Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Ziarno prawdy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: WAB, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ziarno prawdy
- Автор:
- Издательство:WAB
- Жанр:
- Год:2014
- ISBN:9788377473160
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ziarno prawdy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziarno prawdy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ziarno prawdy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziarno prawdy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ksiądz nie opowiada, dobrze ksiądz wygląda.
– Za dobrze.
– A co ksiądz myśli, znowu się szum o tych bohomazach z katedry robi?
– A robi, robi. Nawet myślałem o tym ostatnio, pani Anielo, myślałem, że powinniśmy się uczyć od tych obrazów de Prevota, że każde morderstwo, każda nienawiść, każde posądzenie fałszywe, że to zawsze jest złe i powinniśmy się tego wystrzegać. Żaden fanatyzm nie jest dobry, żadna przesada, nawet jeśli w dobrej wierze ktoś przesadza.
– Ładnie to ksiądz mówi.
– Ale oczywiście jest wiele interpretacji, akurat jeśli chodzi o ten obraz. Myślałem też, że on mówi o ważnym dziś problemie aborcji, przecież kiedyś też ten problem istniał, a mówiono, że oni akurat umieli dokonywać aborcji.
– Żydzi?
– Nie wiadomo, czy Żydzi, czy ktoś, i tylko im podrzucano niemowlęta po aborcji.
Pan Stanisław, zwany przez przyjaciół Stefanem, od dwudziestu trzech lat dyplomowany przewodnik, oprowadzający wycieczki po Sandomierzu, kończył kolację w restauracji hotelu Basztowy. Zaprosili go księgowi z pewnej firmy budowlanej, którym wcześniej przez cały dzień pokazywał ukochane miasto.
– Proszę państwa, ja może i jestem stary, ale przed wojną nie żyłem, jak to mogło być naprawdę, nie mam pojęcia. Ale tak na logikę się zastanówmy. Są różne sekty religijne w Polsce i na świecie, prawda?
– Są.
– I w tych sektach, widzimy to przecież, niestety, w telewizji, zdarzają się samobójstwa, zdarzają się też morderstwa. Prawda?
– Prawda.
– Sataniści na przykład i inni. Czyli tak na logikę, mogły być też w historii różne sekty żydowskie?
– No, mogły.
– I takie sekty mogły robić rzeczy straszne?
– Oczywiście.
– I być może tutaj leży prawda. Że tak się, niestety, zdarzało i pamięć o strasznych wydarzeniach na tym obrazie przetrwała.
Pani Hela, jak wszyscy dawni mieszkańcy miasta, którzy znali innych Żydów niż tylko drewniane figurki ze sklepu z pamiątkami, przestała być na jeden dzień ciężarem i stała się autorytetem, który wie, jak to kiedyś było. A ona, jak większość z tych, którzy żyli w przedwojennym polsko-żydowskim mieście, nie pamiętała beczek, tylko wspólne wylegiwanie się na błoniach w ciepłe dni. Myślała o tych ciepłych dniach, kiedy na dole wnuczka dyskutowała z mężem.
– Sylwia mówi, że nie posyła, że po co ryzykować. Niech dzieciak w domu posiedzi, krzywda mu się nie stanie. Wiesz przecież, jaka legenda tu jest.
– Legenda, srenda. Może babci się zapytamy, ona pamięta, jak to przed wojną z Żydkami było.
– To chodźmy na górę do niej, faktycznie. Ale nie mów „Żydkami”, Rafał, to obrzydliwe jakieś.
– To jak mam mówić? Hebrajczycy?
– Bez tego zdrobnienia mów, no… Uważaj na ten schodek ostatni… Śpi babcia?
– Ja już się wyspałam swoje.
– Babcia, widzę, kwitnie.
– Przekwita raczej, daj, Rafałku, całusa, wnukozięciu mój ulubiony.
– Już tak go babcia nie rozpieszcza. Babcia pamięta, jak to przed wojną było, prawda?
– Lepiej. Kawalerowie się za mną oglądali.
– A Żydzi?
– Ba, najlepsi Żydzi, Mojsiek Epsztajn, ach, ten to był gładki.
– A tam, co opowiadali, wie babcia, bo teraz też gadają, jak to z tą krwią, co niby dzieci porywali?
– A to gadanie takie, ale wtedy też głupoty opowiadali. Pamiętam miałam taką koleżankę, niezbyt ona była rozgarnięta, poszła raz w niedzielę do sklepu, co to go miała Żydówka przy ulicy, matka ją pewnie po coś wysłała. Bo to tak wtedy działało, że Polacy mieli otwarte w sobotę, Żydzi w niedzielę, wszyscy byli zadowoleni.
