Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Świr, pomyślał Szacki, robi dobre wrażenie, ale to świr.
- Oczywiście, rozumiem. Czy w czasie terapii, odgrywając syna pana Henryka, czuł pan nienawiść do swojego - nazwijmy go - ojca?
- Przepraszam, ale, do czego pan zmierza?
- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
Kaim milczał, obracając w dłoniach telefon komórkowy. Musiał być bardzo drogi, sam wyświetlacz był większy niż cały telefon Szackiego.
- Tak, czułem do niego nienawiść. W pierwszej chwili chciałem zaprzeczyć, ale to by było bez sensu. Na pewno pan obejrzy nagrania, i tak pan to zobaczy.
Szacki zanotował: „terapia - wideo?”.
- O co mnie pan teraz spyta? Czy chciałem go zabić? Czy go zabiłem?
- A zabił pan?
- Nie.
- A chciał pan?
- Nie. Naprawdę nie.
- A jak pan myśli, kto go zabił?
- Skąd mam wiedzieć, w gazetach piszą, że złodziej.
- A gdyby to miał być ktoś z państwa? – drążył Szacki.
- Pani Hania - odpowiedział bez wahania Kaim.
- Dlaczego?
- Proste. Była jego córką, która popełniła samobójstwo w wieku piętnastu lat. Daję drogę, że to, dlatego, że ojciec ją molestował w dzieciństwie. Nie było tego widać na terapii, ale w gazetach przecież ciągle o tym piszą. Hania to wyczuła, coś jej się poprzestawiało w głowie i zabiła.
Kiedy Kaim wyszedł, Szacki otworzył szeroko okno i usiadł na parapecie, żeby zapalić drugiego papierosa. Zbliżała się czwarta, na Kruczej już tworzył się korek samochodów jadących w stronę Alej. Stojące jeszcze wysoko słońce przecisnęło się w końcu przez chmury i rozgrzało wilgotne chodniki, w powietrzu unosił się słodkawy zapach mokrego kurzu. Idealna pogoda, żeby pójść z dziewczyną na spacer, pomyślał Szacki. Usiąść przy fontannie w Ogrodzie Saskim, położyć jej głowę na kolanach, opowiedzieć o lekturach dzieciństwa. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz poszli z Weroniką tak po prostu na spacer. Nie pamiętał, kiedy opowiadał komuś o lekturach dzieciństwa. Mało tego, nie pamiętał, kiedy ostatnio przeczytał coś, co nie było zatytułowane „Akta podręczne prokuratora”. Coraz częściej czuł się pusty i wypalony. Czy to już ten wiek?
Może powinienem zadzwonić do jakiegoś terapeuty? - pomyślał i zaśmiał się głośno.
Oczywiście, że powinien. Usiadł przy biurku i wykręcił numer do Rudzkiego. Długo nikt nie podnosił słuchawki. Już miał zrezygnować, kiedy usłyszał kliknięcie.
- Tak - głos sprawiał wrażenie dochodzącego z Kamczatki.
Szacki przedstawił się i zażądał, żeby Rudzki przyszedł do niego jak najszybciej. Po dzisiejszych przesłuchaniach stało się jasne, że osoba terapeuty i cała ta dziwaczna terapia mogą stanowić klucz do sprawy. Rudzki przeprosił, powiedział, że od rana leży złożony wysoką gorączką. Zdaje sobie sprawę, że to brzmi jak idiotyczna wymówka, ale naprawdę nie może przyjść. Chętnie za to przyjmie pana prokuratora u siebie.
Szacki myślał. Z jednej strony, wolałby się spotkać na własnym terenie, z drugiej zależało mu na rozmowie z terapeutą. Zgodził się. Zapisał adres na Ochocie i obiecał, że będzie za godzinę.
Odłożył słuchawkę i zaklął. Przecież obiecał Weronice, że będzie o piątej i zostanie z małą, żeby ona mogła pójść na mecz. Mógłby oczywiście się wytłumaczyć i może nawet by zrozumiała, ale... No właśnie, ale. Zadzwonił jeszcze raz do Rudzkiego i przełożył spotkanie na dziewiątą rano następnego dnia. Terapeuta się ucieszył, powiedział, że zrobi wszystko, aby do tego czasu stanąć na nogi i być w pełni władz umysłowych. Szackiemu wydało się dziwne, że użył takiego sformułowania. W końcu grypa to nie schizofrenia.
