Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie
Здесь есть возможность читать онлайн «Zygmunt Miłoszewski - Uwiklanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2011, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Uwiklanie
- Автор:
- Жанр:
- Год:2011
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Uwiklanie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Uwiklanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Uwiklanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Uwiklanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Uzupełniam, że zarówno w sobotę wieczorem, jak i w czasie śniadania rozmawialiśmy ze sobą bardzo niewiele, takie są zalecenia terapii. Dlatego nie miałam możliwości poznać pana Telaka towarzysko. To wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Protokół podpisuję jako zgodny z moimi zeznaniami.
Hanna Kwiatkowska podpisała się na każdej karcie i oddała protokół Szackiemu. Kuzniecow wspomniał, że jest dość mocno rozedrgana, poza tym całkiem niczego sobie. To była prawda. Hanna Kwiatkowska miała ładną, mądrą twarz, a lekko haczykowaty nos dodawał jej zadziornego uroku i pewnego arystokratycznego wdzięku. Za dwadzieścia lat będzie wyglądać jak przedwojenna hrabina. Gładkie włosy w kolorze „mysz polska” sięgały ramion; ich końce zawijały się na zewnątrz. I choć pewnie żaden dom mody nie zaproponowałby jej reklamowania bielizny na wybiegach, to wielu mężczyzn chętnie obejrzałoby z bliska jej proporcjonalne i apetyczne ciało. Inna sprawa, ilu z nich wystraszyłoby jej rozbiegane spojrzenie. Szackiego na pewno.
- No jak to, tylko tyle? - zapytała. - Tak długo przecież rozmawialiśmy.
- Jestem prokuratorem, a nie pisarzem - powiedział Szacki. - Nie potrafię oddać wszystkich niuansów rozmowy w protokole, poza tym to niepotrzebne. Wrażenia i niuanse są dla mnie o tyle istotne, o ile pozwolą mi ustalić nowe fakty.
- To trochę tak jak u mnie z uczniami. Nie liczy się wrażenie, jakie robią, tylko wiedza, jaką prezentują.
- Zawsze?
- Staram się - odpowiedziała. Uśmiechnęła się, ale była tak spięta, że uśmiech zamienił się w grymas.
Szacki patrzył na nią i zastanawiał się, czy byłaby w stanie kogoś zabić. Jeśli tak, to chyba właśnie w ten sposób - złapać rożen, uderzyć, przypadkiem trafić. Dużo histerii, dużo paniki, dużo przypadku. Widział, że kobieta stara się trzymać fason, ale miał wrażenie, że powietrze w pokoju wibruje od jej roztrzęsionych nerwów.
- Teraz musi mieć pani ciężki okres w szkole - zagaił, żeby móc ją poobserwować jeszcze chwilę w czasie neutralnej rozmowy.
- No tak, sam pan wie, koniec roku. Wszyscy przychodzą, chcą poprawiać, zamienić trzy plus na cztery mniej, napisać zaległą klasówkę, nagle odnajdują się wszystkie wypracowania. O prowadzeniu lekcji tak naprawdę nie ma mowy. Do następnego piątku musimy wystawić wszystkie oceny, więc jeszcze dwa tygodnie tego szaleństwa.
- Mieszkam niedaleko gimnazjum, w którym pani pracuje.
- O, naprawdę? Gdzie?
- Na Burdzińskiego.
- No faktycznie, to raptem dwie przecznice. Podoba się tam panu?
- Niespecjalnie.
Nachyliła się w jego stronę, jakby chciała zdradzić wstydliwą tajemnicę, i powiedziała:
- Mnie też nie. A te dzieci, Chryste Panie, czasami to się czuję jak w domu poprawczym albo wariatkowie. Nerwy mam w strzępach. Niech pan mnie źle nie zrozumie, to są fajne dzieciaki, tylko, dlaczego rzucają petardy na korytarzu? Ja tego nie pojmuję. I te żarty o penisach, przecież oni mają po dwanaście lat. Czasami czuję się zawstydzona. Ostatnio - no nie uwierzy mi pan - dostałam SMS-a od jednej uczennicy, że się zakochała w księdzu i chyba sobie coś zrobi. Pokażę panu. Może to jest sprawa dla prokuratora?
Zaczęła szukać telefonu w torebce, a Szacki zaczął żałować, że rozkręcił neutralny temat. Czy tak się zachowuje morderczyni? Czy nie chciałaby raczej wyjść stąd jak najszybciej, zamiast pokazywać SMS-y? Czy można aż tak dobrze zagrać?
Podała mu telefon:
„MuszeToKomusWyznacKochamKsiedzaMarkaNieMogeZycPomocy”.
- Bez podpisu - skomentował.
Machnęła ręką. Była coraz bardziej rozluźniona.
- No tak, ale dowiedziałam się, kto to jest, życzliwi donieśli. Sama nie wiem. To chyba jednak nie jest sprawa dla prokuratora?
