Przez chwilę zastanawiała się, czy nikt ich nie słyszy. Łóżko pod nimi trzeszczało, a oni sami jęczeli i krzyczeli z rozkoszy. W końcu stwierdziła, że jest jej wszystko jedno. Chciała żyć jedynie swoją miłością do markiza.
W końcu wszedł w nią po raz ostatni, a następnie opadł na poduszkę. Diana otworzyła oczy i westchnęła w pełni zaspokojona. Rothgar leżał obok, dysząc ciężko.
– Ale jesteś spocony i zmęczony – zdziwiła się, a potem spojrzała na siebie i stwierdziła, że jest w podobnym stanie.
– Nawet ja nie potrafię się kochać z zimną obojętnością -wydyszał.
– Z Mallorenami wszystko jest możliwe – powiedziała to, co sam jej parę razy powtarzał.
Zaśmiał się cicho i założył ręce za głowę. Nie sądziła, że może być aż tak zrelaksowany i naturalny.
– Zdarzało mi się uprawiać seks z wyrachowania z osobami pokroju pani de Couriac – przyznał. – Ale to nie znaczy, że się z nimi kochałem. Z tobą bym tak nie potrafił.
Kochać się?
Słowo „kochać" połaskotało ją mile, chociaż wiedziała, że chodzi o coś innego. Do tej pory nie rozmawiali o uczuciach. Domyślała się, że Rothgar wolałby tego uniknąć. Ale przed sobą mogła się już przyznać, że kocha Rothgara. I to nie tylko jako wspaniałego kochanka i niezwykle przystojnego mężczyznę. W ciągu tych paru dni miała okazję poznać go jako nieustraszonego rycerza i zręcznego polityka. Nawet, jeśli dopuszczał się fałszerstw, robił wszystko dla dobra kraju. Diana nie wątpiła w jego uczciwość i prawy charakter.
Kocham lorda Rothgara, pomyślała. I nigdy mu tego nie powiem.
Nie chciała obciążać go swoją miłością. Wiedziała, że ma inne zadania. Nigdy też przed nią nie krył, że nie myśli o małżeństwie. To, które jej zaproponował, było jedynie zręcznym wyjściem z sytuacji, zagrywką zupełnie w jego stylu.
Stwierdziła, że tym bardziej nie może dopuścić do tego związku.
Chciała jednak coś zrobić. Sama nie wiedziała, co.
Po krótkim namyśle zdjęła z palca pierścionek z szafirem. Pomyślała, że tak nawet będzie lepiej, z tym kamieniem niebieskim jak jego oczy. Wzięła dłoń markiza i sprawdziła, czy pasuje. Okazało się, że Bey ma palce niemal równie cienkie jak ona.
Czy domyśli się znaczenia tego gestu?
Spojrzał na pierścionek, a potem na nią. Coś jakby smutek pojawiło się w jego oczach. Wyciągnął dłoń do góry i przez chwilę patrzył na szafir, a potem pocałował ją w usta.
Diana bała się, że się rozpłacze. Dlatego wstała i ściągnąwszy prześcieradło z łóżka, rzuciła je do miski. Jutro zajmie się nim służba.
Poczuła coś dziwnego i spojrzała na swój brzuch.
– Jaka szkoda – powiedziała i wytarła go rąbkiem prześcieradła. Na kartce, którą dostała od Elf, też pojawiły się informacje na temat zakończenia aktu przed wytryskiem nasienia. Było to dodatkowe zabezpieczenie, ale Dianie, nie wiedzieć czemu, zrobiło się nagle przykro. Czuła się niepełna, niedowartościowana.
– Tak będzie lepiej – zapewnił ją.
– No tak, to jeszcze nie zimna obojętność, ale już racjonalne zachowanie.
Wyciągnął ręce, zapraszając ją do łóżka. Położyła się obok, chociaż goły siennik nie był już tak wygodny, jak wykrochmalone prześcieradło.
– Przestań – poprosił. – Ja też tego nie chciałem. Przysunęła się i wtuliła w jego ciało.
– Jeśli teraz zaszłam w ciążę, to będę mogła jedynie skarżyć się na ślepy los – zauważyła.
Markiz pokręcił głową.
– Powstrzymaj się ze skargami chociaż parę dni – zaproponował. – Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło się stać. – Nie wiedzieć czemu te słowa wprawiły ją w jeszcze większe przygnębienie. Czy to możliwe, żeby żałowała straconej okazji? Czyżby naprawdę chciała dać Rothgarowi dziecko? To dziecko, którego nie chciał. Którego wręcz się obawiał!
