Cizia Zykë - Gorączka

Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Gorączka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gorączka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gorączka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

" Le safari, commencé dans la joie et le plaisir, se transforma en une gigantesque partie de cache-cache, passionnante, irritante, puis insupportable.
Insidieusement, la résolution de tuer M'Bumba l'éléphant s'installa. C'était lui ou nous. Alors s'amorça une lente descente vers l'horreur et l'irréel: la nature explosait d'une beauté violente, la nuit se faisait cataclysme, des milliers de crocodiles devenus déments massacraient les hommes. Nous étions partis pour la mort. perdus au milieu de quelque chose que je ne comprenais pas, qui n'existait pas, quelque chose qui nous tuait les uns après les autres ".
Fièvres, roman fort, envoûtant, sensuel, nous confirme le grand talent de conteur de Cizia Zykë, révélé dans sa trilogie autobiographique: Oro, Sahara et Parodie.

Gorączka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gorączka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Starałem się skupić na możliwych trasach ucieczki i na koniecznych fortelach, zapewniających wszystkim maksimum bezpieczeństwa, i zastanawiałem się też, na wypadek prawdziwej katastrofy, jak z tego wydostać się samemu. Zajmowało to mój umysł i pozwalało lepiej znosić bieg wydarzeń.

Widziałem, jak Paulo, w mroku, obserwuje pole walki, ocenia odległości i intensywnie myśli: robił to samo co ja.

***

Wreszcie niebo rozjaśniło się. Nadchodził nowy dzień, niosąc ze sobą nadzieję. Ku naszej nieopisanej uldze bardzo szybko wydało się, że horda krokodyli wycofuje się. Zdaliśmy sobie sprawę, że większość potworów kieruje się ku rzece. Były tłuste, ogromne, długie niczym pnie drzew, minimum pięcio -, a najczęściej siedmiometrowe.

– Odchodzą, co? Odchodzą? Powiedz mi, że odchodzą!

– Tak. Nie ma wątpliwości. Wracają do rzeki.

Pobojowisko zostało oczyszczone. Jeśli nie liczyć dołów w ziemi i tysięcy śladów pełzania, praktycznie nie pozostało nic po masakrze i po uczcie. Tam, na brzegu, zaczynały się tłoczyć. Najpierw jeden wśliznął się do rzeki, potem drugi. Teraz wycofywały się już ze wszystkich stron.

Ogarnęła mnie ogromna ulga. Skurwysyny! Ale nam dały!

– Och! Zobacz! Mały Ludzik!

Montaignes wskazywał palcem oddaloną o jakieś sto metrów od nas małą ludzką postać, u stóp drzewa, z którego właśnie zeszła. Łażące nie opodal jakieś dziesięć krokodyli, o dwadzieścia metrów dalej, nie zwracały na nią najmniejszej uwagi. Mały Ludzik długo rozglądał się wokoło, po czym puścił się biegiem w kierunku rzeki.

– Co on wyrabia? – warknął Paulo. – Tutaj! Ej, wielkoludzie! Chodź do nas!

Mały Ludzik biegł co sił w malutkich nóżkach, z torsem wygiętym do tyłu. Nagle skręcił, by ominąć miejsce, gdzie zebrały się krokodyle, i zniknął nieco dalej nad brzegiem rzeki.

– Chce je zajść od tyłu czy co, idiota jeden? To był syn! Tak kretyńsko zachowuje się tylko syn. To ojciec zginął tej nocy… Patrz, jest!

Mały Ludzik nagle stanął na brzegu, koło pirogi.

– Jasna cholera, co on wyrabia?

Rzucił się do przodu, w wodzie po kolana, trzymając cumę pirogi w ręku, po czym wdrapał się do lodzi. W dwóch susach znalazł się przy silniku, podczas gdy piroga ruszyła z prądem. Wśród masy krokodyli przeszedł jakby dreszcz nowej energii. Całe ich dziesiątki stojące na brzegu nagle weszły do wody powolnymi wężowymi ruchami. Nie sposób było już zliczyć ich podłużne kształty tuż pod powierzchnią wody.

– Płyną do niego! – wykrzyknął Montaignes. – Dureń!

Mały Ludzik wyprostował się na rufie pirogi; stojąc okrakiem nad silnikiem i utrzymując równowagę na burcie. Obszernym ruchem pociągnął sznurek rozrusznika, nie udało mu się, rozejrzał się wokoło i ponownie założył sznurek.

Nadpływały w jego kierunku ze wszystkich stron, bez pośpiechu. Jeden dotarł do pirogi i zachybotał nią uderzeniem ogona. Rozbujała się niebezpiecznie. Mały Ludzik odważnie utrzymał równowagę nad silnikiem i wysiłkiem całego ciała szarpnął za sznurek. Silnik zakrztusił się, po czym zawarczał.

– Złodziej! – ryknął Paulo.

Mały Ludzik przez chwilę walczył z rączką gazu, po czym dał całą naprzód.

– Nasze kły, do cholery! Piroga!

Piroga jak strzała przemknęła piętnaście metrów i gwałtownie uderzyła w potężną ciemną i żółtą masę ludojada, który wyskoczył z wody prosto przed nią. Zakręciła się w miejscu. Gigantyczny ogon wydobył się z wody i wywrócił ją. Silnik zadławił się i umilkł.

