01iver uśmiechnął się niepewnie.
– O, właśnie. To jest myśl.
Tony wsunął zegarek do kieszeni i podniósł się z łóżka.
– No, ale ja… – zaczął się wycofywać.
– Nie odchodź jeszcze. Tylko chwilę. Jeszcze tylko jedna rzecz.
– Co takiego? – Tony usiłował stłumić w swym głosie nutę rozdrażnienia z powodu ojca, z powodu tego wieczoru, z powodu ponurego, rozbabranego pokoju.
– Poczekaj. Tylko poczekaj – powiedział 01iver wykonując szeroki, tajemniczy gest ręką.
Podszedł do telefonu, usiadł na łóżku (ciągle w płaszczu i w czapce) i podniósł słuchawkę. Zastukał niecierpliwie w widełki.
– Proszę. Orange 7654 – powiedział do telefonistki. – To w stanie New Jersey.
– Do kogo telefonujesz? – zapytał podejrzliwie Tony.
– Tak, w porządku, Orange. – 01iver odwrócił się do syna nie odejmując od ucha słuchawki. – Wiesz o tym, że przenieśliśmy się kilka lat temu do New Jersey?
– Tak.
– No, oczywiście. Przecież byłeś tam kiedyś. Radosne Święto Dziękczynienia. Okazało się, że naprawdę trudno było dłużej wytrzymać w Hartford. Pod jednym względem wyszło nam to rzeczywiście na dobre. Drukarnia była już bardzo przestarzała, a w New Jersey udało mi się kupić nowy zakład i ogromnie go rozwinąłem. Ta przeprowadzka zrobiła ze mnie bogatego człowieka. – Roześmiał się. – Romantyzm businessu – powiedział z nieokreślonym gestem. – Mogłem sobie pozwolić nawet na patriotyzm i zgłosić się do szeregów na wezwanie ojczyzny. Proszę pani, proszę pani! – zawołał zniecierpliwiony do telefonistki.
– Do kogo telefonujesz? – zapytał Tony ponownie.
– Do twojej matki. – Twarz OHvera wykrzywiła się, jakby miał się rozpłakać, chociaż zapewne była to tylko whisky. Jego oczy miały błagalny wyraz.
– Och, dajże spokój – zaprotestował Tony. – Jakiż to ma sens?
– Tylko raz – prosił 01iver. – Tylko w ten ostatni wieczór. Powiemy jej tylko: Halo! Ty i ja, obaj. Co ci to może szkodzić? Powiemy tylko: Halo! Tony zawahał się, wzruszył ramionami.
– Okej – powiedział znużonym tonem.
– No widzisz – zawołał 01iver uszczęśliwiony. – Fajny z ciebie facet!
„Fajny facet – pomyślał Tony. – To jest słownik mojego ojca.”
– Podejdź tutaj. – 01iver kiwał gwałtownie ręką. – Weź słuchawkę. Zaraz będziesz z nią mówić. Podejdź prędko!
Tony podszedł do aparatu, wziął słuchawkę i przyłożył do ucha. Słyszał daleki sygnał, powtarzający się w regularnych odstępach czasu. Ojciec stał tuż przy nim, zalatywało od niego whisky, dyszał prędko, jak gdyby dopiero co przebiegł kawał drogi. W telefonie dzwoniło i dzwoniło.
– Pewnie śpi – rzekł Oliver z nutą niepokoju. – Jeszcze nie usłyszała.
Tony nie odpowiedział. Wsłuchiwał się w dalekie dzwonienie.
– A może jest w kąpieli – domyślał się 01iver. – Może woda się leje w łazience i dlatego nie słyszy.
– Nikt się nie zgłasza – powiedział Tony i chciał odwiesić słuchawkę, ale 01iver odebrał mu ją szybko i przyłożył do ucha, jak gdyby nie dowierzał synowi.
Stali bez ruchu. Wątły, bezduszny dźwięk powtarzającego się dzwonka rozlegał się zdumiewająco głośno w ciszy pokoju.
Pewnie poszła do kina – odezwał się 01iver po chwili. – Albo na jakiegoś brydża. Masami grywa w brydża. Albo musiała zostać dłużej w pracy. Bardzo ciężko pracuje i…
– Powieś słuchawkę – przerwał mu Tony. – Nie ma jej w mieszkaniu.
Jeszcze tylko pięć razy niech zadzwoni. Przeczekali jeszcze pięć dzwonków, po czym 01iver powiesił słuchawkę. Nie ruszał się z miejsca, stał wpatrzony w aparat telefoniczny na niechlujnym nocnym stoliku, poprzypalanym od papierosów i poplamionym od mokrych szklanek.
