Pietuszka skorzystał z nadprzyrodzonego daru Helge i zapytał go o kilka spraw.
– Jasnowidz nie ma wątpliwości, dlaczego zamieszkałem akurat w Grödinge – podsycał po seansie ciekawość Kerstin, wierzącej święcie w każde słowo Helge.
– Wiedziałam, że to mistyczne związki, bo skąd u nas Polak, interesujący się psychologią.
– Opowiedział o moich poprzednich wcieleniach i w jednym z ostatnich… byłem ojcem Poula Bjerre. Dałem mu pieniądze na ten dom. Nie uważasz, że należy mi się mały pokoik?
Kerstin zaniemówiła… dodatkowy spadkobierca z zaświatów… Ojciec jest bliższym krewnym od pazernych pasierbów.
– Nie martw się – pocieszył ją Piotr – wierzę w kosmiczną sprawiedliwość. Nie w tym, to w następnym życiu załapię się na dobrą reinkarnację i może zostanę kolejnym prezesem Towarzystwa Jungowskiego w Grödinge? Nie musimy walczyć o dom akurat w tym wcieleniu, Kerstin…
Piotr wyrzuca mi, że w każdym kawałku o Szwecji wychodzi moja niechęć, niezrozumienie. Nie doceniam tego kraju, nie umiem dostrzec jego zalet. Od początku, kiedy tu przyjechałam. Wizja panienki zamkniętej na wsi. To prawda. Mieszkam na wsi, nie znam dobrze języka z własnej winy. Nie znam Szwecji. Przyzwyczaiłam się do krajobrazu, doceniam spokój. Nie będę spisywać z gazet artykułów o szwedzkich problemach i przerabiać ich na własną wersję zainteresowań społecznych. Opisuję las, podwórko i to, co mówi do mnie Piotr, przychodząc z pracy. Nie mamy szwedzkich przyjaciół. Z radością stąd wyjadę, nie poznawszy niczego poza najbliższą okolicą.
Po groźbach Piotra: „Za kilka lat zrozumiesz, jak tu dobrze!”, nie będę miała ochoty nawet na skandynawski weekend. Szwecja nie będzie dla mnie pamiątkowym okruchem wspomnień, zatopionym w ciepło połyskującym bursztynie. Będzie kawałkiem lodu, który – mam nadzieję – rozpuści się w przeszłości. -
Napisałam tutaj przez trzy lata parę książek, artykułów, scenariuszy. Szwedzkiego nauczyłam się sama z podręczników i telewizyjnych napisów. Nie potrafię powiedzieć poprawnie „Poproszę kilogram chleba i osiem plasterków kiełbasy”, ale rozumiem bergmanowskie dialogi i gazety.
Doceniam socjalne udogodnienia – bezpłatne szpitale, opiekę nad staruszkami. Po babcię, mieszkającą obok nas, codziennie podjeżdża darmowa taksówka, wywożąca ją na zakupy albo do lekarza.
Nie dostawałam szwedzkich zasiłków, korzystam natomiast ze znakomitej opieki nad kobietami w ciąży. Podziwiam rewelacyjny system edukacyjny. Dlaczego od pierwszego dnia nie polubiłam Szwecji? Kwestia temperamentu, mentalności… bywa, że kogoś się nie lubi od pierwszego wejrzenia… chemia. Nie załapałam się na Szwecję. Nie tylko ja… Jestem za słowiańska, za romańska, za głupia? Biorę winę na siebie, a karą niech mi będzie wyjazd, do Polski czy gdziekolwiek indziej.
Nie mam chęci pisać. Nie, żebym sobie nakazywała: za dużo siebie, inflacja. Po prostu nie czuję. Chciałabym opisać sąsiedztwo za jeziorem – świątynię krysznaitów, często odwiedzaliśmy tam przyjaciół, ale wychodzi mi opowiastka z przewodnika po okolicy.
Zaczęłam jedwabny obraz metr na metr i po pierwszym zapale odstawiłam do kąta. Szkółka malarska.
„Polska ojczyzną gówniarzy” – Witkacy.
Co tydzień nowa polska sensacja, prąd, galwanizujący zdechłą żabę. Po tygodniu nikt już o niczym nie pamięta. Nie ma sądu, wyroku, konsekwencji (dawniej „honoru”).
Prywatnie nie lepiej. Niemal każdy telefon stamtąd jest bluzgiem, po którym trzeba ścierać smrodek. Kupując mieszkanie, nie wiedzieliśmy, że oddajemy się w ręce amatorów. Nic nie załatwione do końca, pomylone rachunki, obietnice bez pokrycia. Oszukujące banki, niedouczone sekretarki. Oczko wyżej to samo: redakcje, gdzie bezczelnie nie zezwalają na autoryzację, paranoicy, dopisujący do cudzych tekstów swoją wersję Pigmalionów. Nieudani reżyserzy, nie tylko filmów, ale i własnego życia. Paniusie,ja wiem lepiej”, poskręcani z chorej ambicji i zawiści młodziankowie. Rodacy!
