Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ping, jeszcze jedna osoba.
Nie, nie da rady, po prostu pomału wyjdzie i zapomni o tym głupim pomyśle. Odwraca się i robi dwa kroki w stronę drzwi, ciało za bardzo nie słucha i przelewa się przez nie nowa fala paniki, mdłości wracają ze wzmożoną siłą, strach wpycha żółć do gardła. Pomału, pomalutku, bardzo powoli, uspokaja się w myślach, stawiając małe kroczki.
Ping, od razu, niemożliwe, ktoś zrezygnował! To znak! Podchodzi do okienka na miękkich nogach, ma wrażenie, że świeci na różne kolory, że panika wyskakuje na czerwono na monitorach ochrony. Trudno, teraz nie ma już odwrotu. Podaje dowód osobisty, odpowiada na kilka obojętnie zadanych pytań, czeka, aż urzędniczka skończy. Podpisuje się na formularzu odbioru, urzędniczka podaje świeżutki paszport, bordowe okładki połyskują w słońcu, przeciskającym się między wertykalami. Dziękuje grzecznie i odchodzi.
Po chwili stoi już przed wielkim, przypominającym szpital Świętokrzyskim Urzędem Wojewódzkim w Kielcach. I myśli, że zbrodnia doskonała jednak istnieje, wystarczy odrobina pracy i pomyślunku. Kto wie, może kiedyś komuś o tym opowie, może napisze książkę, zobaczymy. Teraz chce się nacieszyć wolnością. Chowa paszport do kieszeni, wyciera spocone ręce o polarową bluzę, uśmiecha się szeroko i wolnym krokiem idzie w stronę Warszawskiej. Jest piękny, słoneczny dzień, w taki dzień nawet Kielce wydają się ładne. Uspokaja się, wyluzowuje, uśmiecha do ludzi zmierzających szybkim krokiem do wejścia do urzędu, krokiem właściwym dla stolicy województwa. Stojący na dole schodów policjanci nie robią wrażenia, w końcu są na właściwym miejscu, strzegąc porządku w siedzibie władzy.
Euforia rośnie, coraz szerzej uśmiecha się do mijanych ludzi i kiedy prokurator Teodor Szacki odpowiada uśmiechem, w pierwszej chwili nawet nie czuje, że coś jest nie tak, ot, sympatyczny facet w średnim wieku, chyba przedwcześnie posiwiały. To trwa ułamek sekundy. Następny ułamek sekundy trwa myśl, że to ktoś bardzo podobny, że zaszczuty umysł płata figle. A w następnym ułamku sekundy już wie, że zbrodnia doskonała jednak nie istnieje.
– Tak, słucham pana? – próbuje jeszcze w geście rozpaczy rżnąć głupa.
– To ja pana słucham, panie Anatolu – odpowiada prokurator.
2
Później, już w Sandomierzu, w czasie trwającego wiele godzin przesłuchania, kiedy morderca przyznał się do wszystkiego, prokurator Teodor Szacki musiał zmierzyć się z dziwnym uczuciem. Zdarzało mu się wobec przesłuchiwanych czuć empatię, zdarzało współczucie, ba, zdarzało mu się nawet szanować tych, którzy zgrzeszyli i mieli odwagę stawić temu czoło. Ale chyba po raz pierwszy w swojej karierze czuł dla przestępcy może nie podziw, ale uczucie mu bliskie, niepokojąco bliskie. Bardzo się starał tego nie okazać, mimo to, poznając kolejne szczegóły przestępstwa, co jakiś czas myślał, że jeszcze nigdy nie był tak blisko zbrodni doskonałej.
PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA PODEJRZANEGO. Grzegorz Budnik, urodzony 4 grudnia 1950 roku, zamieszkały w Sandomierzu przy ulicy Katedralnej 27, wykształcenie wyższe chemiczne, przewodniczący Rady Miejskiej miasta Sandomierz. Stosunek do stron: mąż Elżbiety Budnik (ofiara). Niekarany, pouczony o obowiązkach i prawach podejrzanego, wyjaśnia, co następuje:
Niniejszym przyznaję się do zabójstwa mojej żony, Elżbiety Budnik, i Jerzego Szyllera oraz do uprowadzenia i zabójstwa Anatola Fijewskiego. Pierwszego zabójstwa, Elżbiety Budnik, dokonałem w Sandomierzu w Poniedziałek Wielkanocny 13 kwietnia 2009 roku, a motywem mojego postępowania była nienawiść wobec żony, o której od dawna wiedziałem, że ma romans ze znanym mi Jerzym Szyllerem, i która tego dnia zapowiedziała, że w związku z tym chce zakończyć nasze małżeństwo, trwające od 1995 roku. Tego samego dnia wprowadziłem w życie plan, który miał doprowadzić do śmierci Jerzego Szyllera i do tego, abym uniknął odpowiedzialności karnej. Plan ten miałem przygotowany od wielu tygodni, ale do pewnego momentu nie traktowałem go serio, był to pewien rodzaj rozrywki intelektualnej…
Budnik mówił, Szacki słuchał, na cyfrowym dyktafonie przeskakiwały cyferki. Przewodniczący Rady Miejskiej, a jeszcze do niedawna zimny trup, dość beznamiętnie opisywał wydarzenia, ale były momenty, kiedy nie potrafił ukryć dumy i Szacki zrozumiał, że ta intryga, ten jeden jedyny przebłysk geniuszu, który się przytrafił w jego urzędniczym życiu, to największy sukces tego człowieka. A raczej drugi największy, pierwszym było doprowadzenie do ołtarza Elżbiety Szuszkiewicz. Budnik wyczerpująco i ze szczegółami relacjonował swoje działania, a Szacki myślał o ich poprzedniej rozmowie, kiedy – jak się okazało, słusznie – był przekonany o winie Budnika. I jak przypomniał mu się Gollum z Władcy Pierścieni , postać owładnięta obsesją posiadania „skarbu”, dla której nie liczy się nic innego, nie liczy się nawet skarb jako taki – jedynie jego posiadanie. Bez posiadania skarbu Budnik był nikim i niczym, stał się pustą skorupą, pozbawioną wszelkich naturalnych i kulturalnych hamulców, zdolną do planowania i dokonywania zabójstw z zimną krwią. Skala zbrodni była straszna, ale bardziej przerażająca była skala obsesji Budnika na punkcie swojej żony. Szacki słuchał o podziemiach, słuchał o przygotowaniach, o głodzonych psach, o upodabnianiu się tygodniami do biednego włóczęgi, aby ukraść mu tożsamość, słuchał wytłumaczeń mniejszych i większych zagadek, których rozwiązanie i tak było jasne, odkąd wpadł na to, że Budnik musi być mordercą. Ale gdzieś tam w głębi zastanawiał się bez przerwy: czy to jest prawdziwa miłość? Tak obsesyjna, tak wyniszczająca, zdolna do największych poświęceń i największych zbrodni? Czy w ogóle można mówić o miłości, dopóki nie dozna się emocji tak silnych? Dopóki nie zrozumie się, że w porównaniu z nią cała reszta jest nieważna?
Prokurator Teodor Szacki nie był w stanie wyrzucić tych rozważań z głowy. I bał się, ponieważ było w nich coś profetycznego, coś, co sprawiało, że nie mógł traktować ich tylko teoretycznie. Jakby opatrzność szykowała dla niego największą próbę, a on szóstym zmysłem odczuł, że przyjdzie mu zważyć na jednej ręce miłość, a na drugiej czyjeś życie.
Budnik mówił monotonnie, kolejne elementy wskakiwały na swoje miejsce, układanka wyglądała jak gotowy do oprawienia obraz. Zwykle w takich chwilach prokurator Teodor Szacki czuł spokój, teraz wypełniał go dziwny, irracjonalny lęk. Grzegorz Budnik nie planował, że zostanie zabójcą. Nie urodził się z tą myślą i nigdy mu ona nie towarzyszyła. Po prostu pewnego dnia uznał, że to jedyne wyjście.
Dlaczego on był dziwnie przekonany, że dla niego taki dzień także nadejdzie?
3
Zatrzymanie Grzegorza Budnika to była bomba, w serwisach informacyjnych nawet świńska grypa zeszła na drugi plan, sandomierzanie nie mówili o niczym innym – a Basi Sobieraj ogólne zamieszanie pozwoliło ściemnić mężowi, że nie wiadomo, do kiedy będą pracowali w prokuraturze, i tak oto wylądowali w mieszkaniu u Szackiego, żeby chora na serce mężatka z piętnastoletnim stażem mogła z zaangażowaniem prymuski odkrywać swoje strefy erogenne.
Bawili się świetnie i Szacki w pewnej chwili znów zakochał się w Basi Sobieraj. Tak szczerze i po prostu. I to było bardzo miłe uczucie.
– Misia mówiła, że zachowywałeś się jak wariat.
– Tak to mogło wyglądać, przyznaję.
– Wtedy na to wpadłeś?
– Aha.
– Wiesz, że to mnie podnieca?
– Co znowu?
– Że jesteś geniuszem kryminalistyki.
– Cha, cha.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.