Antoni Libera - Madame

Здесь есть возможность читать онлайн «Antoni Libera - Madame» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Madame: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Madame»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść jest ironicznym portretem artysty z czasów młodości, dojrzewającego w peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych. Narrator opowiada o swoich latach nauki i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą, która uczyła go francuskiego i dała mu lekcję wolności. Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, a także rozrachunek z epoką peerelu. Tradycyjna narracja, nie pozbawiona wątku sensacyjnego, skrzy się humorem, oczarowuje i wzrusza.

Madame — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Madame», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A kreacja ta niosła następujące przesłanie:

„Widzicie? Można i tak – prowadzić lekcję, uczyć. Co tam – uczyć! Szybować. Można w ten sposób żyć! Można być takim człowiekiem! – Oczywiście, nie wszystkim dana jest taka szansa. Niemniej, trzeba próbować. Trzeba próbować szczęścia. Jak? Wskazanie jest proste: uczyć się obcych języków, w ogóle – sztuki słowa! Jeśli będziecie mówić – płynnie, inteligentnie – wasz szary, ubogi świat stanie się barwny… barwniejszy. Bo wszystko pochodzi z języka. Bo wszystko od niego zależy. Bo, jak powiada Pismo, na początku jest Słowo”.

Trzydzieści kilka par oczu wpatrywało się we mnie jak w natchnionego proroka. Z podziwem i miłością. A tu i ówdzie – z tęsknotą, rozkosznie bolesną tęsknotą – za nie wiadomo czym; i z żalem, że już odchodzę, że oto już koniec święta, że jak rzadka kometa oddalam się w otchłań kosmosu i nie wiadomo kiedy, jeżeli w ogóle, powrócę w pobliże Ziemi.

Tak, byłem Madame. Czułem ją wreszcie – sobą. Rozumiałem, kim była i jak mnie mogła postrzegać.

Lektorki francuskiego, w pokoju nauczycielskim, w obecności mych dawnych, zgorzkniałych wychowawców (w tym Solitera i Żmii), prawiły mi komplementy:

– Ależ panie kolego, ma pan wrodzony talent! Talent pedagogiczny! Powinien pan uczyć w szkole! Niech pan do nas dołączy!

Uśmiechałem się smutno, jakbym mówił w ten sposób: „Chciałbym, ale nie mogę. Wzywają mnie, niestety, inne cele i plany. Gdzie indziej jest moje miejsce”.

A na to one wtedy:

– Szkoda. Naprawdę szkoda. Oby się pan nie minął ze swoim powołaniem.

Lecz rzecz prawdziwie komiczna i wzruszająca zarazem zdarzyła się dopiero ostatniego dnia praktyk, gdy po ostatniej lekcji, jaką poprowadziłem, w jednej z klas maturalnych, z entuzjastyczną opinią wręczoną mi przez lektorki, opuszczałem gmach szkoły, żegnając się z nią na zawsze.

35. Wtedy to były czasy!

Przy wyjściu czekał na mnie jeden z moich „słuchaczy” – z najwyższej klasy, tej właśnie, w której przeprowadziłem ostatnią z moich lekcji. Był to chudziutki chłopiec o miłej powierzchowności i ciemnych, smutnych oczach. Zwróciłem na niego uwagę na samym początku praktyk. Wyróżniał się wyglądem i znajomością języka, a poza tym wyraźnie przyglądał mi się z uwagą i łowił moje spojrzenie. Za jego odpowiedzi, a zwłaszcza za technikę czytania tekstu a vista nagrodziłem go piątką – jedynego tym stopniem. Dlatego też, gdym go ujrzał, jak zbliża się w moją stronę, uśmiechnąłem się w duchu, przekonany, że pragnie podziękować mi za to i połasić się trochę, jak czynią to czasem uczniowie.

Było jednak inaczej.

– Pan się nazywa… – zaczął i wyrzekł moje nazwisko z pytajną intonacją. Potwierdziłem, zdziwiony.

– Możemy porozmawiać? – zapytał z poważną miną.

– Proszę – odpowiedziałem, przyjmując pozycję „spocznij..

– Ale nie tutaj w szkole – wykrzywił się ze wstrętem. – Tutaj nie ma warunków.

– A gdzie?… Co proponujesz? – wzruszyłem ramionami.

– Chodźmy się przejść. Do parku.

– Do parku Żeromskiego… – znowu się uśmiechnąłem, tym razem już otwarcie.

– Tam jest spokojnie. Przyjemnie. Można usiąść na ławce.

– To chodźmy – powiedziałem i wyszliśmy z budynku.

– Czytałem – odezwał się w końcu po długiej chwili milczenia. „Aha! Więc o to chodzi!” – pomyślałem z ironią. „Literatura. Poezja. Chce pisać lub już pisze. I żeby mu ocenić…”Ale znów nie trafiłem.

