markiza.
– Gratuluję odwagi – powtórzył. – To niebezpieczne bawić się taką lalką, bez wcześniejszego sprawdzenia mechanizmu. – Podszedł do nich, a następnie położył dłoń na głowie dobosza. – Pauvre en fant. Panie pozwolą.
Dziewczynki zachichotały, kiedy uniósł delikatnie satynowy kaftan lalki. Oczom wszystkich ukazały się metalowe tryby i kółka, które łączyły się z głównym mechanizmem znajdującym się w skale.
Markiz delikatnie badał wszystkie części urządzenia.
– Jedna przekładnia zerwana – zwrócił się do dzieci, a nie do niej. – Nie wolno go na razie uruchamiać, zanim nie sprawdzi się wszystkiego dokładnie.
Opuścił chłopcu kaftan i podniósł się z klęczek. Tym razem popatrzył na hrabinę.
– To piękny mechanizm, pani. Wykonany prawdopodobnie przez Vaucansona.
Diana tylko wzruszyła ramionami. Być może. Dostałam go na szóste urodziny i nigdy nie lubiłam się tym bawić. – Pogładziła Eleanor po główce. -Obawiam się, że będziesz musiała poszukać sobie czegoś innego, kochanie.
Dziewczynka z wyraźną ulgą zrezygnowała z dobosza i wkrotce znalazła drewniany teatrzyk z kompletną pacyn-kową obsadą do paru bajek.
• Jaki ładny! – ucieszyła się Nelly. Pozostała dwójka też była zachwycona i wkrótce razem zaczęli się zastanawiać, jaką sztukę zagrać.
– Chciałeś ze mną mówić, panie? – Diana zwróciła się Rothgara.
W odpowiedzi pokręcił głową.
– Chciałem sprawdzić, co robią dzieci – odparł. – Paskudna pogoda.
– Pewnie wywołaliśmy ją naszą wczorajszą rozmową -rzuciła z przekąsem.
Markiz nie zareagował na złośliwość. Wciąż przyglądał się mechanicznemu chłopcu, jakby próbując sobie coś przypomnieć.
– Ciekawe, dlaczego tu stoi – rzekł w końcu. – Chyba wiesz, pani, że jest bardzo cenny?
Hrabina raz jeszcze wzruszyła ramionami.
– Nigdy nie zastanawiałam się nad jego wartością. Nie przepadałam za nim w dzieciństwie, a moja matka wręcz go nie lubiła.
– Pewnie dlatego, że to chłopiec – zauważył. Diana jeszcze raz spojrzała na dobosza.
– To prawda, że kupił go ojciec, ale nie sądzę, żeby chciał jej dokuczyć – powiedziała z wahaniem. – Chodziło raczej o to, że jest jak żywy.
A może o obie te rzeczy, dodała w myśli. Przecież jej matka miała tylko jedno dziecko, i to w dodatku dziewczynkę. Diana nigdy nie zastanawiała się nad związkiem rodziców. Wydawał się jej szczęśliwy. Ale zapewne w nim również nie brakowało dramatów. Przypomniała sobie, że jej prawdziwa edukacja zaczęła się, gdy miała już dwanaście lat. Prawdopodobnie wtedy ojciec porzucił 'myśl o męskim potomku
Markiz uniósł delikatnie porcelanową głowę chłopca. Z powodu uszkodzonego mechanizmu poruszyła się wolno, jakby dobosz wahał się, czy wykonać ten ruch. Zielone martwe oczy patrzyły teraz wprost na nich.
– Ładne dziecko – stwierdził. – Podobne do ciebie, pani, z dzieciństwa. A w każdym razie do tego portretu, który wisi w twojej dawnej sypialni.
Diana z zapartym tchem podeszła do zabawki. Markiz miał rację. Tylko jej włosy były inne, ciemniejsze.
Zamknęła na chwilę oczy, chcąc się uspokoić. Pomyślała o tym, co musiała czuć matka, widząc dobosza. Jak to dobrze, że nie przywiązała się do niego i że rodzice tak szybko go schowali.
– To… straszne – wyjąkała.
– Twój ojciec, pani, pewnie uważał to tylko za kaprys. Może chciał wam zrobić przyjemność – podsunął jej Rothgar.
Tak, na pewno ma rację, pomyślała Diana. Wciąż była zbyt wstrząśnięta, żeby zebrać myśli i powiedzieć coś sensownego.
– Ładny chłopiec. Władczy, ale pełen wdzięku i ciepła. Twój portret, pani, też mi się zresztą podobał.
O nie, tylko nie teraz! Diana nie miała najmniejszej ochoty na flirt. Rothgar chyba również, ponieważ znowu pochylił się nad automatem.
