Charles Bukowski - Listonosz

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Bukowski - Listonosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Listonosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Listonosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Większość książek Bukowskiego zawiera wątki autobiograficzne. Tak jest też w powieści Listonosz, w której autor przedstawia dość długi epizod ze swojego życia, kiedy jako doręczyciel przemierzał codziennie ulice Los Angeles z torbą przewieszoną przez ramię. Choć szczerze nienawidził tej pracy, trzymał się jej, jak żadnej innej potem, przez wiele lat. Ta mieszanka niechęci i fascynacji zaowocowała książką pełną pasji, przypominającą reportaż. Z właściwym sobie dystansem i cierpkim humorem Bukowski – krytyczny obserwator rzeczywistości – przygląda się funkcjonowaniu instytucji poczty i panującym w niej stosunkom, z wrażliwością reagując na ludzką krzywdę.

Listonosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Listonosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Delsie zadzwoniła do mnie:

– Hank, w co oni pogrywają?

– A kto ma w co grać?

– Te typy z kostnicy!

– Co jest z nimi?

– Chłopcy chcieli zawieźć zamówiony przez ciebie wieniec, ale nie wpuszczono ich do środka. Powiedziano im, że kostnica pracuje tylko do osiemnastej. Ty wiesz, jaki to cholerny kawał drogi trzeba tam jechać, nie?

– I co dalej, Delsie?

– Pozwolono oprzeć wieniec na drzwiach wjazdowych, od środka. Zakazali wnosić kwiaty do lodówki. Czy im wszystkim już poodbijało, czy dopiero zaczyna im odbijać, tym zmrożonym kutasom, co?

– Nie mam pojęcia, co się wyrabia w świecie cmentarnych hien.

– Nie mogę przyjść na pogrzeb. U ciebie wszystko w porządku?

– Przyjdź! Przyjdź! Pociesz mnie trochę.

– Musiałabym targać ze sobą Paula.

Paul był mężem Delsie.

– To zapomnijmy o tym!

A teraz jechaliśmy samochodem na cmentarz, gdzie miała się odbyć skrócona ceremonia pogrzebowa Betty. Larry spojrzał na mnie.

– Sprawę pomnika załatwimy później. Teraz jestem zupełnie goły.

– Dobra, dobra – odpowiedziałem.

Larry zapłacił za kawę. Wyszliśmy z baru i wsiedliśmy do mercedesa.

– O rany, chwileczkę – zawołałem.

– Co jest – spytał Larry.

– Chyba czegoś zapomnieliśmy.

Wróciłem do baru.

– Marcia!!!

Siedziała dalej przy stole, wpatrzona w puste filiżanki.

– Marcia, jedziemy!!!

Wstała i uśmiechając się, poczłapała za mną.

Ksiądz coś czytał. Nie słuchałem tego wcale. Patrzyłem na trumnę. To coś, co teraz było w środku, było, jest jeszcze, dobrze mi znaną kobietą. Żar, słońce, oślepione muchy właziły wszędzie, szukając schronienia przed bezlitosnymi promieniami. W połowie skróconej wersji ceremonii pogrzebowej pojawiły się dwa typy w roboczych ubraniach, niosąc zamówiony przeze mnie wieniec w kształcie krzyża. Róże zwiędły zupełnie, dogorywały w piekielnym skwarze. Ci dwaj „lordowie” delikatnie ułożyli wieniec przy sąsiednim drzewie, opierając go o pień. Przy końcu ceremonii krzyż z róż złamał się w pół, a martwe kwiaty rozsypały się dokoła. Na napis na szarfie nikt już nie mógł zwrócić uwagi. A potem był koniec. Zbliżyłem się do księdza i podałem mu rękę: „Dziękuję”. On uśmiechnął się. Teraz już na dwóch twarzach dostrzegłem podobne uśmiechy: Marcii i księdza.

W drodze powrotnej Larry powiedział:

– Napiszę do pana w sprawie pomnika. Wkrótce.

