– Nie, chyba takie same – rzekła z przykrością.
– Chodźmy lepiej do salonu i poddajmy te tarcze dokładnej analizie – zaproponował Bryght. – Jest pewnie jakiś sposób, żeby zmierzyć te przesunięcia. To właśnie jest dla mnie matematycznym wyzwaniem.
Bryght od razu zabrał się do oględzin. Przyglądał się obu kartkom przez ładnych parę minut. W końcu uniósł głowę.
– Do licha, Bey! Wygląda na to, że przegrałeś z hrabiną! -wykrzyknął ze zdziwieniem.
– Mam nadzieję, że wygrana cię ucieszyła, pani? Czy umiesz walczyć na szpady?
– Ależ Bey! – zaprotestował brat. Diana tylko się uśmiechnęła.
– Tak, ale nie jestem w tym tak dobra – poinformowała go. – Brakuje mi stałego partnera.
Rothgar pomyślał, że chętnie by nim został. Teraz miał jednak ochotę zmierzyć się powtórnie z lady Arradale. Nie wątpił, że jest również diabelsko zdolnym szermierzem.
Diana poprowadziła towarzystwo do domu. Szła przodem, chcąc uniknąć czczych rozmów. Podświadomie czuła, że z jednej strony markiz ją podziwia, ale z drugiej, jest mu ciężko pogodzić się z porażką.
Ganiła siebie w duchu za to, że zastanawia się, co myśli Rothgar. Jednak fakt pozostawał faktem. Zależało jej na opinii markiza. Zrobiłaby wszystko, żeby z nim wygrać.
Kiedy znaleźli się w salonie, Diana zamówiła herbatę dla wszystkich, natomiast Bryght zabrał się do pomiarów. Mniej więcej po godzinie podniósł się znad kartek z niepewną miną i odłożył szkło powiększające.
– Wydaje mi się, że jest remis – obwieścił.
Hrabina wzięła kartki z sercami i przyjrzała się im raz jeszcze. Robiła wszystko, żeby ukryć niezadowolenie.
– Tak, bardzo podobne – przyznała. Bryght spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Niemal identyczne – stwierdził. Rothgar podszedł do stolika i wziął tarcze Diany.
– Pozwolisz pani, że zatrzymam twoje serce? – Świadomie użył liczby pojedynczej, chociaż miał w dłoni obydwie kartki.
– Jako pamiątkę?
– Jako skarb – powiedział, chowając tarcze do kieszeni surduta. – No, przynajmniej udało mi się zremisować.
Elf wyczuła, że atmosfera staje się coraz bardziej napięta i podskoczyła do swojej nowej przyjaciółki.
– Diano, droga, podobno świetnie grasz w bilard! Naucz mnie tego, proszę. Mężczyźni nie potrafią tego zrobić. Wciąż mi mówią…
Diana dała się wyprowadzić do sąsiedniego pokoju, słuchając potoku jej wymowy. Nawet nie obejrzała się za siebie, chociaż miała na to olbrzymią ochotę. Elf prowadziła ją pewnie, ściskając mocno ramię hrabiny. Powinna jej być chyba wdzięczna, bo już zamierzała zaproponować kolejny pojedynek strzelecki.
Spędziły wspólnie następną godzinę przy stole bilardowym. Elf okazała się pojętną uczennicą i już po jakimś czasie bez problemów kierowała bile do łuzy. Zresztą Diana grała naprawdę dobrze. Myślała nawet o tym, żeby zaproponować bilard reszcie towarzystwa, ale obawiała się, że Rothgar dorównuje jej umiejętnościami. I znowu staliby się parą. Sama myśl o tym, że mógłby okazać się lepszy, nie mieściła się w głowie hrabiny.
Żeby nie myśleć o markizie, zajęła się pracą. Spędziła dwie godziny w towarzystwie swego sekretarza i najrozmaitszych papierów. To przyniosło jej ukojenie. Kiedy Turcott wyszedł, żeby zająć się listami, które mu podyktowała, Diana mogła wreszcie pozbierać myśli.
Po pierwsze, stwierdziła, że markiz jest fascynującym mężczyzną. Nie przyjmowanie tego do wiadomości byłoby poważnym błędem. Zresztą, nie tylko jej imponował. W całym Londynie, ba, w całym kraju, krążyły opowieści o jego wyczynach.
