Charles Bukowski - Listonosz

Здесь есть возможность читать онлайн «Charles Bukowski - Listonosz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Listonosz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Listonosz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Większość książek Bukowskiego zawiera wątki autobiograficzne. Tak jest też w powieści Listonosz, w której autor przedstawia dość długi epizod ze swojego życia, kiedy jako doręczyciel przemierzał codziennie ulice Los Angeles z torbą przewieszoną przez ramię. Choć szczerze nienawidził tej pracy, trzymał się jej, jak żadnej innej potem, przez wiele lat. Ta mieszanka niechęci i fascynacji zaowocowała książką pełną pasji, przypominającą reportaż. Z właściwym sobie dystansem i cierpkim humorem Bukowski – krytyczny obserwator rzeczywistości – przygląda się funkcjonowaniu instytucji poczty i panującym w niej stosunkom, z wrażliwością reagując na ludzką krzywdę.

Listonosz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Listonosz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Szanowna pani – nie dawałem się zastraszyć – pani musi…

Wyrwała list z torby i pocwałowała do drzwi. Zatrzymała się w nich na chwilę, rozerwała kopertę, a potem wbiegła do środka.

Pierdolona adresatka pomyślałem. Muszę mieć ten list, albo jej podpis! Za doręczanie przesyłek poleconych odpowiadałem prawie głową. Sam musiałem podpisać odbiór tej przesyłki w urzędzie, a teraz ktoś musi poświadczyć jej odbiór ode mnie.

– HEEJJJ!!! – wydarłem się.

Pobiegłem za nią i dosłownie w ostatniej chwili udało mi się wsunąć nogę między drzwi i próg.

– HEEJJJ – I CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ DO KURWY NĘDZY, CO?!

– Jazda stąd! Jazda! Pan jest złym człowiekiem – zasyczała.

– Niech pani to wreszcie zrozumie! Pani musi poświadczyć własnym podpisem odbiór tego listu! Inaczej nie mogę go pani wydać! Pani okrada służby publiczne Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej!

– Niech pan stąd zmiata – zły człowieku!

Całym ciężarem ciała rzuciłem się na drzwi i znalazłem się w przedpokoju. Wszędzie było ciemno. Żaluzje i firany nie wpuszczały ani jednego promienia świata. Dom był zupełnie i szczelnie wyciemniony.

– PAN NIE MA PRAWA WDZIERAĆ SIĘ DO MOJEGO DOMU! PROSZĘ NATYCHMIAST GO OPUŚCIĆ!

– A pani myśli, że nie uprawia bezprawia? Co? Pani okrada mnie z listów. Albo mi go pani odda, albo potwierdzi jego odbiór! A dopiero wtedy sobie pójdę!

– No, dobra już, dobra – zaćwierkała nagle – chętnie podpiszę.

Pokazałem jej miejsce, gdzie ma złożyć podpis i dałem długopis. Cały czas nie spuszczałem oka z jej piersi i tego wszystkiego, co wokół nich. Jaka szkoda – pomyślałem – że to taka kompletna idiotka, jaka szkoda, jaka szkoda – nic tylko żal i boleść.

Oddała mi długopis i potwierdzenie odbioru. Podpis przypominał bazgraniny dzieci niskiej grupy wiekowej, na klatkach schodowych.

Zaczęła czytać list, a ja powoli zbierałem się do odejścia.

Nagle rzuciła list i z rozpostartymi rękami stanęła przede mną; przestała też nagle napierać, żebym opuścił jej domostwo.

– Zły, zły człowiek. Pan tu przyszedł, żeby mnie zgwałcić, co?

– Proszę zejść na bok, ja chcę wreszcie stąd wyjść!

– PAN MA WYPISANIE ZŁO W RYSACH TWARZY!

– A pani myśli, że ja tego nie wiem? A teraz proszę pozwolić mi dalej wykonywać moją pracę.

Spróbowałem ją odsunąć, delikatnie, jedną tylko ręką.

Wbiła się pazurami w mój lewy policzek. Zaczęła sączyć się krew. Rzuciłem torbę na ziemię, czapka sama spadła mi z głowy i kiedy próbowałem chustką zatamować krew, zaatakowała mnie ponownie, rozdrapując i to głęboko, prawy policzek.

– TY DURNA PIZDO! ZWARIOWAŁAŚ, CZY CO!

– Aha, aha – no i miałam rację, pan jest złym człowiekiem.

Stanęła blisko mnie, chyba za blisko. Chwyciłem ją za tyłek i zacząłem całować. Jej cycki prawie wwiercały się we mnie, całe jej ciało silnie parło na mnie. Wyrzuciła głowę do tyłu i zaczęła się znowu drzeć: – Potwór, potwór! Diabelskie nasienie!

Ona się darła, a ja już miałem jej sutki w ustach.

– Potwór! Pomocy! Gwałcą! – krzyczała niezmordowanie dalej.

A ja przyznawałem jej rację, zsunąłem jej majtki na dół, otworzyłem własny rozporek i silnie wdarłem się w nią. Dziwnym, nietanecznym krokiem, udało się nam dojść do kanapy i upaść na nią. Wyrzuciła szybko nogi do góry, ale nie przestawała drzeć ryja.

– GWAŁT! GWAŁT! – skrzeczała coraz donośniej, z nogami cały czas w górze. Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy i na co mnie było wtedy stać, zapiąłem rozporek, przerzuciłem torbę, tym razem na lewe ramię, nałożyłem czapkę na głowę i wyszedłem z domu, zostawiając ją w ciszy, wpatrzoną w sufit.

