Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy

Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Był sam. No, prawie sam. Jednostajny, szurający dźwięk powiedział mu, że starzy znajomi z poprzedniej wizyty nigdzie się stąd nie ruszyli. Faktycznie, zza kolumny oddzielającej go od nawy głównej wyszedł smutny mężczyzna i zaczął myć podłogę, po chwili mokry ślad oddzielił go od zachodniej ściany kościoła, gdzie była kruchta, chór, przepiękne organy, a pod nimi nieprzepiękne obrazy osiemnastowiecznego pacykarza i miłośnika horroru, Karola de Prevot. W tym jeden wstydliwie zasłonięty bordową kotarą. Szacki ruszył w tamtą stronę zdecydowanym krokiem. Smutny mężczyzna przestał szurać, spojrzał na niego pustym wzrokiem.

– Nie po mokrym – ostrzegł, zyskując tylko tyle, że Szacki machnął ręką i wszedł na mokrą posadzkę, nawet nie zwalniając. Bardzo to było westernowe, tyle tylko, że poślizgnął się, zachwiał i z trudem utrzymał równowagę, machając rozpaczliwie rękami. Uratowało go tylko to, że złapał się nogi putta z kolumny.

– Mówiłem, nie po mokrym – powtórzył z rezygnacją mężczyzna, jakby widział taką scenę setki razy.

Szacki nie odpowiedział, podszedł do kotary, odpiął portret Jana Pawła II i postawił pod ścianą.

– Halo, co pan robi, nie wolno! – wydarł się mężczyzna. – Leć po księdza kanonika, Żasmina, znowu jacyś chuligani przyszli.

– Teodor Szacki, prokuratura rejonowa w Sandomierzu, przeprowadzam czynności procesowe! – krzyknął Szacki, pokazując bumagę biegnącemu w jego stronę mężczyźnie. I myśląc jednocześnie, że gdyby dostał tysiąc szans na to, aby zgadnąć, jak ma na imię smętna kobieta myjąca podłogę sandomierskiej katedry, i tak by nie zgadł.

Mężczyzna zatrzymał się, niepewny, jak potraktować intruza. Ale też wyraźnie ciekawy, co się wydarzy. Szacki tymczasem zebrał w dłoniach pluszową storę i z całej siły szarpnął. Puściła większość żabek, zasłona wydała z siebie ostatnie tchnienie w formie chmury kurzu i opadła. Przebijające się przez wysokie okno słońce trafiło w burzową chmurę i zamieniło ją w oślepiający obłok świetlistych drobinek, przez który niczego nie można było dojrzeć. Szacki zamrugał oczami, cofnął się o dwa kroki, żeby lepiej zobaczyć ogromny obraz.

Po wszystkich opowieściach spodziewał się uderzenia, naturalistycznej rzezi, silnych barw i zdecydowanych kształtów, podświadomie oczekiwał, że przed jego oczami ożyje stary zabobon, że zamiast starego płótna zobaczy kinowy ekran, a na ekranie film nie tyle o mordzie rytualnym, co o współczesnych wydarzeniach. Że coś zadrga, coś się stanie, pojawi się rozwiązanie zagadki. Tymczasem stare płótno, cóż, wyglądało po prostu jak stare płótno. Poczerniałe, z popękanym werniksem, na którym blikowało słoneczne światło, z trudem można było rozróżnić poszczególne kształty.

Smętny czyściciel posadzek musiał stać pod lepszym kątem.

– Boże wszechmogący – wyszeptał i przeżegnał się energicznie.

Prokurator Teodor Szacki przesunął się w jego stronę i zamiast się przeżegnać, sięgnął po telefon i zadzwonił do Sobieraj.

– Jestem w katedrze. Powiedz Wilczurowi, że potrzebuję tu na już dwóch mundurowych do zabezpieczenia, techników, jak tylko skończą u Szyllera, a ciebie i tego pomarszczonego psa najszybciej jak się da… Nieważne, szkoda czasu na gadanie, przyjeżdżajcie.

Rozłączył się i komórką obfotografował obraz. Teraz, kiedy jego oczy nauczyły się już wyławiać z powodzi czerni te mniej czarne kształty, mógł porównać oryginał z reprodukcjami. Akurat w tym wypadku rozmiar miał znaczenie. Reprodukcje oglądał w książkach lub na ekranie małego laptopa, tutaj przedstawienie mordu rytualnego miało jakieś dziesięć metrów kwadratowych, tyle co mały pokój w mieszkaniu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jak na ironię ten obraz najlepiej wyszedł de Prevotowi pod względem artystycznym i kompozycyjnym, choć narracyjnie pozostawał wierny komiksowemu stylowi opowieści o męczeństwie. Szacki rozpoznawał poszczególne etapy legendy o misterium krwi. Po prawej dwóch Żydów zajmowało się zaopatrzeniem. Jeden, wyraźnie bogatszy, w kapeluszu i płaszczu, proponował matce kupno od niej niemowlęcia. Drugi nęcił małego chłopca czymś, co może było cukierkiem, a może zabawką, jednocześnie łapiąc go za szczękę gestem nabywcy na targu niewolników. Po przeciwnej stronie Żydzi zajmowali się uśmiercaniem lub torturowaniem (albo jednym i drugim) ułożonego na prześcieradle dziecka. A centralne miejsce kompozycji zajmowała oczywiście beczka, dwóch Żydów trzymało beczkę najeżoną gwoździami niczym zębami, przypominającą fantastycznego morskiego stwora, z którego otworu gębowego wystawały pulchne niemowlęce nogi. Skapującą krew zbierał do miseczki rozanielony właściciel ogromnego nochala. De Prevot nie byłby sobą, gdyby w prezentowaniu makabry nie poszedł o krok za daleko. Na ziemi walało się trochę dziecięcych zwłok, upiorne wrażenie robiło rozszarpane przez psa małe ciało. Z pyska zwierzęcia wystawała oderwana noga, na deser czekała druga noga, ręce i głowa – wszystko oddzielnie.