Diana westchnęła, stwierdziwszy, że powinna być racjonalna. Tak, jak Bey. Tak, jak inni ludzie. W zasadzie niemal cały świat.
Miała wrażenie, że płynie gdzieś w łóżku. Że unosi się na falach, żeglując daleko, daleko. Musi się spieszyć, żeby zdążyć przed zmrokiem. Musi uważać.
Rothgar patrzył z uśmiechem na zasypiającą Dianę. Tyle jej chciał powiedzieć, ale wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Teraz, kiedy położył jej głowę okoloną kasztanową aureolą na poduszce, Diana wyglądała jak anioł. Czy ma prawo brukać niebiańskie istoty? W tej chwili sprawiała też wrażenie osoby całkowicie zaspokojonej i odprężonej. Z całą pewnością potrzebowała odpoczynku po tak ciężkim dniu.
Podparł się łokciem i przez dłuższy czas patrzył na nią z góry. Na pełne usta i jasną cerę, która tak bardzo kontrastowała z jego karnacją. Liczył na to, że sen przyniesie Dianie ukojenie.
Widział jej zmagania wewnętrzne.
Bez trudu zrozumiał symbolikę pierścienia.
Co dalej?
To pytanie nie dawało mu spokoju. Gdyby Diana nie należała do osób, które naprawdę cenił, nie miałby z tym problemów. Ale już rok temu zaświtało mu, że może być kimś wyjątkowym. A teraz ocaliła mu życie i nie robiła przy tym żadnego hałasu, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Większość kobiet, które znał, zemdlałaby już na początku strzelaniny.
Diana otarła się dzisiaj o śmierć i miłość. Dwie najpotężniejsze siły tego świata. Miał nadzieję, że nie wpłynie to źle na jej stan.
Wyglądała zresztą uroczo.
Nie, nie należała do osób, które by wpadały w histerię po zabiciu człowieka, czy utracie cnoty. Jest niezwykła. Niesamowita.
To aż dziwne, że uchowała się gdzieś na północy.
Przypomniał sobie ich wcześniejszy pocałunek, a potem to, co wydarzyło się w jego sypialni i raz jeszcze spojrzał z miłością na śpiącą. To niezwykłe, że oddała mu się z taką odwagą, chociaż nie miała żadnego doświadczenia. A jak cudownie się kochali! Poznał cieleśnie wiele kobiet, ale żadna, nawet Safona, nie potrafiła być tak namiętną kochanką.
Tylko, co dalej?
Nagle zdał sobie sprawę, że tuż obok leży ktoś dla niego ważny. Zastanawiał się, jak powinien nazwać Dianę. Nie była jego żoną. Nie chciał, żeby stała się kochanką. Więc może przyjaciółką albo towarzyszką?
Safona twierdziła, że nie potrafi żyć bez rodziny. Czy Diana mogłaby mu zastąpić rodzinę? A jeśli tak, to w jaki sposób? Jednego był pewny. Jeśli jest płodna, to choćby najbardziej uważali, prędzej czy później poczną dziecko.
Rothgar skrzywił się boleśnie.
Dopiero teraz zaczął rozumieć, że lepiej było zostawić Dianę w spokoju. Mógł przecież spić ją winem, żeby uspokoić jej skołatane nerwy, a później odnieść ją z powrotem do pokoju. Nie musiał korzystać z okazji.
Co dalej? Co dalej? Co dalej?
Najgorsze było to, że w całą historię wplątali się jeszcze Francuzi. Nie dbał o własne bezpieczeństwo, ale bał się o Dianę. Być może ten, który uciekł, dobrze ją sobie zapamiętał.
Pochylił się i pogłaskał głowę leżącej. Spała jak dziecko. Nawet jedna zmarszczka nie pojawiła się na jej czole. Usta miała pełne, jakby stworzone do pocałunków.
Nie, nie, wystarczy.
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Potrzebował stroju, żeby chronił go przed własnymi żądzami. Naciągnął pończochy i włożył atłasowe spodnie, których troczki związał pod kolanami. Ścisnął je mocno również w pasie, włożywszy w nie uprzednio koszulę. Podróżny surdut dopełnił stroju.
Teraz on był ubrany, a ona naga. Ta świadomość nie podziałała na niego kojąco. Wciąż przecież mógł ją pieścić. Wciąż mógł na nią patrzeć. Przykryła się wprawdzie kołdrą, ale jej brzeg zsunął się, odsłaniając krągłą pierś.
Читать дальше