Irwin Shaw - Lucy Crown

Здесь есть возможность читать онлайн «Irwin Shaw - Lucy Crown» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lucy Crown: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lucy Crown»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Analiza następstw zdrady małżeńskiej w słynnej psychologiczno-obyczajowej powieści autora Pogody dla bogaczy. Lucy i Oliver Crown są wzorowym szczęśliwym małżeństwem, dbającym o dobro trzynastoletniego jedynaka, któremu starają się zapewnić jak najlepsze warunki rekonwalescencji po ciężkiej chorobie. Podczas wakacji Lucy, zdominowana przez władczego męża, nawiązuje przelotny romans z korepetytorem syna. Następstwa tego kroku odczują wszyscy, a rodzina Crownów odtąd istnieć będzie tylko formalnie. Najboleśniej wszakże dotknie to samą Lucy…

Lucy Crown — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lucy Crown», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Duże drukowane litery, rozmieszczone w jednakowych odstępach w poprzek drogi, układały się w następujące słowa: „01iver Crown. Mąż i ojciec.” Tony zawahał się, cienka rączka lewarka zawisła w powietrzu. Wreszcie dopisał jeszcze jedno słowo: „Przemysłowiec”. Wykaligrafował ostatnią literę, cofnął się trochę i przechylił w bok głowę, jak malarz, kiedy się przygląda krytycznie swojemu dziełu. Potem zbliżył się jeszcze raz i wyrysował prostokąt dookoła napisu. – Tak będzie lepiej – powiedział. Zszedł na bok drogi, schylił się i obtłukł o kamień szyjkę butelki. Wrócił do napisu i uważnie, po troszeczku, zaczął wylewać brandy wzdłuż kresek tworzących litery.

– Żeby było wyraźniej – objaśnił. – Cały świat będzie mógł teraz przeczytać.

W rozżarzonym powietrzu czuć było mocny, słodki zapach brandy. Tony skończył polewać litery, zostało mu jeszcze dosyć płynu na ramkę. Ciemny napis odbijał wyraźnie od roziskrzonego, białego pyłu. Przez chwilę zdawało się, że jest jakiś sens i trwałość w tej płycie grobowej.

Tony skończył robotę i wyprostował się. Kiedy spojrzał na Lucy, twarz jego miała dziwny, bolesny wyraz, wykrzywiona była grymasem udręki.

Coś przecież trzeba było zrobić – powiedział trzymając w ręku obtłuczoną butelkę.

Wtem Lucy usłyszała odgłos zbliżających się kroków, bardzo wielu kroków splątanych w nieregularnym rytmie i coraz głośniejszych. Spojrzała w stronę pagórka. Ponad jego krawędzią ukazał się nieduży, trójkątny proporzec zamocowany na drzewcu. W następnej sekundzie zza wzniesienia i z cienia przydrożnych drzew zaczęli się wyłaniać ludzie w mundurach, maszerujący szybko dwójkami. Mimo woli Lucy zamrugała powiekami. „Wyobrażam sobie Bóg wie co – pomyślała. – Przecież już dawno przestali maszerować.”

Kolumna zbliżała się do nich, Lucy zaczęła się śmiać. Spoceni ludzie w mundurach, którzy schodzili z pagórka niosąc przed sobą proporzec, to byli harcerze w koszulach i spodenkach koloru khaki, z plecakami na plecach, z drużynowym w berecie na czele. Podeszła do samochodu, oparła się i śmiała się, śmiała się histerycznie.

– Co ci się stało? – Tony podszedł i przyglądał się jej uważnie. – Z czego się tak śmiejesz?

Uspokoiła się. Patrzyła na nadchodzącą kolumnę.

– Nie wiem – odpowiedziała cicho.

Gdy chłopcy ich mijali, Lucy i Tony stali przy samochodzie, na brzegu drogi. Harcerze byli w wieku od trzynastu do szesnastu lat, opaleni, chudzi, mieli długie włosy, kościste kolana i bardzo poważne miny z powodu plecaków. Wyglądali na synów fryzjerów i muzykantów. Nie patrząc pod nogi przemaszerowali po napisie świeżo wyrysowanym w pyle, na którym brandy zdążyła już wyschnąć. Przechodząc wzbijali za sobą podeszwami biały obłoczek, a buty i długie skarpety mieli szare od kurzu. Spocone dziecinne twarze zwracały się z zachwytem w stronę zgrabnego samochodziku i uśmiechały się poważnie do cudzoziemców. Drużynowy zasalutował według wszelkich reguł i powiedział „Bonjour” spoglądając z zaciekawieniem na butelkę, którą Tony miał w ręku.

Tony także powiedział „Bonjour”, a wtedy wszyscy chłopcy odkrzyknęli mu chórem. Ich pozdrowienie zabrzmiało czysto i dźwięcznie, głusząc tępy odgłos kroków na drodze.

Świadomi swego celu, maszerowali ku szarym murom osady, a kiedy oddalili się trochę prostą, białą drogą, nie wyglądali już wcale jak dzieci, lecz znowu jak żołnierze, znużeni i samotni w słonecznym upale, ale zdecydowani, nieugięci pod ciężarem plecaków, wierni trójkątnemu sztandarowi na czole kolumny. Tony i Lucy patrzyli za nimi bez słowa, aż znikli wśród domów miasteczka, które ich wchłonęło w milczeniu.

