Była bezradna i bezbronna.
Usiadłem koło niej, zacząłem głaskać i masować jej plecy, głaskałem, uspokajałem – a potem przyszło następne załamanie, rozpacz i łzy.
– Hank, tak cię kocham, ja cię naprawdę kocham, ja cię kocham, jest mi tak przykro, tak bardzo przykro!
Cierpiała rzeczywiście niebywale. Po chwili miało się wrażenie, jakbym to ja chciał tego rozwodu, a nie ona.
A potem, jak za starych dobrych czasów, trzasnęliśmy parę numerów. Ona miała pozostać w domu, zatrzymać geranie, psa i muchy. Nawet pomogła mi się spakować. Troskliwie układała spodnie w walizce, mościła w niej moje majtki, włożyła przybory do golenia. Kiedy byłem już spakowany, znowu beczała i wyła. Ugryzłem ją więc w ucho prawe i wyniosłem bagaże z domu. Wsiadłem do samochodu i wolno ruszyłem. Jeździłem ulicami tam i z powrotem, szukając szyldu z napisem „wolne pokoje do wynajęcia”. Nie było to dla mnie nic nadzwyczajnego ani nowego.
Postanowiłem nie robić Joyce żadnych kłopotów z tym rozwodem, nie poszedłem także na rozprawę sądową. Joyce dała mi w prezencie stary i zużyty już samochód. I tak nie miała przecież prawa jazdy. Trzy czy cztery miliony przeszły mi koło nosa, no, ale praca w urzędzie pocztowym była jeszcze moja. Na ulicy spotkałem Betty.
– Widziałam cię kiedyś z tą twoją nową flamą. Ty, to nie jest kobieta dla ciebie!
– Chyba już żadna nie jest dla mnie!
Opowiedziałem jej, że właśnie przeprowadzamy rozwód.
Wypiliśmy po piwie. Betty zestarzała się. I stało się to bardzo szybko. Roztyła się. Zmarszczki pokryły już całe jej ciało. Fałdy tłuszczu zwisały jej z gardła. Tak. To było smutne. Smutne było także i to, że ja także posunąłem się w latach. Betty straciła pracę. Pies wpadł pod samochód i zginął. Pracowała także jako kelnerka, ale straciła i tę pracę, kiedy knajpę rozwalono, a na jej miejscu postawiono biurowiec. Mieszkała w wynajmowanym w rozwalającym się hotelu pokoju. Czyściła w nim toalety i zmieniała pościel. Piła wino w dużych ilościach. Dała mi do zrozumienia, że moglibyśmy znowu żyć i mieszkać razem. Ja dawałem jej do zrozumienia, że może warto by było trochę jeszcze poczekać. Muszę dojść do siebie po tej wpadce z Joyce.
Kazała na siebie poczekać i poszła do swojego mieszkania. Wróciła w swojej najlepszej sukni, oczywiście w butach na wysokich obcasach, wymalowana i wypindrzona jak nigdy. Wszystkie te jej wysiłki nie dawały dobrego efektu, wręcz przeciwnie, były przerażająco żałosne i tragiczne.
Kupiliśmy butelkę whisky, trochę piwa i poszliśmy do mojego mieszkania na czwartym piętrze starej czynszowej kamienicy. Zadzwoniłem na pocztę i poinformowałem tych tam, że niedobrze się czuję i że prawdopodobnie będę chory. Usiadłem vis – a – vis Betty. Ona przerzuciła lewą nogę na prawą, wydawała mi się być trochę zakłopotana. Uśmiechała się. Przypominały mi się wtedy nasze dobre stare czasy. Prawie. Bo jakby czegoś teraz brakowało.
Zarząd urzędów pocztowych pielęgnował starą tradycję, że wysyłał do swoich chorych pracowników pielęgniarkę, która miała się upewnić, czy chory jest rzeczywiście chory, czy też może szwenda się po nocnych klubach i rżnie w pokera. Moje mieszkanie było bardzo blisko siedziby Głównego Urzędu Poczt, więc bardzo niewielkim nakładem czasu i pracy mogłem być skontrolowany. Dwie godziny gaworzyliśmy i piliśmy z Betty, kiedy nagle ktoś zastukał do drzwi.
– Co jest?
– Spokojnie – wyszeptałem – nic nie mów! Ściągaj te swoje obcasy, idź do kuchni i wstrzymaj oddech!
– IDĘ… IDĘ! – darłem się w stronę drzwi.
Szybko zapaliłem papierosa, żeby przytłumić mój alkoholowy oddech, poszedłem do drzwi i otworzyłem je, ale nie na całą szerokość. Oczywiście, że była to pielęgniarka. Ta sama co zawsze. Ona znała mnie, a ja ją.