Musiałem zrezygnować z obiadu, a mimo to, nie pojawiłem się punktualnie w urzędzie.

– Spóźnił się pan piętnaście minut – skonstatował chłodno Stone.

Nic nie odpowiedziałem.

I dopiero teraz dostrzegł zadrapania na twarzy.

– Na miłość boską, co się panu stało? – zdziwił się.

– O TO JA TEŻ CHCIAŁEM PANA WIELOKROTNIE ZAPYTAĆ. OD DAWNA.

– Nie rozumiem!

– Ach, wszystko jedno!

15

Jak nie ulewa, to żar z nieba.

Przez cały tydzień temperatura nie spadała poniżej czterdziestu stopni. Każdego wieczora wypompowany, pompowałem w siebie całkiem nieźle żeby następnego dnia, w piekielnym słońcu cierpieć na myśl o Jonstonie, o ostatnim ochlaju i o szeregach butelek zgromadzonych skrzętnie przez Betty. Niektórzy wciskali na głowy korkowe tropikalne hełmy, a co najmniej słoneczne okulary na nosy – ale ja się tak nie przystrajałem. Mnie było wszystko jedno – zawsze miałem na sobie strzępki czegoś, co kiedyś mogło być ubraniem, a buty już tak były stare, że paznokcie z łatwością torowały sobie przez nie drogę na zewnątrz. Czasami wymaszczałem sobie buty kawałkami starych gazet, ale to nie pomagało na długo.

Piwo i whisky ściekały wszystkim porami skóry, pot zalewał mi oczy, a ja zdychałem ciężko obładowany, jakbym niósł krzyż na własnych plecach, wyciągałem z torby poplamione gazety, dostarczałem pomięte listy, klnąc na słońce, zataczając się na lewo i na prawo.

Jakiś kobiecy głos dotarł do moich prawie już drewnianych pleców.

– LISTONOSZ! LISTONOSZ! TO NIE JEST TEN ADRES! TO NIE TUTAJ!

Odwróciłem się. W odległości jednego domu stała kobiecina i krzyczała. Niemiły to był krzyk, tym bardziej, że już wiedziałem, iż dzisiejszego opóźnienia nie będę w stanie nadrobić.

– Proszę położyć ten list na skrzynce. Jutro go zabiorę!

– NIE! NIE! PROSZĘ TO ZABRAĆ NATYCHMIAST!

Zamachała czymś w powietrzu.

– CZY PANI JEST GŁUCHA!

– PROSZĘ TO ZABRAĆ, TO NIE JEST TEN ADRES!

Boże, dlaczego tolerujesz jeszcze takie monstra!

Postawiłem torbę na chodniku. Zdjąłem czapkę z głowy i grzmotnąłem ją na trawnik. Potoczyła się na ulicę. Olałem to. Podszedłem do tej wrzeszczącej w taki pieprzony upał kobiety.

Skąd ona ma jeszcze tyle siły?

Wyrwałem jej to coś z ręki, odwróciłem się bez słowa, odszedłem. To była tylko ulotka reklamowa, wydrukowana w milionach egzemplarzy, coś o obniżce cen w jakimś tekstylnym sklepie! Wściekły wcisnąłem czapkę na czubek głowy, przerzuciłem torbę tym razem na prawą stronę, z trudnościami!, i ruszyłem przed siebie w tym ujebliwym upale.

Przechodziłem właśnie jakieś skrzyżowanie, gdy dobiegł mnie z tyłu, znowu z tyłu!, po raz drugi!, i znowu głos kobiety!

– Listonoszu! Listonoszu! Czy nie ma pan listu dla mnie?

– Szanowna pani, skoro przeszedłem już obok pani skrzynki na listy, nie wrzucając tam niczego, znaczy to tylko tyle, że dziś nic dla pani nie ma!

– Ja jednak wiem, że coś pan dla mnie ma.

– A jak pani na to wpadła?

– Siostra dzwoniła do mnie i powiedziała, że napisze do mnie list.

– Tak, jak już pani powiedziałem, nic dla pani nie ma.

– A ja wiem, że pan ma! Pan musi mieć! Wiem, że jest w torbie.

Wpakowała łapy do torby i chwyciła plik kopert.

NIECH SIĘ PANI NIE WAŻY DOTYKAĆ PRZESYŁEK POCZTOWYCH POWIERZONYCH POCZCIE STANÓW ZJEDNOCZONYCH! NIC DLA PANI NIE MA!!!

Odwróciłem się i przyspieszyłem kroku.

– A JA WIEM, ŻE PAN MA! Przechodząc kolejną przecznicę, natknąłem się na jej sąsiadkę.

– Pan się spóźnia dzisiaj.

– Wiem.

– A gdzie jest ten, co normalnie roznosi w tej dzielnicy pocztę nie spóźniając się?

– Kończy się na raka!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Listonosz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Listonosz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Charles Bukowski - Post Office
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Women
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Factotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Szmira
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Faktotum
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Hollywood
Charles Bukowski
libcat.ru: книга без обложки
Charles Bukowski
Charles Bukowski - Essential Bukowski - Poetry
Charles Bukowski
Отзывы о книге «Listonosz»

Обсуждение, отзывы о книге «Listonosz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x