Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– O kurwa – powtórzył, tym razem głośniej, i rzucił się biegiem przez rynek.
– Chyba nie chcę być prawnikiem – usłyszał jeszcze z tyłu komentarz syna Chorko.
Jeszcze nigdy żaden proces myślowy w jego głowie nie przebiegł tak szybko, jeszcze nigdy tyle faktów w tak krótkim błysku nie połączyło się w jeden nierozerwalny logiczny ciąg, który miał tylko jeden możliwy wynik. To było doświadczenie z pogranicza choroby, myśli przeskakiwały po neuronach w epileptycznym tempie, szara materia świeciła się platynowo od nadmiaru informacji, bał się, że coś mu się stanie, że jego mózg tego nie przerobi, że się zadławi. Ale było też w tym coś z narkotycznej euforii albo religijnej ekstazy, niedające się powstrzymać podniecenie, niepozwalające się opanować emocje. Kłamstwo, kłamstwo, wszystko kłamstwo, iluzja, ściema. W tym natłoku lunaparkowych atrakcji, w dekoracjach zbrodni, w nadmiarze faktów i ich interpretacji przeoczył najważniejsze szczegóły, a przede wszystkim najważniejszą rozmowę.
Kiedy wpadł do Ratuszowej, musiał mieć obłęd w oczach, bo mroczny kelner porzucił swoją flegmę i bojaźliwie schował się za bar. W środku prawie nikogo nie było, pod ścianą siedziały dwie rodziny zabłąkanych turystów, musiały być naprawdę bardzo głodne, skoro zdecydowały się tu zostać na posiłek.
– Gdzie są te meneliki, co tu zwykle siedzą? – wrzasnął do kelnera, ale zanim tamtemu słowa przecisnęły się przez gardło, napakowany hormonami system nerwowy Szackiego udzielił mu odpowiedzi i prokurator wybiegł, pozostawiając za sobą kolejne zdumione osoby, które tak samo jak towarzystwo w Trzydziestce spojrzały po sobie i nakreśliły kółko na skroni.
Najważniejszą rozmowę odbył z człowiekiem z zewnątrz, mądrym człowiekiem, który oceniał fakty nie na tle sandomierskiego piekiełka, tylko po prostu jako fakty. W czasie tej rozmowy irytował się na Jarosława Klejnockiego, zżymał na jego styl, denerwowała go fajeczka i wykształciuchowa gadka, znowu atrybuty zasłoniły prawdę. A prawda była taka, że Jarosław Klejnocki rozwiązał sandomierską zagadkę przed tygodniem, tylko on był zbyt głupi, zbyt utopiony w kłamstwie, zbyt pogrążony w detalach, żeby to dostrzec.
Szacki minął sprintem pocztę, przebiegł Opatowską, cudem nie przewracając starszej pani wychodzącej ze sklepu z rękodziełem, przeleciał przez przejazd Bramy Opatowskiej i dysząc, zatrzymał się koło małego skwerku. Mało nie zawył ze szczęścia, kiedy zobaczył na ławce tego samego menela, co wczoraj. Dopadł facecika, na niedużej trójkątnej twarzy ozdobionej odstającymi uszami pojawił się strach.
– Panie, co pan…
– Pan Gąsiorowski, tak?
– Eee, a kto pyta?
– Urząd Prokuratorski Rzeczpospolitej Polskiej, kurwa mać, pyta! Tak czy nie?
– Darek Gąsiorowski, bardzo mi przyjemnie.
– Panie Darku, pan może nie pamięta, ale kilka dni temu widzieliśmy się pod Ratuszową. Wychodziłem razem z inspektorem Leonem Wilczurem, pan nas zaczepił.
– No tak, pamiętam.
– O co chodziło? Co pan od niego chciał?
– Żeby Leo nam pomógł, bo znamy się kopę lat, a jak poszliśmy normalnie na policję, to nas wyśmiali.
– Żeby w jakiej sprawie pomógł?
Gąsiorowski westchnął, potarł nos nerwowym gestem, wyraźnie nie miał ochoty na ponowne kpiny.
– To bardzo ważne.
– Jest taki jeden gość, fajny gość, który wędruje po okolicy. Przyjaciel mój.
– Włóczęga?
– Nie właśnie, podobno nawet gdzieś ma dom, on tylko lubi wędrować.
– I on, ja w ogóle myślę, że to jakaś choroba, nie ten teges do końca, rozumie pan, bo on jak wędruje, to można zegarek regulować. Wiadomo, kiedy w jakim miejscu o której będzie. To znaczy, ja wiem na przykład, kiedy będzie tutaj, to się wtedy spotykamy na winko i pogadać.
– I?
