Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ale celnie. Wpaść na to nie było trudno, kiedy już byłem prawie pewien, czyją tożsamość ukradł. Ale przekonać kilka urzędów, żeby w niedzielę wieczorem sprawdzili, czy to prawda, i kiedy zgłosi się po odbiór. Nie sądzę, żebym napotkał kiedykolwiek większe wyzwanie w swojej karierze. Wiesz, co jest ciekawe? Że najbardziej szkoda mu Dybusa.
– Pieprzony świr. Pomyśleć, że znałam go tyle lat. Ile za to dostanie?
– Dożywocie.
– I dlaczego? Po co? Nie rozumiem.
Szacki też nie rozumiał, nie do końca. Ale ciągle słyszał w uszach słowa Budnika: „Elę i Szyllera chciałem zabić, naprawdę chciałem, sprawiło mi to przyjemność. Po tych wszystkich miesiącach wyobrażania sobie, co robią razem, po słuchaniu tych kłamstw, opowieści o spotkaniach służbowych z artystami w Krakowie, Kielcach i Warszawie… Pan nie wie, jak to jest, jak taka nienawiść rośnie dzień po dniu, zalewa jak żółć, ja już byłem zdolny do wszystkiego, byleby nie czuć, jak ten kwas mnie zżera, w każdej minucie, w każdej sekundzie, przez cały czas. Zawsze wiedziałem, że nie jest dla mnie, ale jak mi to powiedziała w końcu prosto w oczy, to było straszne. Zdecydowałem, że skoro ja jej nie mogę mieć, to nikt jej nie będzie miał”.
Może to i lepiej, że tego nie rozumiesz, Basiu, pomyślał Szacki. I że ja tego nie rozumiem, i w ogóle mało kto. I choć docierało do niego wytłumaczenie Budnika, choć rozumiał jego motywy, było w tym wszystkim coś, cholera, na głos mógł to poruszyć tylko w żartach, nie wierzył przecież w klątwy, nie wierzył też, że jakaś energia musi czasami wyrównać rachunki dla porządku wszechświata. Ale jednak było w tym coś niepokojącego. Jakby stare polskie miasto napatrzyło się na zbyt wiele, jakby ta zbrodnia sprzed siedemdziesięciu lat to było za dużo dla tych murów i zamiast wsiąknąć jak zwykle w czerwone cegły, zaczęła odbijać się od nich rykoszetem, aż uderzyła w Grzegorza Budnika.
Zegar na wieży ratuszowej wybił północ.
– Godzina duchów – powiedziała Basia Sobieraj i wśliznęła się do łóżka.
Prokurator Teodor Szacki pomyślał, że duchy na pewno nie przychodzą o północy.
Rozdział czternasty
piątek, 8 maja 2009
W kalendarzu żydowskim to Pesach Szeni, czyli „druga Pascha”, święto wyznaczone przez Torę na 14 dzień miesiąca ijar dla tych, którzy nie mogli jej świętować we właściwym terminie i symbol danej przez Boga drugiej szansy. Benedykt XVI odwiedza Jordanię, gdzie na górze Nebo, z której Mojżesz zobaczył Ziemię Obiecaną, mówi o nierozerwalnej więzi łączącej Kościół i naród żydowski. W Hiszpanii jakiś szczęściarz wygrywa 126 milionów euro na loterii, w Kalifornii powstaje najmniejsza żarówka świata, a brytyjscy Sikhowie w policji chcą wynalezienia kuloodpornych turbanów. Już tylko miesiąc do wyborów europejskich, wedle sondaży PO wygrywa z PiS na procenty – 47:22. Sandomierz żyje latającym nad miastem helikopterem TVN, historią esbeka prześladującego opozycję, którego firma ochroniarska obsługuje dziś kościelne obiekty, oraz – jak cały region – odkryciem w Tarnobrzegu pierwszego przypadku świńskiej grypy w Polsce. Policja przyłapuje dwóch 16-latków na paleniu „odurzającego suszu”, ale za to biskup Edward Frankowski wyświęca siedemnastu nowych diakonów, więc równowaga zostaje zachowana. Wiosna w rozkwicie, rano jeszcze padało, ale wieczór piękny, ciepły i słoneczny, znaleźć wolny stolik w rynku – niepodobna.
*
Nie było chyba w Polsce lepszego miejsca, żeby spędzić leniwy wiosenny wieczór przy kuflu piwa, niż ocieniony kasztanami taras Kordegardy, zwanej wśród bywalców Kordą. Nieco wyniesiony ponad poziom rynku i nieco przez to osobny, był idealny, żeby pogrążyć się w obserwacji opływających ratusz turystów, robiących sobie zdjęcia nowożeńców, przylepionych do komórek gimnazjalistów, przylepionych do waty cukrowej dzieciaków i przylepionych do siebie zakochanych.