Po drugie, musiała przyznać, że coś się między nimi dzieje. Diana znała wielu przystojnych mężczyzn, ale żaden nie działał na nią tak jak Rothgar. Tylko przy nim ciarki chodziły jej po plecach, a serce przyspieszało swego biegu.
Czy markiz działał tak na wszystkie kobiety? Miała powody, by przypuszczać, że nie. W końcu Rosa wybrała Branda, chociaż równie dobrze mogła zdecydować się na Rothgara. Przecież na początku nawet nie mówiła o miłości, a tylko o pożądaniu. Markiz był przecież równie pociągający jak jego bracia.
Bardziej, bardziej, dodała w myśli.
Wiele wskazywało na to, że kobiety szukają tego jednego, wybranego mężczyzny. Niektóre, tak jak Rosa, znajdują go bez trudu. Inne rezygnują z poszukiwań. Jeszcze inne trafiają na swoich wybranych, gdy już jest za późno. Czy to możliwe, żeby markiz był przeznaczony właśnie jej? Jeśli tak, musi się go wyrzec. W imię wyższych celów.
Diana uśmiechnęła się do siebie. Zachowywała się tak, jakby Rothgar już się jej oświadczył, a przecież nawet słowem nie wspomniał o małżeństwie, a jeśli tak, to tylko w sensie negatywnym.
To naprowadziło ją na trzeci i ostatni punkt rozważań. Markiz doskonale nadawał się na kochanka! Diana często zastanawiała się nad tym aspektem swoich znajomości. Lubiła oceniać, czy ten lub inny mężczyzna nadawałby się na kochanka. W przypadku Rothgara, było oczywiste, że tak.
Markiz miał nie tylko wspaniałe ciało, lecz również odpowiednią pozycję. Gdyby ich związek jakoś się upublicznił, co zwykle następowało przy tego rodzaju okazjach, nie musiałaby się niczego wstydzić. No, prawie niczego… Poza tym, dorównywał jej umiejętnościami. Diana uwielbiała mierzyć się z mężczyznami i było jej przykro, kiedy z powodu swoich częstych zwycięstw, spotykała się z odmową. A Rothgar z całą pewnością dotrzymałby jej pola.
Przez chwilę wyobrażała sobie, że stoi przed nią ze szpadą. Nie wiedzieć czemu był nagi. Aż zaparło jej dech. To zadziwiające, jak łatwo mogła sobie wyimaginować nagiego markiza!
Diana musiała odczekać chwilę, żeby się uspokoić. I wtedy naszła ją kolejna refleksja, że Rothgar ze swoim mizoginizmem, był też najbezpieczniejszym z kochanków. Nawet, gdyby z jakiegoś powodu postradała zmysły i błagała go, żeby się z nią ożenił, on i tak by odmówił!
Jeszcze przez moment myślała o tym wszystkim, a potem roześmiała się nagle. Po co się nad tym zastanawiać?! Przecież markiz wyjedzie jutro i nie spotkają się już nigdy.
Jeśli coś ma się zdarzyć, to dzisiejszej nocy.
Hrabina wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju. Wyjrzała przez okno. Deszcz ustąpił przygnębiającej mżawce, poza tym nic się nie zmieniło. Biedne dzieci, mu-si im powiedzieć, że mogą zmienić zabawki.
Dziś w nocy!
Westchnęła lekko. Nie, to niemożliwe.
Nagle przyszło jej do głowy, że powinna zająć się gośćmi Podeszła do drzwi i zastygła z dłonią na mosiężnej klamce.
– Czy to odwaga, czy tchórzostwo? – spytała siebie.
Idealny kochanek znajduje się w sypialni obok, a ona dobrowolnie z niego rezygnuje. Czy boi się publicznego blamażu? A może po prostu reakcji Rothgara?
Diana zeszła do gości tylko po to, żeby się przekonać, że wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Markiza w ogóle nie było w salonie. Wobec tego zajrzała do dzieci i zaproponowała im nowe zabawki. Maluchy bardzo przywiązały się do konia na biegunach, więc ta zabawka, jako jedyna została w pokoju.
Już z czystym sumieniem wróciła do siebie i zajęła się mniej ważnymi sprawami. Teraz z kolei praca wyraźnie jej nie szła. Przerzuciła część sąsiedzkiej korespondencji, w której nie znalazła nic ciekawego, a następnie z ulgą stwierdziła, że zbliża się pora obiadu.
Zeszła na dół, ale markiza wciąż nie było w salonie. Przeszła do pokoju obok, gdzie Elf wytrwale zmagała się z bilardem.
Читать дальше