– Tak… Czy to nie pech? – powiedział prawie szeptem, kiwając głową i nie odrywając wzroku od telefonu. – Czy to nie prawdziwy pech?
– Dobranoc, ojcze – odezwał się Tony.
Oliver nie poruszył się. Stał wpatrzony w telefon, twarz jego miała wyraz poważny, zamyślony, niespecjalnie smutny, ale jakiś daleki i skupiony.
– Ojcze, dobranoc – powtórzył Tony. Oliver spojrzał na niego.
– A, tak – - powiedział bezbarwnie.
Wyciągnął rękę, Tony uścisnął ją. Dłoń 01ivera leżała bezwładnie w jego dłoni.
– No więc… – zaczął Tony niezgrabnie, czując nagle, jakie to trudne i kłopotliwe zadanie: żegnać przed wyruszeniem na wojnę nie tego członka rodziny, którego należałoby żegnać. – Wszystkiego dobrego.
– Tak, tak, synu – odparł 01iver z nieobecnym uśmiechem. – Bardzo miły był ten wieczór.
Tony wpatrywał się w niego z napięciem, ale 01iver najwyraźniej nie miał nic więcej do powiedzenia. Zdawało się, że jego zainteresowanie osobą syna wyczerpało się całkowicie. Kiedy Tony wychodził z pokoju, 01iver stał jeszcze przy telefonie.
Miał nadzieję, że Elizabeth na niego czeka, więc wziął taksówkę i pojechał do baru numer jeden. Nie zastał jej tam, wobec czego postanowił zaczekać piętnaście minut, a gdyby się nie zjawiła do tego czasu, wracać do domu.
Zamówił whisky i od niechcenia wsunął rękę w kieszeń. Był w niej zegarek. Wyjął go i zaczął mu się przyglądać. Miał uczucie, że trzyma w ręku rok tysiąc dziewięćsetny. Jakiś tłusty jegomość stał w kręgu światła przy pianinie i śpiewał: „Ja kocham życie.”
Tony odwrócił zegarek kopertą do góry. W barze było ciemnawo, ale kiedy trzymał zegarek nad samą ladą, padał na niego promień światła od małej lampki ukrytej za rzędami butelek. Złoto ozdobione koronką delikatnego wzoru lśniło w jego ręku. Na brzeżku koperty był maleńki występ, Tony podważył go, koperta odskoczyła. W środku ukazała się fotografia. Pochylił się, aby się lepiej przyjrzeć. Była to fotografia matki, zrobiona w latach wczesnej młodości. Lucy miała włosy upięte w zabawny, niemodny kok, ale to nic nie szkodziło, i tak była piękna. W ukośnie padającym, skąpym świetle, przy którym barman przyrządzał napoje, gdy odbywały się występy przy fortepianie, z podniszczonej fotografii spoglądały na Tony’ego szeroko rozstawione, naiwne, trochę nieśmiałe i uśmiechnięte oczy.
„O Boże – westchnął w duchu – po co on to zrobił?”
Rozejrzał się, gdzie by można wyrzucić fotografię, ale w tej samej chwili dostrzegł Elizabeth, która przeciskała się wśród stolików zmierzając w stronę baru. Zamknął kopertę zegarka i wsunął go do kieszeni. „Zrobię to po powrocie do domu” – pomyślał.
– Będziemy grzeszyć – szepnęła Elizabeth ściskając go za rękę. – Będziemy grzeszyć. Tata leży już grzecznie w łóżeczku?
– Tak, grzecznie i bezpiecznie.
Szosa wymykała się gładko spod kół, samochód połykał dwie falujące wstęgi cienia padającego od drzew po obu stronach drogi, kamienie kilometrowe z nazwami normandzkich miejscowości spływały w jeden strumień. Tony siedział wyprostowany przy kierownicy i prowadził automatycznie, pogrążony we wspomnieniach owego wieczoru w Nowym Jorku. Przez wiele lat wysilał się, żeby o tym zapomnieć.
„Kiedy człowiek widzi ojca ostatni raz przed śmiercią – rozmyślał gorzko – powinien dostać jakiś znak z góry, jakieś ostrzeżenie, że to już nigdy więcej. Wtedy mógłby powiedzieć właściwe słowo, nie uciekałby z pustego pokoju hotelowego, nie denerwowałby się, czy zdąży na randkę w barze z dziewczyną, która ma osiemnaście lat i przyjechała do Nowego Jorku, żeby używać wojny.”
Читать дальше