– Tony… – stęknął boleśnie 01iver.
– Nie będę z nią rozmawiał. – Mówił teraz prędko, wysokim, dziecinnym, piskliwym głosem. – Niech ona sobie mówi, co jej się podoba. Może czasem odpowiem „tak” albo „nie”, kiedy już będę musiał, ale nie myślę z nią rozmawiać.
– A co byś na to powiedział, gdybyś jej nie miał już nigdy zobaczyć?
– Dobrze.
Tony stał” pochylony w ramionach, z brodą wysuniętą zapalczywie do przodu, jak chłopiec, który rzuca koledze wyzwanie, by przekroczył linię narysowaną przed nim na ziemi.
– Ona nie czuje do ciebie nienawiści – powiedział Oliver cicho. – Bardzo cię kocha.
– Nic mnie nie obchodzi, co ona mówi.
– Ale ona się ciebie boi…
– Nie wierz jej. Nie wierz temu co mówi. – Głos Tony’ego nie brzmiał teraz dziecinnie.
– A ponieważ się ciebie boi – brnął dalej 01iver, usiłując sumiennie, chociaż bez cienia nadziei, doprowadzić do końca, każdy swój argument – powiedziała, że nie chce, żebyś wracał razem z nami do domu. Nie chce mieszkać z tobą pod jednym dachem.
Przez sekundę Oliver miał wrażenie, że Tony się rozpłacze. Skulił się, schował głowę w ramionach i zaczął nerwowo pocierać dłońmi o uda. Po chwili jednak uniósł głowę i spojrzał ojcu prosto w oczy.
– Mnie to nie szkodzi – odpowiedział. – I tak wyjeżdżam do szkoły.
– To nie tylko przed szkołą – tłumaczył 01iver z naciskiem. – Mama mówi, że nie chce cię nigdy widzieć. Nie chce, żebyś przyjeżdżał do domu. Ani na Gwiazdkę, ani na wakacje. Nigdy.
– Aa… – Głos Tony’ego zabrzmiał tak cicho, że Oliver nie był pewien, czy chłopiec w ogóle się odezwał. – A co by było, gdybyś ty powiedział: „To jest mój dom i mogę przyjąć, kogo mi się podoba”?
– Wtedy mama odeszłaby ode mnie – odparł Oliver otwarcie. – Jeszcze dzisiaj.
– Aa – Tony zmierzył ojca uważnym spojrzeniem. – A ty nie chcesz, żeby ona odeszła?
– Nie, nie chcę.
– Dlaczego?
01iver westchnął, a kiedy zaczął mówić, nie patrzył na syna, lecz ponad jego głowę, na chłodny błękit nieba tchnący przestrogą jesieni.
– Wiesz, Tony, trudno wytłumaczyć trzynastoletniemu chłopcu, co to… co to jest małżeństwo. Że mężczyzna i kobieta z czasem stają się ze sobą… związani. Przeliczyłem się co do siebie, Tony. Czy wiesz co to znaczy?
Tony zastanowił się. Potem skinął głową.
– Wiem – powiedział. – Zdawało ci się, że jesteś taki, a okazało się, że naprawdę to jesteś inny.
– Zdawało mi się, że jestem taki – powtórzył Oliver. – I okazało się, że to była pomyłka.
– Więc dobrze – zapytał Tony zdławionym głosem – co chcesz, żebym zrobił?
– Chcę, żebyś sam zdecydował. Jeżeli powiesz słowo, poproszę tutaj matkę i powiem jej, że zostaniesz przy mnie. Pożegnamy się z nią i sprawa będzie skończona.
Tony’emu zadrżały nerwowo usta.
– A jak ty będziesz się wtedy czuł? – zapytał.
– Ja… Ja będę się czuł tak, jakbym umierał.
– A jeżeli powiem, że od was odejdę?
