Charles Bukowski - Listonosz

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Bukowski - Listonosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Listonosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Listonosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Większość książek Bukowskiego zawiera wątki autobiograficzne. Tak jest też w powieści Listonosz, w której autor przedstawia dość długi epizod ze swojego życia, kiedy jako doręczyciel przemierzał codziennie ulice Los Angeles z torbą przewieszoną przez ramię. Choć szczerze nienawidził tej pracy, trzymał się jej, jak żadnej innej potem, przez wiele lat. Ta mieszanka niechęci i fascynacji zaowocowała książką pełną pasji, przypominającą reportaż. Z właściwym sobie dystansem i cierpkim humorem Bukowski – krytyczny obserwator rzeczywistości – przygląda się funkcjonowaniu instytucji poczty i panującym w niej stosunkom, z wrażliwością reagując na ludzką krzywdę.

Listonosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Listonosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

18

Wkrótce po egzaminie zostałem zaangażowany na stały etat, co oznaczało tylko osiem godzin pracy w nocy, cztery godziny krócej niż bez etatu, oraz płatny urlop i wszystkie święta państwowe. Z dwustu osób starających się o stały etat na poczcie, dotrwało do końca tylko dwóch. Ja byłem jednym z nich.

W pracy poznałem Dawida Janko, młodego białego dwudziestolatka. Błąd polegał na tym, że zacząłem z nim gadać, a tak się jakoś stało, że zahaczyliśmy o muzykę klasyczną. To był jedyny rodzaj muzyki, o którym miałem jako takie pojęcie, przez przypadek, a może nie, bo tylko tego mogłem słuchać, jak rano, po powrocie z pracy, leżałem w wyrze i wlewałem w siebie piwo. A jeśli taka muzyka wypełnia małżowinę uszną o poranku, to nie wiem, co należałoby zrobić, żeby o niej zapomnieć. Ona zostawała na zawsze. Po rozwodzie z Joyce zapakowałem do walizki, i to chyba nie był przypadek, dwa tomy dzieła „Życie kompozytorów dawnych i współczesnych”. Ci mężczyźni cierpieli potwornie przez całe swoje życie, podobnie jak ja, więc cieszyłem się, że mogłem się o tym dowiedzieć, że nie byłem w tym piekle osamotniony, ale na szczęście, na moje szczęście, nie potrafiłem i nie potrafię napisać ani jednej nuty. No, i wtedy zachciało mi się pouczestniczyć w dyskusji. Janko i jakiś drugi wszczęli ordynarną kłótnię w niezwykle subtelnym temacie muzycznym, postanowiłem więc, całkiem spontanicznie, załagodzić spór, podając dokładną datę urodzin Beethovena, pierwszego wykonania jego III Symfonii i szkicując mały esej (chyba tak trochę po łebkach) o relacjach krytyków na to dzieło. Tego biedny Janko nie mógł strawić! Zaczął mnie uważać za wykształconego, kulturalnego człowieka. Siedząc obok mnie na taborecie oskarżał się i lamentował nad swoją kulturalną nędzą, która, siedząc gdzieś tam głęboko w jego duszy, miała siać tam prawic morowe spustoszenie. Mówił o tym potwornie głośno, bardzo chciał być słyszany, i to przez wszystkich. Sortowałem przesyłki i musiałem słuchać i słuchać, i słuchać! Prawie bez końca! Coraz częściej łapałem się na tym, że wysilałem łeb do granic jego skromnych możliwości, poszukując metody ukrócenia tego potoku tematów i wątków albo jak zmusić tego biednego szczeniaka, żeby odkrył urok i powaby ciszy i błogiego spokoju – tym bardziej, że wychodziłem z nocnej szychty z cholernym bólem głowy, a dochodziłem do domu w połowie chory. Jak nie więcej! On mnie zabijał tym swoim głosem.

19

Pracę zaczynałem o 18.10, a Janko o 23.36 – czyli dobrze nie było, ale mogłoby być dużo gorzej. A ponieważ o 22.06 miałem półgodzinną pauzę, Janko siedział już na taborecie, kiedy ja wracałem najedzony i po kawie. Zawsze podstawiał mi krzesło pod tyłek. Janko uważał się nie tylko za wybitnego pięknoducha, ale także za wyjątkowego samca. Z jego zadręczających już mnie relacji wynikało niezbicie, że jest napadany w ciemnych korytarzach przez same tylko wspaniałe kobiety, że jest przez nie śledzony całymi tygodniami, że nie dają mu spokoju. Biedny chłopczyna! A ja jeszcze nigdy nie widziałem, żeby wykrztusił z siebie choć jedno słowo do naszych koleżanek z pracy, albo żeby chociaż jedna napadła na niego, kiedy wychodzi z kibla zapinając rozporek.

Zawsze witał mnie wrzaskiem:

– HEJ! HANK! CZŁOWIEKU, CO ZA RURA PODSTAWIAŁA MI SIĘ DZISIAJ!!!

On nie mówił. On krzyczał albo darł się. I to przez osiem godzin pracy na nocnej zmianie.

– BOŻE! – WGRYZAŁA SIĘ WE MNIE!!! MÓWIĘ CI, MŁODE TO, I TAK JUŻ DOŚWIADCZONE!!! ODJAZD TOTALNY!!!

