Charles Bukowski - Listonosz

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Bukowski - Listonosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Listonosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Listonosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Większość książek Bukowskiego zawiera wątki autobiograficzne. Tak jest też w powieści Listonosz, w której autor przedstawia dość długi epizod ze swojego życia, kiedy jako doręczyciel przemierzał codziennie ulice Los Angeles z torbą przewieszoną przez ramię. Choć szczerze nienawidził tej pracy, trzymał się jej, jak żadnej innej potem, przez wiele lat. Ta mieszanka niechęci i fascynacji zaowocowała książką pełną pasji, przypominającą reportaż. Z właściwym sobie dystansem i cierpkim humorem Bukowski – krytyczny obserwator rzeczywistości – przygląda się funkcjonowaniu instytucji poczty i panującym w niej stosunkom, z wrażliwością reagując na ludzką krzywdę.

Listonosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Listonosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

17

Po trzech latach pracy, dochrapałem się wreszcie statutu „całoetatowca”. To znaczy płatny urlop (pomocnicy listonosza nie mieli prawa do płatnego urlopu), czterdziestogodzinny tydzień pracy z dwoma dniami wolnymi. A oprócz tego Stone był zmuszony dać mi także prawo do wyboru pięciu dodatkowych tras, które mogłem obsługiwać, gdyby kolegom przydzielonym na te trasy, coś się stało. Chodziło tu przede wszystkim o pewne urozmaicenie tej monotonnej acz „szlachetnej” roboty. Z czasem mogłem już perfekcyjnie opiniować te wszystkie trasy, poznać skróty i ich pułapki. Zawsze to ułatwia pracę, czyni ją znośniejszą i pozwala skuteczniej manipulować czasem. Mam tu na myśli krótkie, ale zawsze bardzo miłe przerwy na kawę czy wreszcie na obiad.

Mogłem więc powiedzieć, że szło na lepsze. Ale nie eksplodowałem szczęściem. Brakowało mi połysku, niepokoju, podniecenia, tamtych dni, kiedy pracowałem jako zatrudniony na godziny pomocnik listonosza – jak się nie wiedziało, co jeszcze może mi się przytrafić, z której strony ci przywalą.

Koledzy podchodzili do mnie z minami dalekimi od zadowolenia i dukali:

„Gratulujemy”, albo „mhmmm!”

Gratulować? Czego? Nic nadzwyczajnego przecież się nie stało. Stałem się tylko człowiekiem ich klubu, takiej małej mafii. Teraz byłem jednym z nich. Za parę lat miałem prawo do wyboru własnej trasy. Własnej i tylko mojej. Mógłbym nawet dostawać prezenty od ludzi. A gdybym zachorował, pytaliby pewnie, ocepiałego i znerwicowanego mojego zastępcę. „A gdzie jest ten, który zawsze tu przychodził” – albo „spóźnił się pan. Ten, co tu jest zawsze, nigdy się nie spóźniał”. Tak więc dochrapałem się.

W samym środku tygodnia kierownictwo urzędu wydało „bardzo potrzebne” zarządzenie, zabraniające kładzenia służbowych czapek na stołach sortowniczych. Wszyscy to robili. Nie dlatego, że nikomu to nie przeszkadzało, ale oszczędzało czas. Nie trzeba było biegać na piętro do szatni, żeby je tam deponować. A teraz, po trzech latach kładzenia czapki, co było przecież odruchem naturalnym, najbliżej miejsca pracy, zabroniono mi tego!

Miałem głowę pełną innych rzeczy niż przestrzeganie tego, powiedzmy sobie najdelikatniej, pokręconego przepisu.

Następnego dnia wpadł Stone do mnie. Oczywiście, z kolejnym ostrzeżeniem. Zarzucano mi w nim, że świadomie łamię przepisy, zabraniające kładzenia czapek służbowych w miejscu lub w pobliżu miejsca pracy. Chodziło o stół sortowniczy.

Wsadziłem je do kieszeni i nie komentując, udałem się na trasę. Stone kręcił się w swoim krześle bacznie mnie obserwując. Wszyscy koledzy skwapliwie wykonywali polecenia szefa. Czapki leżały równo na szafkach w przebieralni. Wyjątkiem był niejaki Marty. I Stone nie omieszkał bluznąć mu prosto w twarz:

– Marty, pan zapoznał się z moimi poleceniami. Proszę się do nich stosować!

– Przepraszam pana bardzo, panie Jonstone. To tylko siła przyzwyczajenia, pan to przecież rozumie, bardzo mi jest przykro – złamał się Marty.

Chwycił swoją czapkę, leżącą na krześle i pobiegł na górę do szatni.

Następnego dnia zapomniałem także. Natomiast Stone nie zapomniał. Wręczono mi kolejne ostrzeżenie w sprawie świadomego łamania przepisów odnośnie nowego zarządzenia regulującego miejsce czapki służbowej w trakcie pobytu listonosza na terenie urzędu pocztowego. Wsadziłem je więc znowu do kieszeni i bez słowa komentarza opuściłem urząd.

Dwa dni później dostrzegłem, że Stone obserwuje mnie coraz pilniej. Czekał tylko, żeby zobaczyć, co zrobię z czapką. Pozwoliłem trochę mu jeszcze poczekać. A potem zupełnie machinalnie ściągnąłem czapkę ze łba i położyłem obok.

