Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie śmiej się, naprawdę. Przecież to już była rozwiązana sprawa, jak ci to przyszło do głowy?

– Przez ziarno prawdy.

– Nie rozumiem.

– Mówi się, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy.

– Jest.

– Ale są takie legendy, jak ta cholerna antysemicka legenda o krwi, w której nie ma prawdy ani kropli, która w stu procentach jest kłamstwem i zabobonem. Myślałem o tym wtedy na rynku, nieważne dlaczego. I przypomniało mi się, co mówił twój ojciec. Że wszyscy kłamią, że nie wolno zapominać, że wszyscy kłamią. I nagle pomyślałem o tej sprawie jak o jednym wielkim kłamstwie. Co by to oznaczało, gdyby założyć, że nie ma w niej nic prawdziwego, że wszystko to kreacja. Co zostanie, jeśli odrzucić sprawy sprzed siedemdziesięciu lat, mordy rytualne, rytualne uboje, hebrajskie napisy, cytaty biblijne, wściekłe psy, mroczne podziemia i beczki najeżone gwoździami. Co się stanie, jeśli uznam, że wszystkie dowody i poszlaki, które od początku napędzały nasze śledztwo, to kłamstwo. Co zostanie?

– Trzy trupy.

– Właśnie że nie. Trzy trupy to kreacja, kłamstwo, trzy trupy są po to, żebyśmy się zastanawiali nad trzema trupami.

– No to trzy razy jeden trup.

– Dokładnie. Czułem, że to właściwe myślenie. Ale to jeszcze nie był ten moment. Wiedziałem już, że nie trzy trupy, tylko trzy razy jeden trup. Wiedziałem, że aby coś zobaczyć, muszę te trupy obedrzeć ze scenografii. Wiedziałem, że muszę uczepić się tego, co przyszło z zewnątrz, co było obiektywne, co nie zostało nam narzucone, nie zostało spreparowane, jak na przykład znaczek rodła w dłoni denatki.

– Elżbiety – cicho mruknęła Basia.

– No wiem, dobrze, Elżbiety, przepraszam – powiedział Szacki w zaskakująco dla siebie czuły sposób, przytulił do siebie szczupłe ciało kochanki i pocałował w pachnące migdałowym szamponem włosy.

– No i co przyszło z zewnątrz?

– Raczej kto.

– Klejnocki?

– Brawo! Pamiętasz, jak siedzieliśmy w czwórkę? My, Klejnocki i Wilczur. Pod wielkim zdjęciem trupa twojej koleżanki wyświetlonym na ścianie. Znowu przytłoczyła nas scenografia. To zdjęcie, irytujący sposób bycia Klejnockiego, jego fajeczka, jego rozważania lingwistyczne. Sporo się wtedy działo, chcieliśmy dużo i szybko, a on mówił rzeczy, zdawałoby się, oczywiste, jego rozważania wydawały się ubogie, bo nie wiedział tyle, co na przykład ty o Sandomierzu, o Budnikach, o relacjach między ludźmi. Ale on powiedział najważniejszą dla naszego śledztwa rzecz: że kluczem do zagadki jest pierwsze zabójstwo i stojące za nim motywy. Że pierwsze zabójstwo zostało dokonane pod wpływem największych emocji, a następne to już realizacja jakiegoś planu. Na pierwszej ofierze została wyładowana złość, nienawiść, żółć, druga natomiast została po prostu, jeśli można tak powiedzieć, zamordowana. I zacząłem myśleć. Jeśli nie potraktujemy trzech zabójstw jako całości, jeśli skupimy się na pierwszym, najważniejszym i zapomnimy na chwilę o dekoracjach, to sprawa jest oczywista. Mordercą musi być Budnik. Miał motyw w postaci zdrady żony, miał sposobność, kompletnie zerowe alibi, kręcił w zeznaniach, okłamywał nas.

– Tylko kto by podejrzewał trupa? – Basia Sobieraj wstała, założyła na siebie koszulę Szackiego i wyjęła z torebki babskie papierosy.

– Ty palisz?

– Paczkę na dwa tygodnie. Bardziej hobby niż nałóg. Mogę tutaj czy mam iść do kuchni?

Szacki machnął ręką, sam zwlókł się z wyra i sięgnął po własne fajki. Zapalił, gorący dym wypełnił płuca, a na skórze pojawiła się gęsia skórka; wiosna może i przyszła, ale noce ciągle były zimne. Owinął się kocem i zaczął dla rozgrzewki chodzić po mieszkaniu.

