W lodówce było parę butelek piwa i kawałek sera szwajcarskiego, ale nie zdecydowała się na to, mimo że teraz odczuwała pragnienie i piwo na pewno by jej smakowało. Zamiast tego wyjęła butelkę mleka i nalała do szklanki. Wzięła także paczkę sucharków z półki i zaniosła je razem z mlekiem do saloniku. „Niechże zabierze ze sobą na wojnę taki niewinny obrazek żony – pomyślała ubawiona swą kobiecą chytrością. O trzeciej nad ranem żoneczka pije mleko jak grzeczna dziewczynka.”
01iver nie ruszył się z miejsca. Siedział wciśnięty głęboko w fotel, z podniesionym kołnierzem płaszcza, ze wzrokiem utkwionym w dywan i z nowym papierosem przylepionym do warg.
Lucy usiadła na tapczanie, a szklankę z mlekiem i sucharki postawiła przed sobą na małym stoliczku. 01iver odwrócony był do niej profilem, zmęczenie nadawało jego rysom niezwykłą ostrość, obnażało w nich ptasi wyraz.
– Powinieneś był dać mi znać, że przyjedziesz – powiedziała pijąc mleko małymi łykami.
– Nie spodziewałem się, że przyjadę. Miałem tylko tę jedną noc na Nowy Jork i zdecydowałem, że spędzę ją z Tony’m. – Mówił cicho, trochę ochrypłym głosem, jak gdyby przedtem musiał głośno wykrzykiwać rozkazy pod gołym niebem, na zimnie i wietrze.
– Co u niego słychać? – spytała Lucy, wyczuwała bowiem, że 01iver czeka na to pytanie.
– Nic dobrego – odparł. – Na pewno nic dobrego.
Milczała, bo nie można było na to nic odpowiedzieć. Siedziała na brzegu tapczana, skupiona w napięciu nerwów, wpatrzona w jego suchy profil na tle światła padającego od lampy, podobny do rzeźby na monecie, posągowy. W tym, co powiedział o synu, czuła podwójny wyrzut – skierowany przeciw samemu sobie i przeciw niej.
Odwrócił powoli głowę i zaczął się jej przyglądać z pijacką, akademicką powagą.
– Bardzo ładna suknia – powiedział niespodziewanie. – Widziałem cię w niej dawniej?
– Tak.
– I sama ją wybierałaś?
– Tak, sama.
Pokiwał głową z uznaniem.
– Zawsze byłaś prześliczna, ale nie umiałaś się odpowiednio ubierać. Zacierałaś swoją urodę. A teraz nauczyłaś się. Podoba mi się ta suknia. To nie ma żadnego znaczenia, ale podoba mi się.
Znowu odwrócił się, oparł się plecami o poręcz i nie odzywał się chyba przez minutę. Oddychał spokojnie, regularnie, Lucy myślała, że usnął.
– Telefonowaliśmy do ciebie z Nowego Jorku, to znaczy Tony i ja – odezwała się nagle nieruchoma postać z fotela. – Chciał z tobą rozmawiać. Przypuszczam, że przyjechałby tutaj razem ze mną, gdybyś była w domu.
– Bardzo żałuję – powiedziała cicho.
– Ten jeden wieczór. Dlaczego nie mogłaś być w domu w ten jeden wieczór? – Podniósł się z fotela i stał przed nią ciężki, prawie bezkształtny w wymiętym płaszczu, końce rozpiętego paska wisiały nieporządnie. – Gdzie byłaś? – zapytał szarym, bezbarwnym głosem.
„Nareszcie” – pomyślała Lucy i przezwyciężając się podniosła na niego spokojne oczy.
– Byłam w mieście – powiedziała. – Umówiłam się.
– Umówiłaś się. – Kiwał głową z pijacką dobrodusznością. – Umówiłaś się, żeby co robić?
– Słuchaj, 01iverze, bądź rozsądny. Gdybym wiedziała, że zadzwonisz, na pewno siedziałabym w domu. To był po prostu pech…
– Po prostu pech… – powtórzył zanurzając ręce w kieszenie i nisko spuszczając głowę, tak że broda oparła mu się o piersi. – Znudził mi się ten wieczny pech. Kiedy się zacznie dobra passa? Pytałem cię po co się umówiłaś?
– Byłam na obiedzie – odparła nie tracąc spokoju. – Z jednym wojskowym, młodym porucznikiem, którego poznałam w szpitalu. Jest lotnikiem.
– Na obiedzie z lotnikiem. Musieliście jeść bardzo powoli. Było po trzeciej, kiedy się pożegnaliście przed drzwiami. Co robiliście poza tym?
