro turystyczne Tauris było klitką, wciśniętą między weterynarza i sklep z lustrami. Wbrew jego obawom w firmie Najmana paliło się światło, wewnątrz niewielkiego pomieszczenia pracownica krzątała się przy tylnej ścianie, porządkując katalogi: na górze palmy, na dole ośnieżone szczyty. Na ścianie zdjęcia lazurowych mórz i białych piasków. Tylko raz pojechał na takie wakacje, z jednej strony miał elektrociepłownię, z drugiej autostradę, przez plażę z brązowego żwiru przelewały się fale bladego cellulitu, obiecał sobie, że nigdy więcej.
Przejrzał ogłoszenia w witrynie. Alpy samolotem, Słowacja samochodem, egzotyka, Włochy, objazd plus grób papieża, już prowadzimy zapisy na kanonizację. Żadnej wywieszki o przerwie, urlopie czy zawieszeniu działalności.
Wszedł do środka, w zapach kawy, kredowego papieru i piżmowych kadzidełek. Nawet przyjemna mieszanina. Kobieta z uśmiechem odwróciła się od półek z katalogami. Przedstawił się szybko, żeby nie zaczęła go uwodzić palmami i szczytami. Przytaknęła, jakby spodziewała się tej wizyty, przedstawiła jako Joanna Parulska.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Gniew»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gniew» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Gniew» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.