Oczywiście, natychmiast przybiegł z kolejnym ostrzeżeniem. Nawet nie rzuciłem na nie okiem. W jego obecności wrzuciłem papier do kosza – czapki nie ruszyłem, leżała jak leżała, zrobiłem swoje… i usłyszałem zawzięte walenie w maszynę do pisania. Urząd wypełnił się jękiem maltretowanego przyrządu. Jak to się stało, że on, taki Stone, do takiej perfekcji opanował kunszt obchodzenia się z takim urządzeniem?

Stone pojawił się znowu. Z kolejnym ostrzeżeniem.

Więc powiedziałem mu:

– Nie muszę tego czytać. Wiem, co pan znowu wypichcił – to mianowicie, że lekceważę pańskie ostrzeżenia. Te dzisiejsze także. Prawda?

Papier wyładował w koszu.

Stone wyleciał jak z katapulty. I tak samo pojawił się znowu. Otrzymałem trzecie ostrzeżenie.

– Człowieku – powiedziałem mu – ja wiem, co tym tam wypisujesz. Pierwsze ostrzeżenie otrzymałem dlatego, że łamię twoje przepisy w sprawie czapek służbowych. Drugie ostrzeżenie otrzymałem dlatego, że pierwsze wylądowało w koszu, a trzecie, że pierwsze i drugie miało smutny koniec – w obecności kierownika urzędu zostały świadomie umieszczone w koszu na odpadki! Zgadza się?

Popatrzyłem chwilę na niego i wrzuciłem trzecie ostrzeżenie też do kosza.

– Szybszy jestem w rzucaniu do kosza na odpadki niż pan w waleniu w maszynę do pisania. Jeśli pan sobie tego życzy, jestem gotów stanąć do zawodów. Tylko, że to wszystko wygląda dość błazeńsko! A teraz pański ruch.

Stone wrócił do swojego biura i zasiadł godnie w krześle. Przestał jednak mordować maszynę do pisania. Głupio gapił się tylko w moją stronę i na moją czapkę.

Następnego dnia nie poszedłem do pracy. Pospałem sobie do południa. Nie zadzwoniłem do urzędu. Oni do mnie też nie! Wolno pospacerowałem sobie w stronę gmachu Zarządu Poczt. Tam wyjaśniłem im swoją sprawę.

Posadzono mnie przed biurkiem pani, w mocno podeszłym wieku, niezwykle szczupłej, albo lepiej, wysuszonej na wiór. Miała siwe włosy i bardzo cienką, bardzo smukłą szyję, która nagle, w samym jej środku, sprawiała wrażenie niezwykle podatnej na złamanie. Głowa więc lekko wychylała się ku przodowi, przez co dama patrzyła na mnie nad oprawkami okularów, siedzących niedbale na jej nosie.

– Słucham.

– Chciałbym zrezygnować z pracy na poczcie.

– Zrezygnować?

– Tak. Rzucić!

– Pan był listonoszem etatowym?

– Tak – odpowiedziałem.

– Tsk, tsk, tsk, tsk – wydobywało się z jej trochę za suchych warg.

– Podała mi jakieś formularze, które musiałem wypełnić.

– Jak długo pracował pan na poczcie?

– Trzy i pół roku.

– Tsk, tsk, tsk, tsk – wydobywało się dalej.

No więc i to miałem już za sobą. Szybko pojechałem do Betty i razem rozwaliliśmy parę butelek.

Nie przypuszczaliśmy wtedy, że za parę lat wrócę do pracy na poczcie i że pozostanę tam, siedząc na krześle, dłużej niż dwanaście lat.

ROZDZIAŁ II

1

W międzyczasie wydarzyło się wiele i różnie. Nawet szczęśliwie długo nowa passa na torach wyścigów konnych. Dopiero tam czułem, jak obrasta mnie ufność w siebie i wiara we własne siły. Za każdym razem, dokładnie i precyzyjnie, wyznaczałem sobie, sam sobie, ilość gotówki, jaką miałem zamiar zainwestować. Przeciętnie wychodziło między 15 a 40 dolarów dziennie. Nie wolno nigdy chcieć za dużo! Jeśli początek gier okazywał się dla mnie katastrofalny, stawiałem troszkę więcej, i to tak, żeby w przypadku wygrania obstawionych przeze mnie koni inkasować zysk, także, za każdym kolejnym razem, dokładnie kalkulowany i przewidywany. Chodziłem tam codziennie, wygrywałem dość regularnie, a kiedy wracałem do domu, głośnym wrzaskiem komunikowałem o tym Betty.

Któregoś dnia zachciało się jej iść do pracy. Chciała zostać „siłą piszącą – maszynistką”. A kiedy taka jak ona zaczyna po raz pierwszy pracować, wtedy wszystko nagłe zaczyna się zmieniać. Może nie wszystko!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Listonosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Listonosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Bukowski - Post Office
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Women
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Factotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Szmira
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Faktotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Hollywood
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Essential Bukowski - Poetry
Charles Bukowski
Отзывы о книге «Listonosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Listonosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x