To wkrótce trwa do dzisiaj.

11

Szybko wpadłem do mieszkania, przechyliłem butelkę whisky, duży łyk z wodą, jeszcze większy bez wody, z górnej szuflady zgarnąłem trochę forsy, i jeszcze szybciej zbiegłem na dół, do samochodu, a po chwili byłem już na wyścigach konnych. Właśnie zaczynały się pierwsze biegi, nie obstawiałem ich, bo nie miałem zielonego pojęcia ani o startujących koniach, ani o dżokejach. W barze dostrzegłem tę jasno – kakaową Murzynkę w starym, nieprzemakalnym płaszczu. Rzeczywiście, ubierać to ona się nie umiała. Ale uległem własnemu dobremu nastrojowi i wyszeptałem jej imię, kiedy przechodziła niedaleko mnie.

– Vi, baby!

Zatrzymała się i podeszła do mnie.

– Co, i gdzie, i jak, i jak ci leci, Hank!

Znałem ją z pracy na poczcie, Pracowała w innym urzędzie pocztowym, przy wodociągach miejskich, była, a może tak mi się tylko wtedy wydawało, milsza, sympatyczniejsza niż pozostałe jej koleżanki.

– Trzeci pogrzeb w ciągu dwóch ostatnich lat. Moja matka, później ojciec, a dziś przyjaciółka.

Zamówiła coś do picia. Rzuciłem okiem na informację o biegach i typowaniach.

– Popatrzymy sobie na drugi bieg.

Przywarła do mnie, a ja do blatu baru. Te jej nogi! Te jej piersi, niczym sterczące ostrosłupy! Pod nieprzemakalnym płaszczem wyczuwało się wszystko, co trzeba, a nawet i trochę więcej.

Zawsze stawiałem na nieznane konie, mogące pobić faworytów. Jeżeli takich fuksów nie było, obstawiałem konia z największymi szansami na zwycięstwo. Po pogrzebie matki, a także po pogrzebie ojca, wygrywałem na wyścigach wcale przyjemne sumki. Te smutne ceremonie mają jednak i jaśniejsze strony – świat wydawał się być klarowniejszy i głośniej brzęczał monetą. Numer sześć, na dystansie trochę dłuższym niż jedna mila, przegrał z faworytem biegu o długość łba, ale wychodząc z zakrętu na prostą, był co najmniej dwie długości przed pozostałymi końmi. Przegrał na ostatnich centymetrach przed metą. Numer sześć obstawiano w tym biegu 35:1, a faworyta 9:2. I teraz te konie miały iść razem. Faworyt ważył dwa funty więcej, 118, a waga szóstki pozostała taka sama, 116. Zmieniono mu tylko dżokeja, na gorszego, bo przez nikogo nie lubianego. Dystans biegu miał wynosić jedną milę i jedną szesnastą. Tłum grających krzyczał, że skoro faworyt wygrał z szóstką na dłuższym dystansie, to te marne dodatkowe metry nie powinny stanowić żadnego problemu. Wydawać by się mogło, że jest to logiczna kalkulacja. Ale biegi koni nie zawsze przebiegają w zgodzie z prawami logiki. Trenerzy każą startować koniom w pozornie tylko niekorzystnych kombinacjach, unikając gonitw ze zbyt dużą liczbą startujących. Zmieniona długość biegu oraz wymiana dżokeja dawały nadzieję na bardzo interesujący bieg po dobrej cenie. Popatrzyłem na tablicę. W przedbiegu numer sześć był obstawiony 5:1, a w tym biegu już 7:1.

– Szóstka wygra – powiedziałem Vi.

– Nie wytrzyma – odpowiedziała sucho Vi.

– Wygra jak w banku – stwierdziłem i postawiłem dziesięć dolarów na zwycięstwo szóstki.