- A jak pani myśli, kto z waszej grupy zabił pana Henryka?
Zesztywniała.
- No oczywiście, że nikt. No nie, chyba pan sobie nie wyobraża, że ktoś z nas jest mordercą?
- Ręczy pani za ludzi, których pani dopiero, co poznała?
Skrzyżowała ręce na piersiach. Szacki zachowywał się jak bazyliszek, nie spuszczał spojrzenia z jej oczu. Miała tik, rytmicznie mrugała prawą powieką.
- No nie, ale to przecież są normalni ludzie, słuchałam o ich życiu. To musiał być jakiś rzezimieszek. Złoczyńca.
Łajdak, łobuziak, zbir, pomyślał Szacki złośliwie.
- Być może. Ale może to ktoś z państwa. Musimy rozważyć i taki scenariusz. Rozumiem, że to dla pani trudne, ale proszę sobie przypomnieć, czy zdarzyło się coś, cokolwiek, drobna rzecz, która sprawiła, że przeszło pani przez głowę nawet zupełnie nieuzasadnione „to chyba on” lub „to chyba ona”. Hmm?
- Niezręcznie mi rzucać oskarżenia, ale no, na terapii wychodziło, że żona pana Henryka strasznie go nienawidzi i pani Barbara tak sugestywnie odgrywała tę złość, sama nie wiem, głupio tak mówić...
PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA ŚWIADKA. Barbara Jarczyk, ur. 8 sierpnia 1946, zamieszkała w Grodzisku Mazowieckim przy ul. Bartniaka, wykształcenie wyższe, zatrudniona jako główna księgowa w Zakładzie Produkcyjnym Zabawek Drewnianych „Sosnex”.
Wyglądała właśnie jak księgowa albo emerytowana nauczycielka. Puszysta, w garsonce kupionej zapewne w sklepie dla puszystych. Z puszystą twarzą i fryzurą. W okularach. Szacki nie przypuszczał, że ludzie w tym wieku chodzą na terapię. Zawsze sądził, że to raczej trzydziesto-czterdziestolatkowie, zajeżdżeni w wyścigu szczurów, szukają leku na lęki i depresje. Chociaż, z drugiej strony, lepiej późno osuszyć bagna własnej duszy niż wcale. Zmarszczył brwi, nie mogąc wyjść ze zdumienia, że przyszła mu do głowy ta idiotyczna metafora.
Mówiła płasko, monotonnie, nie przekazując głosem żadnych emocji. Szacki notował automatycznie nieomalże słowo w słowo to samo, co usłyszał od Kwiatkowskiej, zastanawiając się, czy istnieją na świecie jakieś języki, w których intonacja nie istnieje. Pani Jarczyk mogłaby się ich pewnie nauczyć w tydzień.
- Tuż przed dziesiątą wyszłam ze swojego pokoju i udałam się do sali terapeutycznej. Po drodze minęłam pana Rudzkiego, który szedł w przeciwną stronę.
Szacki ocknął się.
- Chce pani powiedzieć, że pan Rudzki widział zwłoki przed panią?
- Tego nie wiem. Wątpię. Pomieszczenie, w którym jedliśmy posiłki, znajdowało się obok sali terapeutycznej, w innej części budynku niż nasze pokoje. Mógł zostać dłużej na śniadaniu, nie mam pojęcia. Spojrzałam na niego zdziwiona, że idzie w przeciwną stronę, ale powiedział, że zaraz przyjdzie, a mnie się zrobiło wstyd, bo zrozumiałam, że po prostu szedł do łazienki. Nie byłby chyba taki spokojny, gdyby znalazł zwłoki pana Henryka.
Zanotował to bez słowa komentarza. Co ci terapeuci robią ludziom, że żadne z nich nie wpadnie teraz na najprostszy pomysł, że to on jest zabójcą.
- Weszłam do sali. Pamiętam, że byłam bardzo wystraszona, bo teraz mnie miała dotyczyć terapia. Zaświtała mi cicha nadzieja, że bez tego pana Henryka trzeba to będzie odłożyć. Bo będzie za mało ludzi, rozumie pan. Więc byłam wystraszona i w pierwszej chwili go nie dostrzegłam, cały czas myślałam, jak powinnam ustawić panią Hanię i pana Euzebiusza w roli swoich dzieci.
Jarczyk zamilkła. Szacki nie ponaglał.
- Zobaczyłam nogi - powiedziała w końcu - podeszłam bliżej i zobaczyłam to ciało i ten rożen w oku, i to wszystko. I jak zrozumiałam, co widzę, zaczęłam się drzeć.
- Kto przybiegł pierwszy?
- Pani Hania.
- Jest pani pewna?
- Tak. Raczej tak. Potem pan Rudzki, a na końcu pan Euzebiusz.
- Proszę opowiedzieć, co się działo, jak staliście nad zwłokami. Co kto mówił, jak się zachowywał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Uwiklanie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Uwiklanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Uwiklanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.