W jego słowach było coś więcej niż oznajmienie i Lucy to zrozumiała. Było żądanie, zapytanie, stwierdzenie zmiany i ostrzeżenie. Zawahała się tylko na krótką chwilę.
– Oczywiście – przystała na zmianę dotychczasowych projektów.
– Wy zaczekajcie tuta – rzekł 01iver – a ja skoczę tymczasem na drugą stronę ulicy i zwrócę bilety. Za minutę będę z powrotem.
– Nie, nie – spłoszyła się Lucy na myśl, że tak nagle ma zostać sam na sam z Tony’m. – Tu jest okropny hałas i tyle dymu. Pójdziemy wszyscy razem.
01iver skinął głową.
– Dobrze, jak chcesz.
Na dworcu stanęła blisko przy Oliverze, który pertraktował z urzędnikiem w okienku. Mówiła i mówiła bez przerwy, chociaż jej samej zdawało się, że mówi zbyt głośno i nienaturalnie, że jej ożywienie wygląda sztucznie.
– W takim razie wszystko się zmienia. Musimy zaplanować na nowo mnóstwo rzeczy. Przede wszystkim trzeba coś zdobyć do jedzenia, żebyśmy mieli jutro świąteczny obiad w domu. Wiecie, co zrobimy? Pójdziemy do tych cudownych włoskich sklepów w Ósmej Alei,” bo jutro u nas wszystko będzie zamknięte. Kupimy sobie indyka i patatów, i borówek, i kasztanów do ubrania…
– Co, u licha – mówił 01iver do kasjera w okienku. – Zwracam bilety na cztery godziny przed odejściem pociągu. To chyba dosyć wcześnie dla każdej kolei. Bilet to przecież nie kontrakt na całe życie.
Kasjer mruknął coś niewyraźnie, po czym oświadczył, że musi porozmawiać z nocnym dyżurnym. Odszedł i widać było, jak schylony mówi do siwego mężczyzny siedzącego przy biurku; ten rzucił obojętne spojrzenie na okienko, przy którym czekał 01iver.
Tony stał w milczeniu, słuchał gorączkowego gadania matki i wodził wzrokiem po tłumie przelewającym się przez dworzec.
– A potem pójdziemy do Schraffta – mówiła Lucy głośno i nerwowo – kupimy babkę z dynią i drugą z owocami, i chleba na kanapki z indykiem na zimno na jutrzejszą kolację. I wiesz, O1iverze, dokąd powinniśmy się dzisiaj wybrać? – Zamilkła na chwilę czekając na odpowiedź, ale 01iver pomstował właśnie na kasjera i na kierownika, więc nic jej nie odpowiedział. – Dzisiaj zjemy z Tony’m obiad u Luigiego. Tony, lubisz włoskie jedzenie?
Chłopiec z wolna odwrócił głowę i spojrzał na nią poprzez przepaść dwóch lat, poprzez przepaść, która pochłonęła wzajemną znajomość gustów, upodobań i wstrętów.
– Tak, bardzo lubię – odparł wymawiając słowa wolniej niż zwykle, jak gdyby zdawał sobie sprawę z tego, że matka mówi nienormalnie prędko i głośno i chciał swoim opanowaniem oddziałać na nią uspokajająco.
– To świetnie! – wykrzyknęła z przesadnym zapałem. – My z ojcem najlepiej lubimy tę restaurację. – Teraz ofiarowywała ją jemu, ofiarowywała mu w tym samym zdaniu obrazek wspólnych upodobań, harmonii małżeńskiej i zażyłości. – A później, wiesz, 01iverze, dokąd według mnie powinniśmy się wybrać z Tony’m?
– No, nareszcie – powiedział 01iver do kasjera, który właśnie wrócił do swojego okienka i odliczał pieniądze za zwrócone bilety.
– Powinniśmy się wybrać razem do teatru – mówiła Lucy. – Lubisz teatr, Tony?
– Tak, lubię.
– A często bywasz w teatrze?
– Od czasu do czasu.
– Może nam się uda dostać bilety na jakąś komedię muzyczną. Jak myślisz, 01iverze?
Pożegnawszy kasjera nieprzychylnym mruknięciem 01iver odwrócił się od okienka.
– Co takiego? – zapytał.
– Właśnie mówię, że moglibyśmy wziąć Tony’ego na komedię muzyczną. – Wyrzucała z siebie słowa tak prędko, jak gdyby ten pieniący się nieustannie strumień mógł ich uchronić przed zastanowieniem się nad sobą i nad innymi. – Przecież to już prawie świąteczny wieczór, no i jesteśmy wszyscy razem w mieście, i…
– Co ty na to? – zwrócił się 01iver do Tony’ego. – Masz ochotę na teatr?