Szóstka obejmuje prowadzenie od startu, w pierwszym zakręcie, ocierając się o krzewy rosnące wzdłuż toru, przechodzi na przeciwległą prostą, i tam nie naciskana, utrzymuje się w przodzie na jedną i jedną trzecią długości. Reszta na razie w tyle. Przyjmowano, że do ostatniego zakrętu szóstka pozostanie w przodzie, a wychodząc z niego, zacznie finiszować. Na ostatniej prostej, przed metą, można z łatwością wyprzedzić zmęczonego prowadzeniem konia. Tak mógłby wyglądać ten bieg. Ale trener zmienił taktykę. U wierzchołka zakrętu dżokej popuścił cugle, a koń skokiem pociągnął do przodu. Zanim pozostali jeźdźcy zdążyli spiąć swoje konie ostrogami, szóstka była już w przodzie na cztery długości. Na wejściu na ostatnią prostą dżokej trzymał konia „na ostro,” rozglądał się za siebie na lewo i prawo i cisnął na tempo. Szóstka to wytrzymała. Z tyłu doszedł gwałtownie do przodu faworyt, było 9:5, i to w piekielnym galopie. Odległość do prowadzącego konia zmniejszyła się w błyskawicznym tempie. Wyglądało na to, że faworyt bez żadnych kłopotów połknie będącą jeszcze na czele szóstkę. Faworyt miał numer dwa. W połowie ostatniej prostej dwójka zmniejszyła dystans do połowy długości i dopiero wtedy dżokej szóstki chwycił za szpicrutę. Dżokej dwójki okładał konia od samego startu, koń nie reagował więc na bolesne razy. Szóstka utrzymała swoją pozycję do mety, a ja popatrzyłem na tablicę zakładów.

Wzrosły one dla mojego konia do 8:1.

Wróciliśmy do baru.

– Tym razem nie wygrał najlepszy koń – stwierdziła Vi.

– Nie interesuje mnie, czy jest lepszy czy najlepszy. Ja tylko lubię, kiedy mój koń jest pierwszy na mecie. Zamów coś!

Wypiliśmy.

– No cwaniaczku, to teraz sprawdzimy teraz, czy uda ci się jeszcze raz ograć tych innych cwaniaków!

– Powiedziałem ci już, że po pogrzebie nie ma na mnie żadnej siły.

Wbiła swoją klatkę piersiową w moją. Incydent ten został uroczyście uhonorowany czystym scotchem. W międzyczasie udało mi się rzucić okiem na kolejność następnych gonitw. Bieg trzeci. I właśnie wtedy nastąpił start. Ci macherzy od organizacji gonitw wciskają w ten sposób niezłą manianę grającym. Ludzie gorączkują się jeszcze po ostatnim biegu, przeklinają własne błędy w typach, liczą pieniądze albo chleją. Niepostrzeżenie te dwudziestopięciominutowe przerwy między biegami zawsze zamieniają się w czas roztrząsania tego, co już się stało, co już minęło, a nigdy w umysłową pracę nad ustalaniem taktyki typowania następnych, euforycznych zwycięstw. Trzecia gonitwa odbywała się na dystansie sześć razy jedna ósma mili. Faworyt, słynący ze swojej prędkości, był już na czele peletonu. Ostatni swój bieg, siedem razy jedna ósma mili przegrał na długość chrapów w ostatniej sekundzie, mimo że prowadził od samego startu. Ósemką był oznakowany koń podziwiany za szybkość finiszowania. Wystartował nieźle, uplasował się na trzeciej pozycji, a na prostej odrobił trzy długości do faworyta. Cwaniaki za lornetkami rozgorączkowali się, dywagując, czy skoro ósemka nie dała rady faworytowi na dłuższym dystansie, może dać mu radę na krótszym?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Listonosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Listonosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Bukowski - Post Office
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Women
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Factotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Szmira
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Faktotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Hollywood
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Essential Bukowski - Poetry
Charles Bukowski
Отзывы о книге «Listonosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Listonosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x