– Jeśli nie znajdziesz, pani, kogoś, kto mógłby go naprawić, mogę go wziąć do Londynu – zaproponował. – Mistrz Merlin jest najlepszym fachowcem w tej dziedzinie. Osobiście bardzo lubię zajmować się automatami.
– Już słyszałam. – Diana przypomniała sobie uwagę
Charliego. – I jestem naprawdę zaskoczona, że lubisz zabawki, panie.
– Raczej maszyny, pani. Precyzyjne automaty, które ro-bia to, co się im poleci.
Hrabina uśmiechnęła się lekko.
– Potrzebujesz do tego magii? Merlina? – spytała ironicznie.
– Tak się składa, że to prawdziwe nazwisko – odparł poważnie. – Zauważ, że na przykład książę Bridgewater buduje mosty i akwedukty, jak na to wskazuje jego nazwisko.
– A Byrd komponował muzykę chóralną opartą na pieśniach ptaków – dodała po chwili. – Coś rzeczywiście jest z tymi znaczącymi nazwiskami.
Markiz pokiwał głową.
– Właśnie. Nazwiska mogą zawierać dodatkowe informacje o osobach, które je noszą – powiedział, patrząc na nią znacząco.
Diana tylko wzruszyła ramionami.
– Arradale to po prostu dolina rzeki Arry – zauważyła. -Za to twoje nazwisko, panie, kojarzy się z gniewem. A imię Bey, bo tak, zdaje się, nazywa cię rodzina, oznacza wschodniego przywódcę.
– A twoje imię, pani? Diana to bogini łowów. – Zanim zdążyła wymyślić jakąś zręczną odpowiedź, Rothgar dodał: – Na pewno świetnie strzelasz, pani. Chętnie bym to iprawdził. Masz tu zapewne jakąś strzelnicę?
Hrabina przypomniała sobie wydarzenia sprzed roku i pomyślała niechętnie o wspólnym strzelaniu. Na szczęście mu-liała się zająć dziećmi, które bawiły się właśnie teatrzykiem.
– Chodźcie – zwróciła się do nich. – Powinniśmy wracać do pokoju. Służba zaraz dostarczy wam zabawki.
Markiz wciąż czekał na odpowiedź. Diana zmarszczyła czoło, myśląc, że powinien dostać to, o co prosi.
– Czy chcesz, panie, urządzić zawody strzeleckie?
– Czemu nie? Nie mamy przecież nic lepszego do roboty. A poza tym, chciałbym zobaczyć, jak strzelasz, pani -Zakończył.
Hrabina zdawała sobie sprawę, że jako gospodyni nie może odmówić. Czuła się jednak nieswojo. Odprowadziła dzieci do ich pokoju i poleciła służbie, by przyniosła im zabawki. Następnie zaprosiła Rothgara do salonu.
– Skąd to zainteresowanie, panie? – spytała go po drodze. – Pamiętasz, rok temu nie mogłam chybić, bo trzymałam pistolet tuż przy twoich plecach.
– Ale chybiłaś, pani, strzelając do Branda – zauważył.
– To dlatego, że byłam zbyt wzburzona, a on poruszał się zbyt szybko.
– Mam nadzieję, że nie żałujesz niecelnego strzału? Zatrzymała się na chwilę i zmierzyła go chłodnym wzrokiem.
– Cieszę się oczywiście, ze nie zabiłam Branda – rzekła wyniośle. – Natomiast żałuję, że chybiłam. Kobieta z moją pozycją musi umieć się bronić.
Markiz skinął głową.
– Masz rację, pani.
– Dlatego następnym razem nie mogę dać się ponieść emocjom – powiedziała na poły do siebie, a na poły do niego.
Kiedy znaleźli się w salonie, hrabina zaczęła wydawać rozporządzenia służbie. Poleciła poinformować gości o zawodach i otworzyć strzelnicę. Wszystko miało być gotowe w ciągu najbliższych paru minut.
Rothgar obserwował ją z uśmiechem, myśląc, że Diana potrafi działać szybko. Była też niebezpieczna. Z całą pewnością w ciągu tego roku pracowała nie tylko nad swoimi strzeleckimi umiejętnościami, ale też nad emocjami. Ciekawiły go efekty tej pracy. Markiz był przekonany, że wszelkie umiejętności się łączą i że nie można stać się doskonałym strzelcem czy szermierzem, bez znajomości greckich filozofów. Pewnie dlatego mężczyźni bardziej interesowali się wojaczką. I gdyby Elf nie wychowywała się z Cynem, z pewnością nie posiadałaby tylu „męskich" umiejętności, a przy okazji uniknęłaby wielu niebezpieczeństw. I tak dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie.
Читать дальше