Tony wracał do stolika w nieco lepszym humorze. Przynajmniej nie cały wieczór będzie zmarnowany.
– Na którą godzinę się umówiłeś? – zapytał 01iver, gdy Tony usiadł na swoim miejscu.
– Na jutro.
– Nie wprowadzaj w błąd wojska. – 01iver uśmiechał się niewesoło, wpatrzony w drzwi, za którymi znikła Elizabeth. – Ile ona ma lat? Ze dwadzieścia?
– Osiemnaście.
– Coraz wcześniej zaczynają, co? Biedny sierżant. – Spojrzał na sierżanta, unieszkodliwionego za załomem ściany, i zaśmiał się bezlitośnie. – Buli po pięć dolarów za befsztyk, a dziewczyna zdradza go w drzwiach do ustępu z młodym, przystojnym facetem. – Przechylił się wygodnie w tył, na poręcz krzesła, i z powagą, uważnie patrzył na syna, który myślał już tylko o godzinie jedenastej piętnaście. – Nie potrzebujesz się chyba wysilać, co? Założę się, że lecą na ciebie jak osy na miód.
– Proszę cię, ojcze…
– No, no, nie bądź niewdzięczny – upominał 01iver bez humoru. – Kto wie, czy to nie największy dar w życiu, uroda. Jesteś przystojny i od razu startujesz w połowie drogi pod górę. Nie jest to w porządku, ale to przecież nie twoja wina, powinieneś wykorzystać szansę. Co do mnie, to byłem kiedyś dosyć przystojnym chłopcem, ale nie miałem tego czegoś. Kobiety mogły się pohamować w mojej obecności. Jak będziesz starszy, napisz mi o tych sprawach. Zawsze byłem ciekaw, jak ci się to ułoży.
– Jesteś pijany, ojcze – powiedział Tony.
– Naturalnie – zgodził się chętnie Oliver. – Chociaż to chyba nie jest najmilsza rzecz, jaką można powiedzieć ojcu
w chwili, kiedy wybiera się na wojnę. Za moich młodych lat ojcowie nigdy się nie upijali. To było, oczywiście, przed prohibicją. Inny świat. Tak – wrócił do poprzedniego tematu – masz w sobie to samo, co matka.
– Ojcze – przerwał mu ostro Tony. – Napij się trochę kawy.
– Była bardzo piękna – zaczął kwieciście 01iver, używając czasu przeszłego, jak gdyby mówił o kimś, kogo znał co najmniej pięćdziesiąt lat temu. – Kiedy wchodziła do pokoju, wszyscy natychmiast odwracali głowy w jej stronę. Zawsze wchodziła tak jakoś skromnie, jakby się chciała usprawiedliwić. Była po prostu nieśmiała, wystraszona, chciała zwracać na siebie jak najmniej uwagi, ale to sprawiało zupełnie inne, dziwne wrażenie. Prowokujące. Wystraszona… To dosyć śmiesznie brzmi, jeżeli chodzi o twoją matkę, prawda? – Wpatrywał się natarczywie w Tony’ego. – Prawda? – powtórzył wyzywająco.
– Nie wiem.
– Wystraszona. Przez tyle lat. Tyle lat… – Głos 01ivera stał się zawodzący, a ludzie przy sąsiednich stolikach zaczynali milknąć i przysłuchiwać się jego słowom. – Tyle lat. Żartowałem sobie z niej z tego powodu. Powtarzałem jej ciągle, że jest taka piękna, bo chciałem, żeby nabrała więcej pewności siebie. Uważałem, że sam mam jej dosyć, mogę trochę odstąpić i nie poczuję ubytku. Pewność siebie… Tobie nikt nie musi jej odstępować. Masz jej tyle. A wiesz, skąd ci się wzięła? – Przechylił się nad stolikiem i powiedział zaczepnie: – Bo nienawidzisz wszystkich naokoło. Tak, to nieźle, to wcale nieźle – potrafić nienawidzić wszystkich, kiedy się ma dwadzieścia lat. Daleko zajdziesz. Jeżeli nie zbombardują Nowego Jorku. – Potoczył dokoła groźnym spojrzeniem i natychmiast ludzie przy sąsiednich stolikach, którzy dotychczas przysłuchiwali mu się uważnie, zaczęli bardzo głośno ze sobą rozmawiać. – Jak by to było śmiesznie… – powiedział nagle 01iver. – Wyobraź sobie tych wszystkich opasłych paskarzy, jak wybredzają i wybrzydzają w najlepsze, aż tu nagle gwizd, podrywają głowy do góry i… trrach! sufit się na nich wali. Do diabła, chciałbym tu być, żeby to zobaczyć. – Odsunął od siebie talerz. – Masz ochotę na ser?