Wtedy Tony cisnął pustą butelkę w żywopłot.

– No, to nie mamy już tu nic do roboty – oświadczył.

– Tak – zgodziła się Lucy.

Była niewymownie znużona. Powłócząc stopami w pyle zaczęła iść wzdłuż rowu, aby się dostać na drugą stronę samochodu, gdzie były drzwiczki. Na brzegu rowu leżało kilka kamieni, Lucy stąpnęła na jeden z nich, skręciła wysoki obcas i całym ciężarem upadła na ręce i kolana. Ogłuszona, czując ból w dłoniach i kolanach oraz wstrząs rozlewający się tępo wzdłuż grzbietu, aż do mózgu, nie ruszała się z miejsca, włosy opadły jej na oczy, dyszała głośno jak zwierzę, gdy padnie wyczerpane pod zbyt wielkim ciężarem.

Tony patrzył przez chwilę z niedowierzaniem na matkę, która leżała niezdarnie u jego stóp, znieruchomiała z bólu. Wreszcie pochylił się i wziął ją pod ramię, aby pomóc jej wstać.

– Nie dotykaj mnie – burknęła szorstko nie patrząc na niego i nie podnosząc głowy.

Odstąpił o krok i wsłuchiwał się w suche, szarpiące szlochanie bez łez, w które zamienił się jej oddech. Po chwili wyciągnęła rękę, oparła się o zderzak i powoli, z wysiłkiem dźwignęła się na nogi. Dłonie jej krwawiły, otarła je o suknię zostawiając na niej brudnoczerwone smugi. Pończochy były podarte na kolanach i krew sączyła się z podrapanej skóry. Niezręcznymi, ślepymi ruchami rąk zaczęła poprawiać na sobie suknię. Nagle wydała się Tony’emu stara, opuszczona i godna litości. Widział, że walczy o zachowanie resztek swojej zwykłej odwagi i wytrzymałości.

Nie ruszył się, aby jej pomóc, ale wpatrywał się w nią z zastygłą twarzą, zafascynowany tym nowym obrazem matki – pokrwawionej, bezbronnej, uwalanej ziemią. Patrząc na jej niekobiece, pozbawione wdzięku ruchy, gdy wygładzała na sobie suknię i pochylała się z trudem, by otrzeć krew z podrapanych kolan, wyobraził sobie bardzo plastycznie jej starość i śmierć, przypomniał sobie w gwałtownym przypływie litości dla nich obojga ową noc przespaną na ganku, w rozsuwanym fotelu pod gwiaździstym niebem, i pohukiwanie puszczyków, i swoje postanowienie, że zostanie lekarzem i wymyśli szczepionkę przeciwko śmierci. Łzy przesłoniły mu oczy, słyszał znowu hukanie puszczyka, wspominał nieśmiertelną małpę i listę kandydatów do nieskończonego życia: matkę, ojca, Jeffa i siebie. Z chaosu wspomnień, spod szczątków rozwalonych, a tak długo podtrzymywanych wałów obronnych wyłaniał się dziwaczny obraz. Nie tylko on sam leży na rozsuwanym fotelu pod niebem usianym gwiazdami. Z nim razem leży jego syn, czarodziejskim sposobem przemieniony w jego bliźniaka, trzynastolatka. Oto rozdają nieśmiertelność zgodnie z niewzruszonymi przepisami miłości i patrzą, jak idzie ku nim przez trawnik zasnuty mglistym oparem ich matka – lekkostopa, o tkliwym głosie, najukochańsza – patrzą, jak wraca prosto z objęć kochanka, aby ich ucałować na dobranoc.

Powoli zbliżył się do Lucy, wyciągnął chusteczkę i ostrożnie otarł brud ze skaleczeń najpierw na jednej, a potem na drugiej dłoni. Odgarnął jej włosy z czoła i otarł chusteczką pot ze ściągniętej, postarzałej twarzy. Podprowadził ją do drzwiczek samochodu i pomógł wsiąść. Postał przy niej chwileczkę, a kiedy podniosła na niego oczy, zobaczył, że odpływa z nich wyraz cierpienia.

Końcami palców pogładził lekko jej policzek, tak jak ona głaskała go często w dzieciństwie, i powiedział:

– Chyba już nie trzeba jechać na cmentarz, prawda?

Czuł pod palcami drobniutkie drżenie jej skóry. Potrząsnęła głową, a ruch ten wyrażał wdzięczność.

– Już nie trzeba – powiedziała cicho.

Dochodziła północ, kiedy znaleźli się z powrotem w Paryżu. Tony zajechał wprost do hotelu, w którym mieszkała matka. Pomógł jej wysiąść z samochodu i odprowadził do samego wejścia. Zatrzymali się przed drzwiami, przytłoczeni nieco koniecznością powiedzenia sobie paru słów przed rozstaniem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lucy Crown»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lucy Crown» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lucy Crown»

Обсуждение, отзывы о книге «Lucy Crown» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x