– Wiesz, Oliverze… – zaczęła Lucy podnosząc się z tapczana.
– Co robiliście poza tym? – powtórzył tym samym szarym, obojętnym głosem. – Dałaś mu się kochać?
Lucy westchnęła.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała.
– Chcę.
– No więc tak, dałam się kochać.
01iver skinął głową, ciągle z tym samym dobrodusznym uśmiechem.
– To było pierwszy raz?
Zawahała się, kusiło ją, żeby skłamać. Ale odsunęła od siebie tę myśl.
– Nie – odpowiedziała.
– Kochasz go?
– Nie.
– Ale przyjemnie ci z nim w łóżku?
– Właściwie nie.
– Właściwie nie – powtórzył poważnym tonem. – Więc dlaczego to robisz?
Wzruszyła ramionami.
– On był ranny w Afryce. Ciężko ranny. I strasznie się boi, bo wysyłają go znowu. Na Pacyfik.
– Aha, rozumiem – powiedział rzeczowo. – To taka forma patriotyzmu.
– Nie wyśmiewaj się ze mnie. Żal mi go było. To chyba zrozumiałe, prawda? Jest młody, boi się, już raz oberwał. Zdaje się, że bardzo mu zależało…
– Naturalnie, doskonale rozumiem – rzekł Ołiver łagodnie. – Naturalnie, w szpitalach są teraz setki takich młodych chłopców, co to coś oberwali i boją się. Ja, naturalnie, nie jestem młody i nie boję się. Ale prawdopodobnie wiesz, że ja także coś oberwałem. Chcesz pójść ze mną do łóżka?
– 01iver… – Zrobiła krok w stronę drzwi. – Jesteś w takim stanie, że nie można teraz z tobą rozmawiać. Idę spać. Jeżeli koniecznie chcesz się grzebać w tym wszystkim, to odpowiem ci na każde pytanie jutro rano.
Zatrzymał ją ruchem ręki. – Jutro rano już mnie tutaj nie będzie. Właśnie teraz jestem w cudownym usposobieniu do takiej rozmowy. Pijany, niewyspany i na wyjezdnym. Kiedy człowiek idzie na wojnę, ma ochotę uporządkować pewne rzeczy. Testament, wspomnienia, stan faktyczny żony. Powiedz mi – zapytał tonem swobodnej, towarzyskiej rozmowy – miałaś jeszcze innych kochanków, prawda?
Lucy westchnęła.
Kiedyś, dawno temu, powiedziałam, że nigdy więcej nie będę cię okłamywać.
– Właśnie o to mi chodzi. Chcę zabrać z sobą nie sfałszowany rachunek.
Tak, miałam innych – przyznała się. – No i co?
– A wtedy, kiedy zostawałaś w mieście na noc po teatrze, to nie było tylko dlatego, że bałaś się wracać sama pociągiem tak późno?
– Nie tylko dlatego.
– Kochałaś któregoś z nich? – Wpatrywał się w nią z napięciem i podszedł o krok bliżej.
– Nie.
– Poważnie to mówisz?
– Przykro mi, ale żadnego nie kochałam.
– Dlaczego?
– Może nie jestem zdolna do miłości – odparła Lucy. – A może kocham ciebie. Sama nie wiem.
– Więc po co to robisz? – zapytał stając tak, że zagrodził jej dostęp do drzwi. Po co to robisz, do cholery?
– Może dlatego, że wtedy coś znaczę, a od wczesnej młodości czułam się zawsze taka bez znaczenia. Może dlatego, że mam w sobie pustkę. Może dlatego, że za każdym razem wydaje mi się przez kilka chwil, że coś z tego będzie, że nareszcie odnajdę klucz do tej zagadki. Może dlatego, że rozczarowałam się do siebie, do ciebie i do Tony’ego. Może nie jestem nic warta, a może matka zostawiła mnie kiedyś samą w nocy, kiedy miałam dwa latka. – Wzruszyła ramionami. – Może po prostu dlatego, że dzisiaj jest taka moda. Nie wiem. Ale już pójdę spać. – Postąpiła jeszcze krok w stronę drzwi.
– Tylko jedno pytanie – powiedział cichym, matowym ze zmęczenia głosem. – Czy masz zamiar uprawiać to dalej?
– Myślę, że tak – odparła znużona. – Przecież gdzieś musi być odpowiedź na tę zagadkę.
Stali naprzeciw siebie – Lucy sztywna i wyzywająca, 01iver lekko zgarbiony, zamyślony i niesyty pytań, w wymiętoszonym, obwisłym i wyplamionym płaszczu.
Читать дальше