Prokurator Teodor Szacki czekał na powrót Basi z toalety i bezczelnie gapił na siedzących wokół ludzi. Jak zwykle zazdrościł wszystkim ich życia, ckliwie mu jakoś było i tęsknie. Tuż obok niego przy ogrodzeniu tarasu siedziała para tubylców zakochanych w sobie jak nastolatkowie, choć musieli mieć dobrze po pięćdziesiątce. On w typie zażywno-dyrektorskim i rozchełstanej koszuli, ona w kolorowej bluzce i z zadziornym seksapilem, który bez szwanku przetrwał dekady pieczenia ciast i chowania potomstwa. Bez przerwy rozmawiali o dzieciach, których musieli mieć chyba trójkę, sądząc z obrazowo opisywanych życiowych perypetii – wszystkie w okolicach trzydziestki, wszystkie w Warszawie. O sobie nie powiedzieli ani słowa, bez przerwy snuli barwne opowieści o córkach, zięciach i wnukach, co robią, czego nie robią, co im się udaje, może się udać albo nie udać. On był raczej milcząco nastawiony pozytywnie, ona nakręcała się czasami na czarne scenariusze, wtedy on odchrząkiwał i mówił: „A co ty możesz o tym, Haniu, wiedzieć!”. Ona wtedy na chwilę przestawała, żeby dać mu nacieszyć się uczuciem, że Zdzich oczywiście wie lepiej, a ona – no cóż ona faktycznie może o tym wiedzieć – po czym wracała do narracji. Obserwowanie i podsłuchiwanie ich było rozkoszne, Szacki uśmiechał się i było mu jednocześnie przykro. Wielu dekad pielęgnowania miłości i czułości potrzeba, żeby stać się taką parą. On jedną swoją rodzinę zniszczył, na drugą był już za stary, nie dla niego będzie wchodzenie w starość z kimś, z kim dzieliło się całe dotychczasowe życie.
Żeby chociaż był młodszy o te dziesięć lat. Po drugiej stronie ogródka migdaliła się taka właśnie para. Oboje wyglądali dość młodo, ale musieli być w okolicach trzydziestki, w pierwszej chwili pomyślał „moje pokolenie”, ale szybko się poprawił. To nie jest już twoje pokolenie, prokuratorze, ty znasz na pamięć wszystkie kawałki Kaczmarskiego, a dla nich muzyka zaczyna się od Kurta Cobaina. Ty byłeś dorosły, kiedy „Wyborcza” wydała pierwszy numer, dla nich to był jakiś tam świstek, przyniesiony do domu przez rodziców. Niewiele jest na świecie pokoleń, gdzie różnica marnych dziesięciu lat znaczy tyle, co w tym przypadku.
Para była rozmigdalona, rozmaślona i totalnie samowystarczalna, musiał im naprawdę mocno spaść poziom glukozy, że postanowili wygrzebać się z łóżka. Ze strzępów rozmowy zrozumiał, że on ma dziś urodziny. Fajnie jest mieć w maju urodziny, pomyślał, robić imprezy przy grillu i spotykać się w knajpianych ogródkach, on w listopadzie nigdy nie miał takiej szansy. Przez chwilę chciał nawet złożyć życzenia.
Ale dał spokój, wyciąganie jubilata z namiotu, jaki tworzyły długie kasztanowe włosy jego towarzyszki, byłoby okrucieństwem. Kiedy sąsiad wyczuł jego spojrzenie i rozejrzał się czujnie po knajpie, prokurator odwrócił szybko wzrok. Coś połaskotało go w ucho. Tym czymś był perwersyjnie wielki kwiat kasztanowca, trzymany w ręku przez Basię. Złowił jeszcze kątem oka uśmiech mężczyzny, uśmiech mówiący, że tak, on też uważa Sandomierz w maju za idealne miejsce dla zakochanych.
– Lecimy?
Pokiwał głową, dopił piwo i razem zeszli po schodkach na kocie łby rynku. Zachodzące słońce świeciło czerwono u wylotu Oleśnickiego, pokrywając wszystko karmazynowym blaskiem, w tym mury starej synagogi.
– Nie możemy tu zostać, jeśli chcemy być razem – powiedziała.
Uśmiechnęła się, pocałowała go w policzek, pomachała szczupłą dłonią na pożegnanie i szybkim krokiem poszła w stronę Bramy Opatowskiej, spódnica wirowała wokół gołych, bladych i – co wiedział – mocno piegowatych łydek. Prokurator Teodor Szacki chwilę odprowadzał ją wzrokiem, po czym poszedł w stronę słońca, żeby złapać jego ostatnie promienie. Stanął pod synagogą i patrzył, jak na ścianie budynku pomarańczowe światło jest od dołu wypierane przez cień. Obserwacja pochłonęła go tak, że nie było w nim miejsca na żadną inną myśl. Dopiero kiedy zachód dobiegł końca, rozejrzał się wokół.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.