Tony miał oddzielny pokój, ponurą klatkę o zielonkawych ścianach, z jednym oknem, której umeblowanie składało się z wąskiego łóżka, niewielkiego biurka i dobrze podniszczonej szafy. W pokoju tym panował surowy porządek. Na biurku stało podłużne drewniane pudło bez pokrywy, a w nim widać było mnóstwo papierów, równiutko pospinanych. Książki stały również na biurku w porządnym rzędzie, podtrzymywane z dwóch końców podpórkami z granitu. Łóżko zasłane było bez jednej zmarszczki, nigdzie ani śladu porzuconych niedbale części garderoby. Mimo woli przyszło 01iverowi na myśl, że powinien tu przysłać Lucy, żeby się nauczyła, jak utrzymywać w domu porządek.
Nad łóżkiem wisiała na ścianie mapa świata, w którą powpinane były tu i ówdzie szpilki z kolorowymi łebkami. Przed szafą wisiał na sznurze umocowanym u sufitu pożółkły ludzki szkielet, skulony jakiś i pokręcony, któremu brakowało kilku ważnych kości. Na biurku stał stary teleskop Tony’ego.
01iver znalazł się pierwszy raz w pokoju syna, toteż patrzył zaskoczony na szkielet i mrugał powiekami. Na razie nic nie
powiedział pocieszając się w duchu nieco nerwowo, że jest to prawdopodobnie godny pochwały dowód pilności, z jaką chłopak przygotowuje się do studiów medycznych.
– Myślałem, że chłopcy mieszkają tutaj po dwóch w jednym pokoju – zauważył rozpakowując maszynkę do golenia i zakładając żyletkę.
– W zasadzie tak – odparł Tony stojąc pośrodku pokoju i wpatrując się z uwagą w mapę wiszącą na ścianie. – Ja też z początku spałem razem z jednym, ale wystraszyłem go kaszlem.
– Kaszlesz? – zaniepokoił się Oliver. – Nie wiedziałem o tym.
– Wcale nie kaszlę – uśmiechnął się Tony złośliwie. – Przeszkadzał mi, więc chciałem się go pozbyć. Co noc budziłem się o drugiej nad ranem i kaszlałem przez całą godzinę. Wytrzymał trochę dłużej niż miesiąc.
„Chryste Panie – pomyślał 01iver z rozpaczą. – Ten Hollis ciężko zarabia na swoje pieniądze. Mieć w szkole takiego chłopaka!”
– Zdejmij koszulę, bo się zamoczysz – powiedział otwierając tubkę z kremem.
Nie odrywając oczu od mapy Tony zaczął powoli rozpinać koszulę. 01iver spojrzał uważniej na mapę. Jedna szpilka tkwiła w tym punkcie, gdzie Paryż, druga w Singapurze, trzecia w Jerozolimie, następne w Asyżu, Istambule, Kalkucie, Awinionie i wreszcie w Bejrucie.
– Co oznaczają te szpilki? – zapytał ciekawie.
– Jak skończę medycynę – odparł Tony rzeczowo – będę mieszkał po kolei w każdym z tych miast po trzy miesiące. Przez dziesięć lat będę lekarzem okrętowym.
Zdjął koszulę, podszedł do szafy i otworzył ją odpychając na pokój szkielet, który się rozkołysał klekocząc kośćmi sucho i nieprzyjemnie. Tony powiesił koszulę, porządnie na wieszaku i zamknął szafę.
„Lekarz okrętowy – rozważał 01iver. – Więc takie są jego życiowe ambicje. – Nie patrzył na Tony’ego i dalej studiował mapę. – Paryż, Kalkuta, Bejrut. Aby jak najdalej!”
– A skąd masz ten szkielet? – zapytał głośno.
– Z lombardu w Ósmej Alei. Z Nowego Jorku.
– Pozwalają ci jeździć samemu do Nowego Jorku?
Oliver zaczynał odczuwać beznadziejność swoich wysiłków, by dotrzymać kroku planom i aktualnym poruszeniom syna.
– Nie – odparł Tony dotykając w zamyśleniu szkieletu. – Mówię, że jadę na weekend do domu.
– Aa… – bąknął O1iver. – Rozumiem.
Na chwilę ujrzał w wyobraźni żonę i syna, którego nie zna, nieznajomych sobie nawzajem. Oto stoją na przeciwległych rogach tej samej ulicy czekając na zmianę świateł, przechodzą przez jezdnię, mijają się w tłumie tak blisko, że mogliby się dotknąć i… nie dotykają się. Spojrzał z uczuciem odrazy na Tony’ego, który stał obnażony do pasa, w zamyśleniu przebierając palcami po żebrach szkieletu.