– Nikt nie podejrzewa trupa, proste – kontynuował prokurator. – Niemniej gdyby nie trup Budnika, to sprawa byłaby jasna, bo w przypadku Szyllera też on był najbardziej naturalnym podejrzanym. Pozostawało zastosować się do starej zasady Sherlocka Holmesa, że jak wyeliminujemy wszystkie możliwości, to ta, która pozostaje, choćby najbardziej nieprawdopodobna, musi być prawdziwa.

Sobieraj zaciągnęła się papierosem, chłód sprawił, że jej widoczne w niedopiętej koszuli piersi zrobiły się wyjątkowo ponętne.

– Dlaczego tego nie zauważyliśmy? Ty, ja, Wilczur.

– Iluzja – wzruszył ramionami Szacki. – Chyba najgenialniejszy z pomysłów Budnika. Wiesz, na czym zazwyczaj polegają sztuczki prestidigitatorskie? Na odwróceniu uwagi, prawda? Kiedy jedna ręka tasuje w powietrzu dwie talie kart albo zamienia płonącą bibułę w gołębia, nie masz ani czasu, ani ochoty na patrzenie, co robi druga. Rozumiesz? My byliśmy idealnymi widzami pokazu z różnych powodów. Ty i Wilczur na tyle tutejsi, że wszystko miało dla was zbyt duże znaczenie. Ja na tyle obcy, że nie potrafiłem oddzielić spraw ważnych od nieważnych. Cały czas patrzyliśmy na cylinder i królika. Na obrazy w kościołach, na cytaty z Ewangelii, na beczki, na gołe zwłoki w miejscu starego kirkutu. Mniej spektakularne rzeczy umykały naszej uwadze.

– Na przykład?

– Na przykład lessowy piasek za paznokciami Budnikowej. Jak komuś wyjmujesz z dłoni tajemniczy symbol, to paznokcie cię nie interesują. A gdyby zainteresowały, wcześniej byśmy zaczęli myśleć o podziemiach. Na przykład pokryte krwawą politurą nogi drugiej ofiary. Widzisz coś takiego, jeszcze ta beczka na dodatek, i nie myślisz, dlaczego urzędnik magistratu ma pokiereszowane, posiniaczone, nieforemne stopy.

– Stopy włóczęgi…

– Właśnie. Ale to cały czas we mnie siedziało, takie małe szczegóły, cały czas przypominające o swoim istnieniu. Słowa Klejnockiego, to raz. Słowa twojego ojca, to dwa.

– Że wszyscy kłamią?

– Te też, ale były inne, które swędziały. Najpierw myślałem, że chodzi o przechodzenie nienawiści z pokolenia na pokolenie, w kontekście Wilczura to było oczywiste. Ale on mówił o życiu w małym miasteczku, jak każdy każdemu w okno zagląda, że jak się żona puści, to potem trzeba obok kochanka stać w kościele. Cholera, gdzieś tam cały czas miałem tego Budnika w tyle głowy, cały czas wychodził, ale spychałem takie rozwiązanie, bo było zbyt fantastyczne. Dopiero kiedy zacząłem rozważać tę opcję, to się poukładało. Weź odwróconą literę na obrazie, rabin w Lublinie mówił, że żaden Żyd nie zrobi takiego błędu, tak samo jak my byśmy nigdy nie napisali B z brzuszkami po lewej stronie. To nie wskazuje na Wilczura. Wskazuje na kogoś, kto tak w ogóle się orientował, ale musiał co chwila zaglądać do wikipedii, żeby dograć szczegóły. A Budnik orientował się „w miarę”, interesował się przecież obrazem, walczył o prawdę o nim, na tyle był otrzaskany z antysemickimi obsesjami, że dokładnie wiedział, którymi strunami szarpnąć.

To nie jedyny jego błąd zresztą. Wcisnął w martwą dłoń swojej żony rodło, bo w tym zalewie żółci – znowu Klejnocki – chciał za wszelką cenę zaszkodzić Szyllerowi, pogrążyć go. Nie pomyślał, że jak tylko trafimy do Szyllera, to od romansowej historii jak piłka kauczukowa odbijemy się prosto na jego próg. A może pomyślał, tylko sądził, że Szyller się nie wygada w trosce o dobre imię kochanki? Cholera wie. Tak czy owak, gdyby Szyller nie pojechał do stolicy, gdybym przesłuchał go dzień wcześniej – on by żył, a Budnik by siedział od tygodnia.

Sobieraj skończyła papierosa, myślał, że wróci pod kołdrę, ona jednak wróciła do grzebania w torebce, wyjęła telefon.

– Dzwonisz do męża?

– Po pizzę do Modeny. Dwie romantiki? – zatrzepotała komediowo rzęsami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x