Zebrani obsypali nowożeńców kwiatami, wyjmowanymi z koszy przygotowanych uprzednio przez Dianę. Teraz, żeby godnie pożegnać przyjaciółkę, sama chwyciła jeden z tych koszy i chodziła wśród tłumu, by każdy mógl z niego zaczerpnąć. Podsunęła go też markizowi, który, ku jej zdziwieniu, wziął aż dwie garście kwiecia, podążył w stronę nowożeńców i wysypał je prosto na ich głowy.
Brand śmiejąc się, próbował usunąć płatki z włosów młodej żony, a potem swoich. Na próżno. Sporo kwiatków zostało, tworząc wokół ich głów coś w rodzaju korony, czy może raczej aureoli.
Na ten widok Diana poczuła ściśnięcie w gardle. Nie chciała jednak płakać. Będzie się przecież nadal widywać z przyjaciółką. Zebrała resztę kwiecia z kosza i rzuciła na Rosę.
– Szczęśliwej drogi!
Łzy same popłynęły jej po policzkach.
– Czy małżeństwo to tak wielkie nieszczęście, hrabino?-Usłyszała głęboki męski baryton tuż koło swego ucha.
Zamarła nagle, świadoma bliskości Rothgara.
– To są łzy szczęścia, markizie – odparła, wycierając policzki. – Zresztą, już nie płaczę.
W obliczu zagrożenia udało jej się szybko powstrzymać
– Wciąż płaczesz, pani. Tylko w myślach.
– Masz inklinacje do metafizyki, panie – stwierdziła, rając się, by jej głos zabrzmiał kpiąco.
Rothgar potraktował to jednak poważnie.
– Być może metafizyka jest w życiu najważniejsza.
– Co by znaczyło, że jesteśmy jak piórka na wietrze.
– A nigdy się tak nie czułaś, pani? – Markiz patrzył na nią uważnie.
Gdyby chciała powiedzieć prawdę, musiałaby wyznać, przez cały dzień miotały nią dziwne, nieznane jej po uczuć. Tak, jakby stała się nagle zupełnie innym człowiekiei
– A ty, panie?
Wstrzymała oddech. Myśl o tym, że markizem kierowało coś poza jego wolą, wydała jej się mało prawdopodobna,
– Chodźmy, bo zaraz odjadą – powiedział po chwili wahania. – Z pewnością będzie ci brakować przyjaciółki, pani.
– A tobie, panie, brata – zauważyła, tknięta nagłą myślą. -To przecież ostatni.
Wiedziała, że trafiła w jego słaby punkt. Markiz też czasami musiał się czuć jak miotane wiatrem piórko.
– Ostatni? – powtórzył, chcąc zyskać na czasie.
– Inni twoi bracia są już żonaci – wyjaśniła. – Zdaje się, że sam ich swatałeś, prawda, panie?
Rothgar pokiwał tylko smutno głową.
– Masz, pani, doskonałą pamięć.
– I co będziesz robił teraz? – zapytała prowokacyjnie.
– Swat pozostaje swatem. Będę się starał dobrze wyswatać naszą ojczyznę – odparł po dłuższym namyśle.
– Komu?
– Cóż, przede wszystkim, pokojowi – odrzekł po następnej minucie. – W kraju musi być spokojnie, żeby mógł się prawidłowo rozwijać.
Hrabina sama wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. Pokój miał zawsze swoją cenę.
– Czy nie powinniśmy odebrać Francji tego, co do nas należy?
Tym razem nie musiał zbyt długo szukać odpowiedzi.
– Raczej wzmocnić to, co już mamy. To i tak dużo. Pochylił się, żeby wyjąć coś z kosza na kwiaty. Kiedy
się wyprostował, zauważyła, że trzyma w ręku mak. Purpurowy kwiat mógł zesłać kojący sen albo wywołać potworne uzależnienie. Skinęła głową.
– Zgadzam się.
Rothgar zbliżył się do niej i zatknął kwiat za jej stanik. Tak głęboko, że poczuła łaskotanie między piersiami. Dianie zabrakło refleksu, żeby zaprotestować. Spojrzała najpierw na kwiat, a potem w oczy markiza.
– O co ci chodzi, panie?
W odpowiedzi wymamrotał coś po grecku.
– Arystoteles. – Bez trudu rozpoznała cytat. – Łatwiej zrozumieć innych niż siebie. Łatwiej też ich osądzić.
