Antoni Libera - Madame

Здесь есть возможность читать онлайн «Antoni Libera - Madame» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Madame: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Madame»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść jest ironicznym portretem artysty z czasów młodości, dojrzewającego w peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych. Narrator opowiada o swoich latach nauki i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą, która uczyła go francuskiego i dała mu lekcję wolności. Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, a także rozrachunek z epoką peerelu. Tradycyjna narracja, nie pozbawiona wątku sensacyjnego, skrzy się humorem, oczarowuje i wzrusza.

Madame — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Madame», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy dałem do druku swoją drugą nowelę – Spotkanie z Dionizosem - o długiej, pieszej wędrówce Hólderlina przez Alpy, kiedy to miał widzenie i wpadł w „czarną dziurę. umysłu, usłyszałem pytanie (Solitera bez mała), czemu za bohatera obrałem akurat postać, którą Goebbels nazywał „chorążym Trzeciej Rzeszy”. Wyjaśnienia, poparte obfitą dokumentacją, wziętą z książek wydanych, rzecz jasna, w NRD, dowodzącą niezbicie, iż ze strony Goebbelsa było to świętokradztwo, przyjmowano niechętnie, bez przekonania, nieufnie. Wszystkowiedzący cenzor, wyraźnie po filozofii, puszczając wreszcie tekst po długich korowodach, dawał do zrozumienia redaktorowi pisma, iż doskonale wie, „co tu jest rozgrywane”, a mianowicie: „promocja zachodnich trendów myślowych, w tym egzystencjalizmu”, jako że Hôlderlinem zajmował się między innymi „osławiony Heidegger, filar tego kierunku, nawiasem mówiąc, faszysta”.

Było to jednak niczym w porównaniu z batalią, jaką musiałem stoczyć o dopuszczenie do druku mojej trzeciej historii z owego cyklu podróży (którego pierwszy zamysł narodził się jeszcze w szkole), a mianowicie noweli Pan markiz de Custine – o jego wojażu do Rosji w trzydziestym dziewiątym roku XIX wieku.

Gdy zaczynałem ją pisać, zdawałem sobie sprawę z ryzyka, na jakie idę; postać ta bowiem była jak najgorzej widziana w „ojczyźnie proletariatu”, mimo iż ostrze jej dzieła godziło dokładnie w to samo, co „masy ludowe w Rosji” i rewolucjoniści „wielkiego Października”, to znaczy w system carski, „ustrój wyzysku, hańby i poniżenia człowieka”. Co jednak wolno masom, a zwłaszcza bolszewikom, nie wolno byle komu, a już z całą pewnością – jakiemuś Francuzowi „pańskiego pochodzenia”. Przyczyna nienawiści do sławnego markiza nie tkwiła jednak bynajmniej w jego błękitnej krwi czy w tym, że był on Francuzem, ani nawet i w tym, że naruszał strzeżony, bolszewicki monopol na krytykę caratu, lecz w tym, że jego wizja Rosji mikołajewskiej, po pierwsze, odstręczała od Rosji jako takiej (co już było bluźniercze), po drugie zaś, że zza grobu, w sposób nie zamierzony, obnażała totalne i monstrualne kłamstwo, jakoby Rewolucja przyniosła wyzwolenie, a Rosja komunistyczna była ucieleśnieniem największej w dziejach wolności. Gdy się czytało „Listy” – opisy obyczajów panujących na dworze, stosunków międzyludzkich, życia na wsi i w mieście – nie można się było oprzeć uporczywemu wrażeniu, że czyta się reportaż ze Związku Sowieckiego, a nawet lęgła się myśl daleko bardziej zbrodnicza, mianowicie, że caryzm był niewinną igraszką w porównaniu z komuną – że ta ostatnia w destrukcji i w ciemiężeniu ludzi daleko prześcignęła swojego poprzednika.

Wspaniały tekst de Custine’a nie istniał w polskim przekładzie (mógł byłby się ukazać jedynie na emigracji, a w kraju tylko w okresie między dwiema wojnami, co jednak się nie stało) i w danym wypadku mój cel, jako autora noweli, różnił się dość istotnie od moich poprzednich zamierzeń. Tym razem dawałem pierwszeństwo samym faktom, historii, a nie interpretacji i własnej wyobraźni. Swoje zadanie widziałem w przypomnieniu markiza i jego słynnej podróży, w szkicowym przedstawieniu kilku jej epizodów i przytoczeniu fragmentów co świetniejszych zapisów. Z pełną premedytacją usuwałem się w cień; pragnąłem służyć historii, dać o niej choćby sygnał, przemycić w opowiadaniu coś z tego, co w innym przekazie nie miało prawa wstępu do świadomości ludzi żyjących w PRL.