– Owszem, dziękuję bardzo. Ale jeżeli to wam nie robi różnicy, wolałbym nie na komedię muzyczną. Słyszałem, że grają taką sztukę… Skala piorunów. Chciałbym to zobaczyć, jeżeli dostaniemy bilety.
– Skala piorunowi - Lucy skrzywiła się lekko. – Słyszałam, że to jest coś w takim chorobliwym rodzaju.
– Nie ma sensu marnować czasu na komedię muzyczną – oświadczył Tony dość stanowczo. – Co innego, gdybym mieszkał stale w Nowym Jorku i mógł chodzić codziennie do teatru.
– 01iverze… – Lucy spojrzała pytająco na męża.
Bała się wrażenia, jakie na nich wywrze ponura sztuka, bała się chwili, kiedy wyjdą z teatru, i tak przecież pełni urazów i wzajemnie niepewni siebie, a w dodatku rozstrojeni po dwóch godzinach niesamowitych wzruszeń. A komedia muzyczna, ładniutka i bez problemów, ułatwiłaby sytuację.
– Dzisiaj jest dzień Tony’ego – powiedział 01iver kierując się w stronę schodów prowadzących do miasta. – Przede wszystkim pójdziemy do hotelu i zorientujemy się, czy mogą nam załatwić bilety.
Lucy umilkła. Szła w środku, pomiędzy mężem i synem. „Znowu zaczyna decydować za wszystkich” – pomyślała z niechęcią.
Przewodziła w wędrówce po sklepach, zatłoczonych w przededniu święta, objawiając niesłychaną, niemal histeryczną rozrzutność. Nie patrząc na nich obładowywała zakupami Tony’ego i 01ivera, mówiła, mówiła bez ustanku, coraz to dodawała coś jeszcze do jutrzejszego menu, błądziła wzrokiem wśród rzędów wiszących indyków, wśród stosów pomarańcz, jabłek, mandarynek, grapefruitów, wśród rozłożonych pojedynczo melonów i ananasów z Ameryki Południowej, wśród skrzynek pełnych patatów i kasztanów. A potem zrobiło się późno, wepchnęli wszystkie sprawunki do bagażnika i pojechali prędko do restauracji. Lucy piła za dużo nie zdając sobie z tego sprawy, w końcu musieli wstać od stołu nie skończywszy obiadu, żeby zdążyć na czas do teatru. Robiąc zakupy i mówiąc bez przerwy, a potem jedząc i pijąc w nerwowym podnieceniu, Lucy wiedziała tylko jedno: musi to odłożyć na później. Oszołomiona nagłym zjawieniem się syna, niepewna, czy to jakaś zasadzka, czy też pomoc dla niej w odzyskaniu utraconego szczęścia, za bardzo roztrzęsiona, aby móc rozpoznać, pod jakim znakiem płyną Oliver i Tony, walczyła po omacku tylko o to, aby nie być zmuszoną do powzięcia jakiejkolwiek decyzji w ciągu tych pierwszych godzin i aby im nie pozwolić na żadną decyzję.
W teatrze poczuła się senna i chwilami po prostu przestawała słuchać tego, co mówili aktorzy na scenie. W przerwie między aktami powiedziała, że jest zmęczona, i została sama, podczas gdy 01iver poszedł z Tony’m na drugą stronę ulicy, aby się napić coca-coli. W czasie długiej drogi powrotnej do domu siedziała na pół uśpiona w tyle samochodu i nie starała się słyszeć, o czym ze sobą rozmawiają Tony i Oliver w zacisznym mroku na przednim siedzeniu. W końcu zajechali przed dom. Wchodziła na schody potykając się o stopnie ze zmęczenia i oświadczyła w najzupełniejszej zgodzie z prawdą, że oczy jej się same zamykają i że musi natychmiast iść spać. Pocałowała Tony’ego na dobranoc przelotnie i bez wzruszenia, jak gdyby te dwa lata w ogóle nie istniały, i pozostawiła Oliverowi troskę o zainstalowanie chłopca w gościnnym pokoju.
Była to ucieczka, zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że w każdym razie 01iver, a prawdopodobnie i Tony rozumieją to równie dobrze, ale była za bardzo zmęczona, żeby się tym przejmować. Gdy już leżała w łóżku i zgasiła światło, przez jej znużenie przebiło się lekkie uczucie triumfu. „Przetrwałam cały wieczór – powiedziała sobie po cichu – i nic się nie stało. A jutro będę wypoczęta i wezmę się w garść.”
Читать дальше