Zaskoczony Rothgar spojrzał na nią z podziwem. Dopiero po chwili pokiwał ze zrozumieniem głową.
– To jasne, jako jedynaczka i dziedziczka otrzymałaś, pani, męską edukację.
– Czasami było to potwornie nudne, ale jak widać, się opłacało – rzekła, a złośliwy uśmieszek pojawił się na jej wargach.
Markiz spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami, w których igrały wesołe iskierki.
– Przy tobie, pani, muszę pamiętać, że kobiety mają też głowy – stwierdził.
Diana nie wiedziała, czy potraktować to jako komplement pod swoim adresem, czy też bronić honoru kobiet.
– Już Safona stanowiła tutaj dobry przykład – rzekła surowo, żeby się zaraz zawstydzić.
Markiz jedynie machnął ręką.
– Safona nie napisała niczego nadzwyczajnego. Można by nawet powiedzieć, że była typową kobietą. Pisała z głowy, ale nie o głowie, że się tak wyrażę.
Diana zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
– Ty, pani, jesteś znacznie bardziej interesująca – dodał po chwili.
Znowu poczuła na sobie jego spojrzenie. Ponieważ zauważyła, że podstawiono już jej powóz, postanowiła uciec, ratując się w ten sposób z opresji. Nie lubiła, kiedy to właśnie ona stawała się tematem rozmowy. Och, gdyby miała przy sobie pistolet, z którego mierzyła do niego rok temu.
– Tylko ci się tak wydaje, panie. Zegnaj – rzuciła jeszcze, wciskając się na miejsce obok ciotki Mary.
Powóz ruszył w kierunku zamku. Hrabina spojrzała na mak, który wciąż miała zatknięty za dekolt. Śmiałe posunięcie. Ciekawe, co miało znaczyć?
A może, po prostu, nic?
Nie, lord Rothgar nie należał do ludzi, którzy robią coś ot tak sobie. We wszystkim był jakiś cel. Zaniepokoić ją? Zbić z pantałyku? A może był to gest przyjaźni? Jeśli tak, to zbyt erotyczny, jak na jej gust.
Powoli zaczęło narastać w niej przekonanie, że markiz również jej pragnie. Być może oboje musieli walczyć z pożądaniem.
Diana zobaczyła piórko na rękawie ciotki i dmuchnęła. Delikatny puszek uniósł się w powietrze i poleciał do góry, wprost w niebo. Płynął sobie delikatnie, aż w końcu uderzył w niego podmuch wiatru i puszek pofrunął daleko przed siebie.
Woźnica pogonił konie. Powóz potoczył się szybciej. Piórko zniknęło jej z oczu.
Rothgar odwrócił oczy od powozu, którym odjechała lady Arradale. Pomyślał, że popełnił wielkie głupstwo, wtykając jej kwiat za stanik. Bliskość ciała hrabiny rozpaliła go do białości. Miał wrażenie, że śluby i wesela coraz gorzej działają na jego mózg.
Przez chwilę jeszcze przechadzał się wśród ostatnich gości. Widział szczere, przyjazne twarze i roześmiane oczy. Wszyscy się tu znali. To był inny świat i markiz pomyślał ze smutkiem, że nigdy nie będzie do niego należał.
Podobnie, jak lady Arradale.
Tyle, że ona przynajmniej miała z nim jakiś kontakt. Paru ziemian, z którymi rozmawiał, wspominało, że odgrywa dużą rolę w północnej części kraju. Niektórzy nie kryli też, że woleliby na jej miejscu mężczyznę, ale nawet oni chwalili ją za dobre i mądre decyzje. Tak, wieś nie znała jeszcze intryg. Ciekawe, czy hrabina potrafi to docenić.
Jeszcze raz pomyślał o niej ciepło. Rozumna, pełna wdzięku, piękna, wykształcona. I niebezpieczna, dodał zaraz. Bardzo niebezpieczna.
Wczoraj wieczorem przyszła do jego sypialni.
Co dalej? Czy następnym razem wypuści ją, tak jak wczoraj?
Rothgar zażądał konia pod wierzch. Stajenny osiodłał go w ciągu paru minut. Markiz dosiadł wierzchowca i ruszył w stronę zamku.
Po powrocie do Arradale goście rozeszli się do swoich pokojów, żeby się przebrać i trochę odpocząć. Diana za rządziła późną kolację i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, również udała się na spoczynek.
Читать дальше