Mały Ludzik pojawił się na szczycie kadłuba, uczepiony oburącz. Dookoła zabulgotało, po czym najpierw tył, a potem przód pirogi uniosły się. Biedak rozpaczliwie usiłował drapać się w górę, ślizgając się po mokrym drewnie. Ale drewno pękło. Wówczas wrzeszcząc runął w tył i pochwyciły go potwory.

Część czwarta

Potem jak we śnie, milcząc, z niewidzącym wzrokiem, przeszukaliśmy brzeg opuszczony przez potwory. Nikt nie był w stanie wykrztusić słowa. Bladzi, w spiekocie wczesnego ranka, długo błądziliśmy po tym, co kiedyś było naszym obozowiskiem, chodząc tam i z powrotem bez celu i pełni niepokoju.

Nad dżunglą znów panował dzień i spokój, co przywracało właściwe wymiary naszym wspomnieniom. Tu, na tym spokojnym i bezludnym brzegu, przeżyliśmy kataklizm, potworną masakrę dwóch ludzi, rozpasanie tysięcy krokodyli ogarniętych szaleństwem.

Bo były szalone! Że zaatakuje kogoś krokodyl, któremu zakłócono spokój w jego zatoczce, to rzecz normalna, na którą musi być przygotowany myśliwy w dżungli. Od biedy można sobie wyobrazić nagłą agresję ze strony dziesięciu jaszczurów, czymś podnieconych.

Ale setek? Dwóch czy trzech tysięcy?

To nonsensowne, niemożliwe. Było nie do przyjęcia, żeby taki koszmar mógł zaistnieć. Zmasowany atak krokodyli nie był zarejestrowany, nie istniał w rubryce "ryzyko" przyrody. A przecież pamiętaliśmy dobrze.

Rany boskie! To cała przyroda oszalała! Wszystko mówiło mi to już od dawna. Ten las nie był zwyczajnym lasem. Co miały oznaczać te długie okresy ciszy, zbyt ciężkie i jakby martwe, które niekiedy trwały po parę godzin? Co miały oznaczać te histeryczne skrzeczenia ptaków, tysięcy ptaków, których nie widzieliśmy, a które ogłuszały nas całymi dniami? Co miały oznaczać te zbyt piękne kwiaty? Te nierzeczywiste klejnoty botaniki, które Montaignes określał jako nadzwyczaj rzadkie i których całe pola znajdowaliśmy pod wielkim sklepieniem?. A te posplatane formacje roślinne, upstrzone czarnymi dziurami, zbyt przepastnymi, zbyt wyszukanymi? Wszystkie te zwierzęta, które zbliżały się do nas, pozwalały się zabijać z łagodnością, zadziwiającą dla Małych Ludzików, albo które przekształcały się w niewyobrażalne potworności po zapadnięciu nocy…

***

Nie otaczała nas przyroda. Były tu drzewa, kwiaty i żywe istoty, jak w lesie, ale było to coś innego. Chyba że majaczyłem! Ale co człowiek ma myśleć, kiedy jest zagubiony wśród tysięcy kilometrów kwadratowych czegoś, czego nie rozumie? Co nie istnieje?

Czegoś, co zabijało nas jednego po drugim. W końcu nie przyśniły mi się te wszystkie krokodyle, nie? I wąż boa, i to wszystko, co nas spotkało! Ostatnia koszmarna noc pozostawiła po sobie nowy niepokój. Bóg jeden wiedział, jakie jeszcze okropności mogły się wydarzyć, jakie jeszcze niebezpieczeństwa mogły na nas czyhać!

Nie chodziło tu o strach przed śmiercią. Paulo i ja pogodziliśmy się już z takimi myślami. Chodziło o lęk przed umieraniem tak daleko, w tej dziurze, od zębów lub pazurów stworzenia, o kórym nic nie wiedzieliśmy. Istoty nieznanej, obdarzonej mocą, której nie znaliśmy, której nie potrafiliśmy zwalczać i która po załatwieniu nas pozostanie bezkarna.

Krokiem lunatyków, bez słowa i nawet na siebie nie patrząc, pozbieraliśmy skarby, jakie nam zostały. Oprócz karabinów mieliśmy garnek i pięć maczet. Były to jedyne rzeczy, których potwory nie pożarły. Moskitiera, plandeka, materace, maty… te żarłoki wszystko porozrywały i pochłonęły. Reszta dynamitu została porozrywana i w trzech czwartych połknięta. Po nabojach pozostały tylko łuski.

W kieszeniach zostało nam ich jedenaście… Było to żałosne. Piroga w dwóch kawałkach popłynęła z prądem. Parę rzeczy, które w niej się znajdowały, kły i silnik leżały teraz gdzieś pod wodą. Rzeka była głęboka, a żadne skarby nie skłoniłyby mnie tego dnia do nurkowania pod okiem nieruchomych krokodyli, które dostrzec można było na całej długości przeciwległego brzegu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gorączka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gorączka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Norman - Kajira von Gor
John Norman
John Norman - Die Jäger von Gor
John Norman
Margit Sandemo - Gorączka
Margit Sandemo
Elizabeth Lowell - Gorączka zmysłów
Elizabeth Lowell
Jeffrey Deaver - Dar języków
Jeffrey Deaver
Джон Норман - Tarnsman of Gor
Джон Норман
Cizia Zykë - Sahara
Cizia Zykë
Анджей Пилипюк - Czerwona gorączka
Анджей Пилипюк
Отзывы о книге «Gorączka»

Обсуждение, отзывы о книге «Gorączka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x