– I ostatnio nie przyszedł. Dwa razy nie przyszedł. A to mu się nigdy nie zdarzyło. Poszłem na policję, żeby może się dowiedzieli, bo on bywał i w Tarnobrzegu, i w Zawichoście, i Dwikozach, i chyba Opatowie też. Żeby sprawdzili, bo jak mówię, on nie do końca ten teges, mógł na przykład dostać tej choroby, co się nic nie pamięta. Albo przecież on chodził po drogach, to wypadek czy coś, wtedy chciałby, żeby ktoś go odwiedził w szpitalu, prawda? – Zawiesił wzrok na opatrunku Szackiego.
– Prawda. Wie pan, jak on się nazywa?
– Tolo.
– Anatol?
– Tak, chyba tak. A może Antoni, też tak czasem mówią.
– A dalej?
– Fijewski.
– Poważnie?
– No.
– Pan Anatol ma nazwisko Fijewski?
– A co w tym dziwnego?
– Nieważne. Dziękuję.
Szacki zostawił Gąsiorowskiego, wyjął komórkę.
– A nie powinienem go opisać czy coś? – krzyknął facecik, podnosząc się z ławki.
– Nie trzeba! – odkrzyknął Szacki.
Spojrzał na stojący po drugiej stronie ulicy Nazaret, wzrok ześlizgnął mu się na kościół Świętego Michała, przylepiony do barokowego gmachu seminarium.
Święty Archaniele Michale, pogromco zła, patronie wszystkich walczących o sprawiedliwość, opiekunie policjantów i prokuratorów, wysłuchaj swojego wiernego sługi i spraw, żeby nie było za późno. I żeby raz w tym pieprzonym kraju dało się coś załatwić w urzędach po godzinach pracy.
Rozdział trzynasty
poniedziałek, 27 kwietnia 2009
Światowy Dzień Grafika, w Sierra Leone i Togo – Dzień Niepodległości. Kardynał Stanisław Dziwisz kończy siedemdziesiąt lat. W serwisach kryzys ekonomiczny zostaje wyparty przez świńską grypę, w Izraelu ze względu na koszerność nazwanej „meksykańską”. Stan Iowa legalizuje śluby homoseksualne, General Motors ogłasza koniec pontiaca, a Bayern Monachium koniec Jurgena Klinsmanna na posadzie trenera klubu. W Polsce Jadwiga Staniszkis twierdzi, że Lech Kaczyński nie wystartuje w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, Czesław Kiszczak, że wprowadzenie stanu wojennego było legalne, a 26 procent katolików, że zna księży, którzy żyją w konkubinacie. W świętokrzyskim grasuje puma. W Sandomierzu zapada decyzja o budowie nowoczesnego boiska przy II LO, a obok innego istniejącego boiska łupem zuchwałych złodziei pada kolejna komórka – tym razem pozostawiona w reklamówce na ziemi. Piękna wiosna, słonecznie, temperatura powyżej 20 stopni. Sucho, w lasach zagrożenie pożarowe.
1
Przyjście tutaj było niezmiernie, niesłychanie głupie, czuje strach, ale przede wszystkim złość. Złość, że teraz głupi przypadek może zakończyć sprawę. Co prawda, w urzędzie jest jak zwykle tłum ludzi, tłoczący się interesanci z całego województwa, zbiór przypadkowych osób, które nigdy wcześniej się nie widziały i nigdy więcej nie zobaczą. Taki tłum to z jednej strony bezpieczeństwo, z drugiej zagrożenie, wielkie zagrożenie. Czuje przepływające przez ciało fale paniki, kurczowo trzymany w zaciśniętej dłoni kwitek z numerkiem zamienia się w wilgotny strzęp, zauważa to i wsadza go do portfela.
Ping, przed nim jeszcze dwie osoby. Dwie osoby! Panika walczy z uczuciem euforii. Dwie osoby, krótka wizyta przy okienku, wyjście i… koniec, nareszcie koniec!
Panika wygrywa. Próbuje zająć czymś myśli, żeby zabić czas, czyta po raz kolejny wiszące na ścianie regulaminy i urzędowe obwieszczenia, czyta instrukcję obsługi gaśnicy, ale to tylko pogarsza sprawę, nie potrafi zrozumieć najprostszego słowa, uniemożliwia to gonitwa myśli, narastająca histeria. Czuje mdłości i mrowienie w dłoniach, przed oczami zaczynają latać czarne płatki. Jeśli zemdleje to koniec, koniec! Ta myśl dudni w głowie coraz głośniej i coraz szybciej, im bardziej nie chce się jej poddać, tym bardziej dudni, tym większe przerażenie, tym większy rozmiar czarnego śniegu, który coraz gęściej sypie przed oczami. Powietrze z trudem wciska się do płuc, boi się, że nie wydusi słowa, że zrobi się zamieszanie, że to zamieszanie to będzie koniec! Koniec! Koniec! Wszystko na marne, reszta życia w więzieniu, ból, zamknięcie, samotność. Koniec!!!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.