Ale Szacki nie dlatego robił zdjęcia, żeby zawsze mieć przy sobie to poruszające dzieło sztuki. Robił zdjęcia, ponieważ w poprzek obrazu nabazgrany był czerwoną farbą hebrajski napis:

Rdzawe litery świeciły w słońcu niczym karmazynowy neon sprawiając upiorne - фото 4

Rdzawe litery świeciły w słońcu niczym karmazynowy neon, sprawiając upiorne wrażenie, i Szackiego nie zdziwiła reakcja smętnego pomywacza, ale pomyślał też, że był to typowy odruch katolika na widok hebrajskich liter – traktowanie ich tak, jakby miały zejść z obrazu, przemaszerować przez nawę i jeszcze raz uśmiercić Pana Naszego Jezusa Chrystusa, amen.

Sobieraj i Wilczur pojawili się chwilę później, równocześnie z księdzem kanonikiem i wikarym, których przyprowadziła Żasmina. Stanowili zaskakującą parę. Szacki, słysząc o kanoniku i wikarym, spodziewał się komediowych postaci, zażywnego grubaska i młodzika o odstających czerwonych uszach. Tymczasem stał przed nim wypisz, wymaluj Sean Connery i Christopher Lambert, jakby dopiero co zeszli z planu Nieśmiertelnego . Obaj diablo przystojni.

Po krótkiej awanturze obecni wyjaśnili sobie, że w interesie wszystkich jest trzymać gębę na kłódkę, i dopiero to uspokoiło sytuację. Śledczy zajęli się śledztwem, a kapłani powołali się na obowiązek ochrony domu Bożego, żeby móc bezkarnie przyjąć rolę gapiów. Nie byli do końca udobruchani, ale wyraźnie bardziej od obecności policji i prokuratury martwiła ich perspektywa wizyty biskupa, który na złamanie karku pędził do swojej katedry z Kielc i podobno był bardzo, ale to bardzo niezadowolony. A że cieszył się zasłużoną opinią choleryka, to mogło się jeszcze okazać, że przykrości dnia dzisiejszego dopiero przed nimi.

– Jeśli to nie farba, tylko krew, to trzeba sprawdzić, czy ludzka, zrobić badania DNA, porównać z krwią denatów i Szyllera. Poza tym każdy centymetr przestrzeni wokół obrazu ma być prześwietlony. Napis jest wysoko, ktokolwiek go zrobił, musiał przystawić drabinę, wleźć pod kotarę, oprzeć się, powiesić kubełek. To dawało dziesiątki okazji, żeby pozostawić ślad, i ten ślad muszę mieć. Nawet jeśli teraz wydaje nam się gówno wart, potem w sądzie może być na wagę złota jako małe ogniwo w łańcuchu poszlak. Dlatego jeśli jakikolwiek technik piśnie, że nie ma sensu, to pogonić.

Sobieraj spojrzała na niego kwaśno.

– A ty mnie, przepraszam, przyjmujesz teraz na asesurę?

– Ja cię uprzedzam, że jeśli tu przyjdzie jakaś Kasia, z którą chodziłaś do przedszkola, i zacznie błagać, że musi z dzieckiem do lekarza i że już nie ma potrzeby, bo to takie szczegóły, to wtedy mówisz jej, że ma tu siedzieć do wieczora i wszystko fotografować, nawet gdyby się do ciebie miała nigdy więcej nie odezwać. Jasne?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziarno prawdy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Zygmunt Miłoszewski
Zygmut Miłoszewski - Gniew
Zygmut Miłoszewski
Dean Koontz - Ziarno demona
Dean Koontz
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Kardynalny Błąd
Zygmunt Zeydler-Zborowski
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Zygmunt Bauman - Identitat, (2a ed.)
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Dialektik der Ordnung
Zygmunt Bauman
Zygmunt Bauman - Europa
Zygmunt Bauman
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Krasiński Zygmunt - Nie-Boska komedia
Krasiński Zygmunt
Zygmunt Krasiński - Moja Beatrice
Zygmunt Krasiński
Отзывы о книге «Ziarno prawdy»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x