– Czytałem – powtórzył głośniej. – I podobało mi się. Najbardziej te „Dwie sceny z życia Schopenhauera”. Ale nie o to chodzi. Nie o tym chcę z panem mówić – szedł z pochyloną głową.

– A o czym? – coraz bardziej zaczynał mnie intrygować.

– Pan kończył tę szkołę, prawda? – spojrzał na mnie z ukosa.

– Owszem – kiwnąłem głową. – A co, mówiono wam?

Uśmiechnął się zagadkowo.

– „Modern Jazz Quartet”, tak? – zagadka na jego twarzy zmieniła się w rozmarzenie.

– Co „tak”? – zrobiłem minę, że niby nie rozumiem.

– Był taki zespół, prawda?

– Owszem, był… i co z tego?

– Pan grał na fortepianie… i śpiewał… jak Ray Charles…

Nareszcie „byłem w domu”. Niewiarygodne! Legenda! Klasyczny szkolny mit! Byłem herosem mitu!

A chudy, smutny chłopiec ciągnął z gorączką w oczach:

– Mieliście klub jazzowy w warsztacie robót ręcznych… grywaliście wieczorami w oparach papierosów… a parę razy do roku były upojne jam sessions… podobno nawet studenci przychodzili tu do was… Było tak? Niech pan powie!

Patrzyłem na niego z góry, z przyjaznym pobłażaniem.

– Miało być, marzycielu! – powiedziałem z uśmiechem. – Miało, ale nie było. Nie było żadnego klubu ani żadnych jam sessions, a próby się odbywały po lekcjach, w gimnastycznej, w mdlącym zaduchu potu i nie domytych nóg… Opary papierosów!… Owszem, były… w klozecie! A gdyśmy raz zagrali Hit the Road… Raya Charlesa i, rzeczywiście, nam wyszło, to był to łabędzi śpiew: nazajutrz, dyscyplinarnie, rozwiązano nasz zespół, a mnie obniżono, za kpiny, stopień ze sprawowania.

Słuchał tego zachłannie, jakbym mówił, Bóg wie co, a gdy skończyłem, powtórzył, jakby do siebie: „Tak tak…”

Znowu szliśmy w milczeniu.

– A ten Teatr Szekspira? – przerwał je w końcu półgłosem. – Nie powie mi pan chyba, że i tego nie było?

– Teatr Szekspira! – prychnąłem. – Jaki Teatr Szekspira!

– No ten, który pan prowadził – wyjaśnił nie zrażony. – Dostaliście pierwszą nagrodę za Jak wam się podoba, nie powie mi pan, że nie! Wasz dyplom, w ramce, pod szkłem, wisi na ścianie w auli.

– Tam nie jest napisane „za Jak wam się podoba”…

– Ojej, no to inaczej… „za Cały świat to scena”… Teraz już pan się zgadza?… To jest zdanie z tej sztuki.

– To prawda – powiedziałem kładąc akcent na „to”. – Co jednak jeszcze nie znaczy, że graliśmy całą sztukę, a zwłaszcza, że nasze „kółko”, bo tak się to nazywało, było… „Teatrem Szekspira”.

– Podobno znał pan na pamięć dziesiątki monologów… a nawet potrafił pan… improwizować Szekspirem… mówić na każdy temat jedenastozgłoskowcem.

– Nie jest to wielka sztuka – użyłem z nonszalancją repliki Konstantego, jaką skwitował był niegdyś wyraz mego podziwu, iż Claire, matka Madame, czytała swobodnie gotyk.

– Nie sztuka! – zaśmiał się chłopiec. – Niech pan nie kokietuje! Nawet sam – tu wymienił sławne nazwisko ES-a – musiał się dobrze wysilić, by panu dotrzymać kroku.

– Przesada, gruba przesada – kręciłem przecząco głową. – Lecz przede wszystkim trzeba, byś wiedział takie rzeczy: to kółko teatralne, które z największym trudem udało mi się założyć, żyło krótko i marnie. Dało zaledwie jedną, i to skromną premierę, bez dekoracji, kostiumów: właśnie ów Cały świat… I nie był to żaden dramat, tylko tak zwana składanka: kawałki z różnych sztuk… wiązanka recytacji. Co się zaś tyczy nagrody, którąśmy rzeczywiście zdobyli na tym Przeglądzie, to nie życzyłbym ci… podobnego sukcesu.

– Dlaczego?

– Dużo by mówić. Niech ci wystarczy tyle: chciałbyś za… Dzieło Sztuki… dostać zegarek Ruhla? Z rąk wodzireja z Estrady? W Miejskim Domu Kultury? Na oczach krewkich wyrostków przybyłych na potańcówkę? I recytować przed nimi słynny monolog Jakuba o siedmiu scenach żywota?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Madame»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Madame» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Madame»

Обсуждение, отзывы о книге «Madame» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x