– Nie, dziękuję.
– Ale ja mam. Mam cholerną ochotę na wszystko, co tylko da się dostać. – Kiwnął ręką na kelnera, ale nie chciał zamówić kawy. Upierał się, że musi być jeszcze jedna whisky.
– Ojcze… – zaprotestował Tony. – Pohamuj się.
O1iver machnął ręką z dobrodusznym zniecierpliwieniem.
– Wolnego, wolnego – powiedział. – Uprościłem swoje apetyty. Wszystkie te wymysły, że przed obiadem musi być cocktail, potem dwa gatunki wina, potem brandy… Żyjemy w ciężkich czasach. Uprościć to przecież hasło dnia. Nawet w wojsku się tego trzymają. Uproszczona dywizja. Trójkątna. Wyeliminowali brygadę, a ja wyeliminowałem wino i cocktaile. To wielki krok na drodze do naszego zwycięstwa. Nie rób takiej sędziowskiej miny. Zanim się stąd wyniosę, chcę ci jeszcze po wiedzieć parę rzeczy, a to jest właśnie jedna z tych rzeczy. Nie rób takiej miny. To jest… to jest po prostu banalne. – Uśmiechnął się zadowolony, że udało mu się znaleźć właściwe słowo. – Jesteś na to zanadto inteligentny. Postaraj się być bardziej oryginalny. Kochaj swojego ojca. Powiedz, gdzie można dzisiaj znaleźć coś oryginalniejszego? Cały świat akademicki mówiłby o tobie. Niezwykłe zjawisko, nowy przedmiot studiów psychologicznych! Najważniejsze wydarzenie od czasów wiedeńskich! Kompleks Kordelii. – Roześmiał się, rad z własnego dowcipu.
Tony siedział z wzrokiem utkwionym w obrus i myślał o tym, kiedy nareszcie skończy się ten wariacki, niespodziewany monolog. Opanowała go nagła tęsknota za dawnymi spotkaniami z ojcem w ciągu minionych lat, za ich sztywną atmosferą, akcentowaną długimi chwilami milczenia. Ojciec bywał zawsze taki poprawny, speszony i skrępowany, z trudem wyszukiwał tematy rozmowy w ciągu tych paru godzin na miesiąc, które spędzali razem.
– Bo mój ojciec, na przykład, odebrał sobie życie – opowiadał 01iver. – W tym samym roku, kiedyś ty się urodził. Poszedł nad morze w Watch Hill, wszedł po prostu do wody i utopił się. W tamtych czasach popełnić samobójstwo w takiej miejscowości to było bardzo wytwornie, ale oczywiście nikomu się nie wypsnęło słowo: „samobójstwo”, mówiło się, że dostał skur czu. Niewykluczone, że właśnie tego ranka zauważył, w jaki sposób mu się przyglądam, i powiedział sobie: „No tak, to decyduje. Dzisiaj trzeba z tym skończyć.” Nie mogliśmy od naleźć ciała. Pewnie do dzisiejszego dnia obija się gdzieś tam, w Golfsztromie. Ubezpieczenie było przyzwoite. Tego ranka wiatr dął dosyć mocno i była wysoka fala. Ojciec zawsze bardzo zwracał uwagę na pozory. To cecha rodzinna, widzę, że ją odziedziczyłeś. Może masz jaką teorię, żeby wytłumaczyć, dla czego twój dziadek utopił się w Watch Hill w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartym?
Tony westchnął.
– Wiesz, ojcze, jutro muszę wstać bardzo wcześnie, a ciebie czeka pewnie także niełatwy dzień. Może byśmy już skończyli i pojechali do domu?
– Do domu – powtórzył Oliver. – Mój dom jest w pokoju 934 w hotelu Shelton, na Lexington Avenue. Ale mogę pojechać, jeżeli ty pojedziesz ze mną.
– Zawiozę cię taksówką i wysadzę przed hotelem.
– O, nie, nie! – 01iver z chytrą miną przytknął palec do nosa. – Żadnych takich! Nie zgadzam się! Mam ci masę rzeczy do powiedzenia, mój panie. Może mnie nie być ze trzydzieści lat, musimy wszystko zaplanować. Ostatnie zalecenia Odyseusza dla Tele… Telemacha. Bądź dobry dla matki i uważaj na gości. – Wykrzywił się w uśmiechu. – Widzisz, ja jestem żołnierz-prostak, ale zostały jeszcze jakieś ślady dawnego, wytworniejszego życia przed epoką hotelu Shelton.
Tony spojrzał na zegarek. Było już piętnaście po dziesiątej. Rzucił okiem w stronę Elizabeth. Tamci pili już kawę.
Читать дальше