Jestem gotowa, obolała do porodu. Polce też już nic nie brakuje. Miewam senną chętkę wyjąć ją spomiędzy nóg rękoma. Wyłuskać dojrzały owoc z pękającej łupiny.
Wącham czas. Nic nie robię, leżę, przysypiam. Piotr, zmęczony wiosennie, wziął zwolnienie, chorobowe czy coś tam. W każdym razie będzie ze mną do porodu. Potem dostanie macierzyński. Nie mamy żadnych zajęć, chociaż w piwnicy piętrzą się stare graty do wyniesienia. W szafach przewalają się ciuchy, papiery wyważają ze skrzypieniem drzwi. Odpisać na zaległe listy, sprzedać mieszkanie, kupić Poli wyprawkę. Póki co, siedzimy ubezwłasnowolnieni nieróbstwem.
Nie umiem wyobrazić sobie czasu odklejonego od przestrzeni. Czas jest dla mnie nieskończenie pustym miejscem na zdarzenia i emocje. Ciągłością, której nie warto przerywać rozstaniem.
Zastanawiałam się, co jest najładniejsze w naszym byciu z Piotrem, mimo wariackich nieporozumień, kłótni, kłów i pazurów, wyłażących nieraz spod wymuskanego futerka dobrych chęci. Pewność, że nie musimy być razem, i postanowienie, że warto. Dochodzenie w rozpaczy do końca rozsądku i zaczynanie od nowa. Dopiero teraz, przed czterdziestką (mój wieczny Boże, któremu się nie spieszy) zrozumiałam, dlaczego w I – czingu heksagram „Trwanie” oznacza małżeństwo.
Księga Przemian:
„Trwanie, heksagram 32.
Droga męża i żony nie powinna być inna niż długotrwała. Dlatego następuje heksagram Trwanie. Trwanie to długotrwałość.
Nie jest to stan spoczynku, ponieważ zastój oznacza regres.
(…) trwanie polega na wytrwałym trzymaniu się toru, jak również na stałości w zmianie. To jest tajemnicą wiecznego istnienia świata”.
Jasne, kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży, przerażona, na łasce innych, będzie szukała dowodów na piękno i kosmiczną konieczność trwania, wytrwania w małżeństwie. Najdziksza kotka tuż przed porodem też łasi się do ludzi, prosząc o opiekę. Ale to nie tak… Dorobiliśmy się bycia razem, tego wspólnego czasu, z podróżami, rzeczami, dniami poutykanymi w przegródki lat i wspomnień. Trwałość – niby najnaturalniejsza, dla mnie żmudna konstrukcja, do której codziennie donoszę lepik miłości, rozsądku i skąd wynoszę wiadrami złość, gniew, cały ten gruz, zalegający na dnie przeszłości.
Dlatego bywam tak zmęczona?
Czy dziecko jest wiatrakiem? W Porodzie i ciąży (amerykańskim poradniku przetłumaczonym na polski) radzą skonsultować się z lekarzem, jeżeli dziecko nie porusza się przynajmniej dziesięć razy na godzinę. Nie czuję. Czasami Pola śpi pół dnia. Dzwonię do położnej.
– Rita, jak często dziecko ma kopać?
– Jeżeli rzadziej niż dwa razy na dobę, trzeba zrobić USG.
Podręczniki ciążowe piszą psychopaci bez konsultacji z psychiatrą.
Gazety z Polski, o Kościele. Synod zakazał słuchania muzyki mechanicznej podczas mszy. Żeby jeszcze zakazał śpiewania, tych strasznych pień bez ładu i składu.
Podobno katolicyzm staje się coraz bardziej wybiórczy. Niektórzy przestrzegają tylko sześciu albo siedmiu przykazań. Niezły pomysł. Katolik na wzór i podobieństwo iluś gwiazdkowego koniaku: pięciokrzyżykowy, dziewięciokrzyżykowy (wszystkie przykazania oprócz „Nie kradnij”). Patronem takich krzyżykowych katolików od siedmiu boleści byłby święty Jan od Krzyża (całego).
Pustka w głowie. Przeżuwam (nie „przeżywam”) istnienie. Leżę i sprawdzam, czy mam jeszcze dłonie. Mam. Palce – nie zginają się do końca, ale działają. Nogi – chodzą dość sprawnie po pierwszych nieudolnych krokach. Wyobraźnia?
Читать дальше