5
Hela triumfowała. Trzy razy ograła ojca w chińczyka (raz, kiedy kończyła, on miał jeszcze wszystkie pionki w bazie). Teraz wszystko wskazywało na to, że wygra także w loteryjkę. Miała o dwie pary więcej, a na podłodze leżało jeszcze tylko dziesięć kart do zgarnięcia. Pięć par. I był jej ruch. Jeśli się nie pomyli, to wieczór będzie należał do niej. Odwróciła kartę - obsypana śniegiem sosna. Pewnym gestem odwróciła następną - obsypana śniegiem sosna. Nic nie powiedziała, spojrzała na niego rozpromieniona. Położyła karty na swoim stosiku i skrupulatnie policzyła różnicę.
- Mam o trzy więcej - oświadczyła.
- Jeszcze nie koniec - zauważył Szacki. - Dawaj.
Dziewczynka szybko odwróciła kartę. Rudzik. Zmarszczyła brwi. Sięgnęła po kartę leżącą najbliżej niej i zawahała się. Spojrzała pytająco na ojca. Szacki wiedział, że tam jest rudzik, ale tylko wzruszył ramionami. Dzisiaj nie pomaga. Hela zmieniła zdanie i odwróciła inną kartę - borsuka.
- O nie - jęknęła.
- O tak - odpowiedział Szacki i zgarnął oba rudziki. Jeszcze trzy pary do wzięcia, a tylko dwie straty. Wiedział, jakie są pozostałe karty. Pokazał język córce i odwrócił tego samego borsuka, co ona przed chwilą.
Helcia zakryła twarz dłońmi.
- Nie chcę na to patrzeć - oznajmiła.
Szacki udawał, że się zastanawia.
- Gdzie był ten drugi borsuk? Odkrywaliśmy go w ogóle?
Hela pokiwała głową, patrząc na niego przez palce. Szacki zawiesił dłoń nad kartą z borsukiem. Jego córka zacisnęła powieki. Zaśmiał się w duchu, przesunął rękę i odkrył kartę z malinami.
- O nie - jęknął.
- O tak - krzyknęła Hela, szybko zgarnęła pozostałe trzy pary i rzuciła mu się na szyję.
- Powiedz, kto jest królową loteryjki?
- Ja jestem królem loteryjki - stwierdził bezczelnie Szacki.
- Wcale nie!
- Wcale tak. Dziś wyjątkowo przegrałem.
- Wcale nie!
Trzasnęły drzwi. Weronika weszła do domu.
- Mamo, wiesz, ile razy wygrałam z tatą w chińczyka?
- Nie wiem.
- Trzy razy. I raz w loteryjkę.
- Wspaniale, może powinnaś grać w piłkę w Legii Warszawa.
Szacki schował loteryjkę do pudełka, wstał z podłogi i poszedł do przedpokoju. Jego żona rzuciła trójkolorowy szalik na wieszak. Ubrana była jak to na mecz. Cienki golf, wiatrówka, dżinsy, trampki za kostkę. Soczewki zamiast okularów. Stadion na Łazienkowskiej nie był dobrym miejscem na prezentowanie wdzięków.
- Nie mów, że dostali.
- Zremisowali, ale jakby dostali. Włodarczyk zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje, nawet ja bym trafiła. Ostatnie dwadzieścia minut grali w dziesiątkę, bo ten kretyn Nowacki dostał dwie żółte. Najpierw za faul, a potem za bezsensowne symulowanie. Idiota. Ale i tak prowadziliśmy przez cały mecz...
- Kto strzelił?
- Karwan głową po podaniu Włodarczyka. Groclin wyrównał kilka minut przed końcem. Wstyd, szkoda gadać.
- Kiedy rewanż?
- Piętnastego.
- Jedziesz?
- Nie wiem. Nie chcę znowu słuchać, jak cały stadion wieśniaków wyje „legła, legła Warszawa”.
Szacki pokiwał głową ze zrozumieniem i poszedł do kuchni zrobić kolację. Weronika przyszła do niego zapalić. Robiąc kanapki, opowiedział jej o sprawie Telaka i o dzisiejszych przesłuchaniach.
- Ciekawe, Babinicz mi kiedyś opowiadał o podobnej terapii. Pamiętam, że wydało mi się to dość sekciarskie.
- Proszę, proszę, w naszym domu znowu się pojawił mecenas Babinicz - wtrącił Szacki, nie podnosząc głowy znad deski, na której kroił pomidory na sałatkę z fetą i ziarnami słonecznika.
- Teo, błagam, nie bądź męczący. Czy ja się dopytuję, która z aplikantek robi ci kawę?
- Sam sobie robię.
- Jasne, niby wczoraj się poznaliśmy, tak?
Wzruszył tylko ramionami. Nie chciało mu się kłócić.
Kiedyś były to jedynie żarty. Później w żartach pojawiła się zazdrość. Teraz szybko podobne rozmowy przeradzały się w agresywne rozdrażnienie obu stron.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.