A potem zapalał papierosa i wtykał mi go w usta. Spowiadał się ze wszystkich detali i szczegółów. Wszystkie wymyślone! A ja musiałem tego słuchać.

– WIESZ, MUSIAŁEM WYJŚĆ Z DOMU, WIESZ! TYLKO PO CHLEB… ROZUMIESZ!!!…

Dowiadywałem się, co powiedziała ona, i dlaczego tak, co on jej/odpowiedział, i dlaczego nie inaczej, co robili, a czego zaniechali, i dlaczego zaniechali…

Przegłosowano, że nieetatowi pracownicy pomocniczy mieli otrzymywać za każdą nadliczbową godzinę dodatek w wysokości pięćdziesięciu procent ich wynagrodzenia zasadniczego.

Nasi bossowie poradzili sobie z tym znakomicie, obciążając dodatkową pracą etatowych. Osiem albo dziesięć minut przed końcem pracy, około 2.48 nad ranem, rozlegał się komunikat z głośnika:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli o godzinie 18.18. pracują dzisiaj jedną godzinę dłużej”.

Janko piał z radości, przysuwał się do mnie bliżej i sączył mi dalej te swoje „trucizny”.

Prawie godzinę później, po dziewiątej godzinie pracy, ciepły głos z głośnika komunikował:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie 18.18, pracują dziś dłużej o dwie godziny”.

To samo powtórzyło się raz jeszcze, po upływie godziny:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie 18.18, pracują dziś trzy godziny dłużej”.

Janko nie zdawał chyba sobie sprawy, że gęba nie zamyka mu się ani na pół sekundy.

– SIEDZIAŁEM WŁAŚNIE W KANTYNIE, ROZUMIESZ!, A TU WALĄ TAKIE DWIE CAŁKIEM W PORZĄDKU UFRYZOWANE MUFKI!!! NO, MÓWIĘ CI, SIADAJĄ OBOK, JEDNA PO PRAWEJ, A TA DRUGA PO LEWEJ… ROZUMIESZ… KLIMATYZACJA SIADA!

Wykańczał mnie, a ja nie potrafiłem temu zapobiec. Myślałem wtedy o własnej przeszłości, ratowałem się zamykaniem się w sobie, aż tu pewnego dnia oświeciło mnie, tak, wszystkie mocno walnięte pijusy ciągnęły do mnie. Ja byłem im potrzebny. Tylko po co? Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym Janko wręczył mi… swoją właśnie ukończoną powieść. Nie potrafił pisać na maszynie, oddał więc manuskrypt do biura przepisywania na maszynie. Powieść zapakowana była w niezwykle elegancką skórzaną okładkę. Tytuł piekielnie romantyczny.

– CIESZYŁBYM SIĘ, GDYBYŚ TO PRZECZYTAŁ – głośno skwitował.

Aż do tego stopnia… – nie chciało mi się kończyć zdania.

20

Powieść zawiozłem do domu. Otworzyłem piwo, ulokowałem się wygodnie w wyrze i zanurzyłem w dziele.

Początek był wcale niezły. Autor opisywał siebie, małego chłopca, mieszkającego w ciasnym pokoju i często cierpiącego głód, bez pracy, bez szansy odwiedzania szkoły. Miał duże tarapaty z pośrednikami mającymi załatwić mu jakąś pracę, aż tu nagle poznaje w barze jegomościa, robiącego na chłopcu dobre wrażenie. Bohater zaczyna darzyć tego jegomościa przyjaźnią. Ten przyjaciel pożycza od małego Janko jakieś niewielkie sumy pieniężne, których chłopczyna ma nigdy więcej nie zobaczyć. Bardzo uczciwy, rzetelny i poczciwy, mocno autobiograficzny początek. Może źle oceniam tego „autora” – myślałem coraz częściej o koledze z pracy. Postanowiłem więc opowiedzieć się po stronie bohatera powieści. Ale dzieło zaczynało się rozpadać, a kiedy autor zaczął opisywać swoje przeżycia dziejące się w znanym też i mnie urzędzie pocztowym, to wtedy cała sprawa rozmydliła się, a gęste sosy banalności czyniły ją ciężko strawną.

Im dalej, tym gorzej. Ostatni rozdział dzieje się w operze, właśnie wszyscy opuszczają loże, żeby zapalić papierosa w kuluarach, a nasz bohater chce umknąć niejakiemu Mobowi, głupiemu i wulgarnemu naciągaczowi. To też mogłem jakoś jeszcze pokapować. Ale kiedy omijając jedną z licznych kolumn korytarza, zderzył się z niezwykłej urody damską, i oczywiście zniewalającą wdziękami istotą, która to istota o mało co nie byłaby przez niego staranowana, to wszystko nagle zaczyna się dziać za szybko i za bezboleśnie. Tym bardziej, że autor serwuje nam taki oto dialog:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Listonosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Listonosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Bukowski - Post Office
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Women
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Factotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Szmira
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Faktotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Hollywood
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Essential Bukowski - Poetry
Charles Bukowski
Отзывы о книге «Listonosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Listonosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x