– Ile to kosztowało? – zapytał.
– Osiemdziesiąt dolarów.
– Co? – 01iver nie potrafił ukryć zdumienia. – Skąd wziąłeś tyle pieniędzy?
– Wygrałem w brydża – odparł Tony spokojnie. – Grywamy regularnie. Ja wygrywam trzy razy na cztery.
– Czy pan Hollis wie o tym?
Tony roześmiał się lekceważąco.
– On w ogóle o niczym nie wie. – Podniósł rękę i dotknął podstawy czaszki szkieletu. – Kość potylicowa – powiedział. – Znam nazwy wszystkich kości.
01iver pomyślał, że bardziej normalny ojciec pochwaliłby bardziej normalnego niż Tony syna za taki dowód pilności. Ale widok nagiego, gładkiego torsu młodzieńca – tak wrażliwego i smukłego, o harmonijnym, czystym rysunku – tuż obok pożółkłych gnatów szkieletu kupionego w lombardzie wydał mu się nagle nie do zniesienia.
– Chodź tutaj – powiedział ostro, podchodząc do umywalki w rogu pokoju. – Skończmy już raz z tą brodą. Muszę być w Nowym Jorku o szóstej.
Tony jeszcze raz klepnął z czułością szkielet, który znowu zastukał, tak jak stukają rzucane na stół kości do gry. Potem podszedł posłusznie do umywalki i stanął przed ojcem.
– Najpierw umyj twarz – powiedział Oliver.
Tony zdjął okulary, puścił wodę i umył sobie twarz. Robił to sumiennie, z drobiazgową dokładnością. Następnie wytarł ręce i odwrócił się do OHvera. Włosy na jego twarzy pociemniały od wody i przylgnęły do skóry.
Nacierając starannie kremem twarz Tony’ego Oliver wyczuwał końcami palców ostre, delikatne zarysy kości policzkowych. Tony stał cierpliwie, nieruchomo, bez mrugnięcia powieką. „Zupełnie jak stara, zblazowana szkapa, kiedy ją podkuwają” – pomyślał 01iver.
Manipulował maszynką niezupełnie pewnie, krótkimi, nieśmia łymi pociągnięciami. Nigdy jeszcze nie golił kogoś innego, była to całkiem inna sprawa, niż ogolić samego siebie. Przy tym zajęciu przypomniał mu się z całą wyrazistością dzień, gdy jego ojciec golił go po raz pierwszy w życiu. Było to w lecie, miał czternaście lat, mieszkali w dużym domu w Watch Hill, okna wyglądały na ocean. Ojciec przyjechał na weekend i przez parę godzin, nic nie mówiąc, przyglądał mu się spod oka, tak samo jak on w czasie lunchu przyglądał się Tony’emu. Tylko że w końcu jego ojciec wybuchnął głośnym śmiechem, potargał mu włosy szorstkim ruchem ręki i zaprowadził go do starej, wykładanej mahoniem łazienki zwołując po drodze przez hall całą rodzinę, aby przyszła popatrzeć.
Starszy brat Olivera nie przyjechał na tę niedzielę, ale matka i siostry, jedna dwunasto, a druga dziesięcioletnia, trochę zaniepokojone niezwykle hałaśliwym zachowaniem się ojca, otworzyły drzwi do łazienki, gdzie Oliver stał obnażony do pasa i uśmiechał się zawstydzony, podczas gdy ojciec starannie ostrzył na pasku brzytwę z rączką z kości słoniowej.
Oczyszczając ostrożnie wąskie ścieżki w spienionym kremie na policzku Tony’ego, 01iver po prostu miał w uszach równomierny, płaski, przyjemny i rytmiczny odgłos ostrzenia brzytwy o skórzany pasek, który wisiał przy marmurowej umywalce w tamtej łazience nad morzem, w roku tysiąc dziewięćset dwunastym. Pamiętał cierpki zapach mydła do golenia, dotknięcie pędzla z borsuczej sierści, zmieszaną woń laurowej wody kolońskiej używanej przez ojca i matczynej wody lawendowej, której nikłe, tajemnicze wspomnienie snuło się zawsze w łazience. Pamiętał szorstkość morskiej soli na nagich ramionach, nie obmytych po porannym pływaniu, niebieską organdynową suknię matki i obie siostry stojące w drzwiach łazienki na bosaka, z poważnymi minami.
– Wejdźcie, wejdźcie – zachęcał je ojciec. – Przyjrzyjcie się, moje damy, jak wygląda pasowanie na prawdziwego mężczyznę.
Читать дальше