Ledwo złożyłem tekst, zaczęły się korowody. „To nie ma najmniejszych szans”, mówili redaktorzy, nawet ci odważniejsi i którzy mnie popierali. „Co ci strzeliło do głowy, by pisać akurat o tym! Nie wiesz, gdzie my żyjemy?”

Upierałem się jednak, aby zaryzykować i wysłać rzecz do cenzury. W końcu tak się też stało. Odpowiedź, jaka nadeszła, nie była, wbrew prognozom, aż tak kategoryczna, niemniej żądano ode mnie poważnych skrótów i zmian. Głównie chodziło o tekst samego de Custine’a (czyli kilka cytatów, które przetłumaczyłem), ale i o niektóre moje sformułowania.

Zaczęły się negocjacje. I wtedy po raz pierwszy poznałem smak przegranej. Walka, w którą się wdałem, pod względem psychologicznym wciągała jak gra hazardowa. Paradoks polegał na tym, iż w miarę ustępowania i uginania się, pragnienie druku, miast słabnąć, stawało się coraz silniejsze. – Skoro już tyle oddałeś – odzywały się głosy, zewnętrzne i wewnętrzne – czemu się nagle upierasz przy tak nieistotnym drobiazgu? Przecież to tylko ornament! Co ci to daje? Nic! Chcesz stracić przez to całość? A jeśli tylko skreślisz albo zmienisz to słowo, podpisujemy do druku i masz kolejną pozycję.

Skreślałem, zmieniałem, kluczyłem. Ulegałem złudzeniu, że jestem od nich chytrzejszy. Trwało to tygodniami. Wreszcie tekst się ukazał. Zmieniony, nie do poznania. Czułem się podle, wstrętnie. Wyczerpany nerwowo, zniechęcony do siebie. Nawet słowa uznania, z jakimi się spotykałem, i pochwały kolegów na uniwersytecie, nie przynosiły ulgi, nie mówiąc o satysfakcji. Przeciwnik dopiął swego: dałem się uzależnić, uległem, zostałem złamany. Nie miałem do siebie szacunku.

Ów haniebny kompromis okazał się jednak korzystny (co było kolejną lekcją w tej szkole deprawacji). Druk ten bowiem przyśpieszył moją „premierę” książkową.

Kończąc czwarty rok studiów miałem w dorobku tom nowel – pod staroświeckim tytułem Podróże romantyczne.

I właśnie wtedy, nagle, wybuchła sprawa z Flauszem.

Doktor Ignacy Flausz był kierownikiem katedry metodyki i technik nauczania języka. Katedra ta, naukowo i obsadowo słaba, z powodów politycznych czy ideologicznych stała jednak wysoko i miała mocną pozycję. W państwie socjalistycznym, „z natury rzeczy lepszym i wyższym pod każdym względem od państw burżuazyjnych”, istnienie romanistyki na uniwersytecie (czy jakiejkolwiek innej filologii „zachodniej”) służyło przede wszystkim szkoleniu „kadr językowych”, a nie humanistów, uczonych w dziedzinie literatury. Ci, formalnie rzecz biorąc, stanowili margines – bo na cóż byli potrzebni! Potrzebni byli ludzie znający obce języki – do służby w dyplomacji i w handlu zagranicznym, oraz do prowadzenia kursów i lektoratów i nauczania w szkole.

Dlatego też doktor Flausz wraz z grupą podwładnych mu osób, choć z wyznaczonej mu roli wywiązywał się słabo (z wszystkich specjalizacji właśnie nauczycielska miała najgorszą opinię), panoszył się na wydziale i do wszystkiego się wtrącał.

Był to już człowiek niemłody („przedwojenna miernota”, jak nazywał go Jerzyk), pod względem zaś charakteru przypominał Eunucha, Solitera i Żmiję, czyli nauczycieli pełnych kompleksów, drażliwych, walczących na każdym kroku o składanie im hołdów i oddawanie czci.

Wykłady, które prowadził – kompletnie jałowe i nudne – były, ku jego zgorszeniu, zaledwie „zalecone”, a nie obowiązkowe. Mimo to prawie wszyscy chodzili na nie pokornie; „wieść gminna” głosiła bowiem, że za niestawiennictwo Flausz okrutnie się mści przy zaliczaniu przedmiotu. Z początku też uległem tej zbiorowej psychozie i zasiadałem w ławce. Po pewnym czasie jednak moja odporność na nudę i bezgraniczny idiotyzm wyczerpała się i niechęć wzięła górę. Ufny w literę prawa („kurs nieobowiązkowy”) i własną mocną pozycję (miałem wysoką „przeciętną” z zasadniczych przedmiotów), a nadto uważając, że aby zdać kolokwium, wystarczy mi przeczytać opus magnum Doktora (cienki skrypt pod tytułem Krótki kurs metodyki języka francuskiego), przestałem uczęszczać na wykład.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Madame»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Madame» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Madame»

Обсуждение, отзывы о книге «Madame» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x