– I ta koleżanka…
– I ta koleżanka poszła w niedzielę do sklepu, a że procesja kościelna szła, to Żydówka przymknęła drzwi, coby nie drażnić, rozumiecie. Jak ta koleżanka, nawet nie pamiętam, jak ona na imię miała, Krysia chyba, to zobaczyła, zaczęła się drzeć, że ją na macę chcą wziąć. Rwetes się zrobił, akurat moja matka była w tym sklepie, to uratowała sytuację, dała Krysi w tyłek i do domu odprowadziła. Ale wrzask był taki straszny, że faktycznie, pół miasta musiało uwierzyć. Taka to była maca i takie żydowskie łapanie, wszystko bzdura i nieprawda, aż mówić żal.
– Ale w kościele wisi. Jakby była nieprawda, toby zdjęli chyba.
– Bo w kościele sama prawda musi być, wiadomo. Ty, Rafałku, pomyśl trochę.
– No tak, ale chyba przed wojną nie układało się Polakom z Żydami, no nie?
– A bo to Polakom z Polakami się układało? Co wy się żeście tutaj, młodzi, wczoraj ze Szwajcarii sprowadzili? Czy to się Polacy z kim układają? Ale powiem wam, że ja mieszkałam po jednej stronie rynku, a po drugiej rodzina żydowska, oni mieli córkę w moim wieku, Mala miała na imię. A ja często zapadałam na anginy i tak siedziałam w domu sama, koleżanki nie chciały tak dnia marnować i ze mną siedzieć. A Mala przyszła zawsze. I zawsze mówiłam: „Tatusiu, przyprowadź mi Malę, będę się z nią bawić”. Mala siedziała cały dzień i bawiła się ze mną. I tak ją bardzo miło wspominam.
– A co się z nią stało?
– A nie wiem, wyjechała gdzieś. Idźcie już. I pomyślcie trochę, mówię, bo aż żal, że to takie głupie. Krew na macę…
– Już babcia nie przesadza…
– Idźcie, mówię. Zmęczona jestem, późno.
Jak tylko młodzi wyszli, babcia Helena Kołyszko od lat wyćwiczonym gestem wyciągnęła złożony kawałek gazety, służący za zamek do szafki w kredensie, wyjęła „Nalewkę Babuni”, napełniła do połowy szklankę włożoną w plastikowy koszyczek i zdrowo golnęła, z wprawą osoby, która pierwszy kieliszek wychyliła na weselu kuzynki Jagódki w 1936 roku, miała wtedy szesnaście lat. To dopiero było wesele, po raz pierwszy wtedy całowała się z chłopakiem, maj był taki piękny i ciepły. Mama Jagódki miała sklep i dobrze żyła z Żydami, śmiała się na weselu, że w katedrze „mało Polaków było, tylko cały kościół Żydów przyszedł”. A jak orszak przechodził przez miasto, cała grupa weselników, to wszystkie Żydóweczki wyszły: „Jagódka! Żeby ci się życie jasno świeciło!”. Szły sobie z Malą, trzymały się za ręce i się śmiały głośno, i kwiatów było tyle, każde drzewko w Sandomierzu wtedy chyba kwitło.
No ale Mala wyjechała, pomyślała babcia Kołyszko i wychyliła do końca nalewkę. Pamiętała, jak wyjeżdżała. Doktor Weiss też wtedy wyjechał, ten co jej anginę od maleńkości leczył. Bardzo był zachwycony Niemcami, że to kulturalny naród, że on nigdy czegoś podobnego… nie zrobi krzywdy Żydom. Ojciec babci Kołyszko go namawiał: „Panie doktorze, niech pan nie podpisuje, nie przyznaje się”. A on swoje: „Ależ skąd, Niemcy są kulturalni”. W Dwikozach podobno się otruł na rampie. Nie wszedł do tego wagonu, tylko wolał umrzeć tak. Widziała z okna, jak go prowadzą, strasznie płakała, bo była z doktorem zżyta, doktór tak się w ich okna patrzył, jakby chciał się pożegnać, ale matka nie pozwoliła. Potem szła pani Kielman z bliźniaczkami, dwie dziewczynki czteroletnie, prześliczne. Niemiec strzelił do jednej małej, pod ich domem ta dziewczynka została. Co to za ludzie, co to za naród, co strzelał, jak dziecko płacze, małe dziecko trzyma matka, a ten przychodzi i strzela. Ojciec wieczorem wrócił, opowiadał, że tylu znajomych było, że chcieli kogoś uratować, chcieli komuś rękę podać i nie dało się w ogóle, byli tak obstawieni.
A Mala wyjechała. Mówili, co byli w Dwikozach, że się potknęła i przez taki rów nie przeskoczyła, co go Niemcy wykopali naprzeciw stacji, żeby sprawdzić, kto silny i kto się nadaje. Ale gdzie by tam Mala nie przeskoczyła, bardziej była zwinna niż one wszystkie razem wzięte.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ziarno prawdy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziarno prawdy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ziarno prawdy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.