– Co dolega tym razem? – spytała rzeczowo.
Wypuściłem dym w okolice jej nosa.
– Kłopoty z żołądkiem.
– Jest pan tego pewien?
– To jest chyba mój żołądek, nie?
– Czy mógłby pan podpisać ten formularz, stwierdzając, moją tu obecność, a także i to, że zastałam pana chorego w domu?
– No, jasne.
Pielęgniarka wsunęła jakiś papier. Podpisałem to i szybko wypchnąłem na zewnątrz.
– Czy będzie pan mógł dzisiaj pracować?
– Tego, nawet gdybym bardzo chciał, nie mogę jeszcze powiedzieć. Jeśli będę czuł się lepiej, pójdę do pracy. Jeśli nie, to chcę zostać w domu.
Spojrzała na mnie z dezaprobatą i niezadowoleniem i poszła. Wiedziałem, że musiała poczuć mój przepity oddech. Czy mogła to wykorzystać przeciwko mnie? Prawdopodobnie nie, za dużo różnych papierów musiałaby wypisywać, a może pokładała się ze śmiechu teraz, z tego wszystkiego, co tu zobaczyła, wsiadając do samochodu z tą swoją małą czarną walizeczką.
– Wszystko w porządku – powiedziałem – zakładaj buty i wyłaź.
– Kto to był?
– Pielęgniarka pocztowa.
– Poszła?
– Mhmmm!
– I chce się tak im łazić po godzinach pracy?
– O mnie nie zapomniała! A teraz chlapniemy sobie po całym!
Poszedłem więc do kuchni, nalałem po pełnym. Wręczyłem szklankę Betty.
– Salut – powiedziałem.
Podnieśliśmy szklanki i stuknęliśmy się. I wtedy właśnie zaterkotał budzik. A była to niebywała maszyna. Hałas spowodował skurcz wszystkich moich mięśni na plecach. Betty podskoczyła w górę – prawie pół metra. To metalowe cholerstwo ledwo dało się wyłączyć.
– O rany – powiedziała – pewnie posikałam się ze strachu! Wybuchnęliśmy oboje gromkim wrzaskliwym śmiechem, a raczej rechotem.
– Miałam przyjaciela – powiedziała nagle. – Pracował w zarządzie dzielnicy. Ci, którzy wysyłali specjalnego inspektora, nie lubili, jak pracownicy brali wolne czy chorowali. Wieczorem siedzieliśmy z Harrym w jego mieszkaniu, lekko już na, gazie, a tu ktoś puka do drzwi. Harry krzyknął tylko: „o, Boże”! i wskoczył w ubraniu i w butach pod kołdrę. Ja schowałam butelkę i kieliszki pod łóżko. Ten typ wlazł już do mieszkania i usiadł przy Harrym na łóżku: „Jak się więc pan czuje, Harry?”. Harry spokojnie odpowiedział: „Nieszczególnie. A ona jest tutaj, żeby mnie pielęgnować”. Wskazał na mnie trzęsącym się palcem, a ja, pijana, ledwo mogłam się do niego mile uśmiechnąć. „Mam nadzieję, że wkrótce odzyska pan zdrowie i pojawi się w pracy” – stwierdził inspektor, i nic więcej nie mówiąc ulotnił się. Jestem pewna, że widział butelkę i kieliszki pod łóżkiem, a także Harry'ego obute nogi pod kołdrą. Ja siedziałam jak na rozgrzanych węglach.
– To takie ich gównianie gierki, nie chcą dać nikomu nawet jednej chwili wytchnienia, nie? Chcieliby wszystkich widzieć usranych ze zmęczenia.
– Masz rację.
Oczywiście, że popiliśmy zdrowo i oczywiście, że poszliśmy razem do wyra. Ale to już nie było tak jak wtedy. Nie! To już nie było to samo. Coś się stało z nami w międzyczasie. Popatrzyłem na nią, jak szła do łazienki. Zmarszczki i fałdy na pośladkach. Biedna. Biedne stworzenie. Joyce była jędrna i sprężysta, chwytając ręką jej ciało czuło się życie. Betty już tego nie dawała. To było smutne. To było smutne. To było smutne! A jak wróciła z łazienki, to nie śmialiśmy się, nie mieliśmy ochoty do śpiewania sprośnych piosenek, nawet nie kłóciliśmy się. Siedzieliśmy w ciemności, paliliśmy papierosy i piliśmy w milczeniu, a kiedy kładliśmy się spać, ani ja nie dotykałem jej ciała stopami, ani ona mojego, tak jak to zawsze było wtedy, kiedyś wcześniej – spaliśmy więc razem, nie dotykając się! Tak – coś straciliśmy, z czegoś nas okradziono.
Читать дальше