– To pojedziemy do domu we dwóch, urządzę cię w szkole, a potem przyjadę tu z powrotem po matkę. – Mówiąc to 01iver patrzył ciągle ponad głową Tony’ego w chłodne, błękitne niebo. – Na święta będę do ciebie przyjeżdżał, a w lecie moglibyśmy się wybierać gdzieś razem. W Góry Skaliste albo do Kanady, może nawet do Europy.
– Ale do domu nie będę mógł już nigdy przyjechać? – dopytywał się Tony, tak jak podróżny na stacji kolejowej pyta urzędnika w okienku o wszystkie możliwe połączenia, aby się upewnić, że wsiądzie do właściwego pociągu.
– Nie – odpowiedział szeptem 01iver. – Przez dłuższy czas… nie.
– Nigdy? – nalegał chłopiec.
– Może za jakiś rok, dwa. Teraz mama jest rozstrojona nerwowo, ale z czasem, jestem przekonany…
– Okej! – Tony odwrócił się plecami do ojca. – Co mi na tym zależy?
– Co chcesz przez to powiedzieć, Tony?
Oliver wstał, zbliżył się do syna, ale nie śmiał go dotknąć.
– Zawołaj ją tutaj. Powiedz, że po nią wrócisz.
– Na pewno, Tony?
Chłopak obrócił się szybko i spojrzał ojcu w twarz z wyrazem goryczy.
– Przecież ty tak chcesz, prawda?
– To zależy tylko od ciebie.
– Przecież ty tak chcesz! – krzyknął Tony tracąc panowanie na sobą.
– Tak – szepnął Oliver. – Ja tak chcę.
– Okej – rzekł Tony zuchowato – Więc na co jeszcze czekamy? – Podbiegł do drzwi, otworzył je i zawołał głośno: – Mamo! Mamo! – Potem podszedł do ojca. – Ty będziesz z nią rozmawiał. – Pośpiesznie, zaczepiając niezręcznie rękami, zaczął chwytać swoje walizki. – Wyniosę rzeczy do samochodu.
– Zaczekaj. – 01iver wyciągnął rękę, aby go zatrzymać. – Musisz się pożegnać. Nie możesz tak odjechać. Może w ostatniej chwili mama się rozmyśli…
– Nie chcę, żeby się dla mnie ktoś rozmyślał! – krzyknął Tony. – Gdzie mój teleskop?
Drzwi się otworzyły i Lucy wyszła na ganek. Była blada, ale opanowana, jej spojrzenie pobiegło od 01ivera do Tony’ego i z powrotem do męża.
– Oliverze…
– Zabieram teraz Tony’ego – przerwał jej siląc się na zwyczajny, rzeczowy ton. – Zatelefonuję do ciebie. Wrócę tutaj w przyszłym tygodniu.
Skinęła głową nie spuszczając wzroku z Tony’ego.
– Najlepiej będzie wyjechać zaraz – mówił Oliver z nerwowym ożywieniem. – Już i tak zrobiło się późno. Czy to są wszystkie twoje rzeczy? – zapytał syna wskazując na walizki.
– Tak – odparł Tony. Unikając uparcie wzroku matki wziął kij baseballowy, teleskop i wędkę. – Ja to zaniosę – powiedział.
01iver podniósł obie walizki i zwrócił się do niego:
– Zaczekam na ciebie w samochodzie.
Głos miał zduszony i głuchy. Chciał coś powiedzieć Lucy, ale żadne słowo nie wydobyło się z krtani. Odszedł prędko z dwiema walizkami.
Tony odprowadził go spojrzeniem, po czym, w dalszym ciągu nie patrząc na matkę, rozejrzał się dokoła, jakby chcąc się upewnić, czy czegoś nie zapomniał.
– Zdaje się, że już wszystko zabrałem – powiedział.
Lucy podeszła do niego. Miała łzy w oczach, ale nie płakała.
– Nie chcesz się ze mną pożegnać? – spytała cicho. Tony starał się opanować drżenie warg.
– Dlaczego? – odburknął szorstko. – Do widzenia. Lucy stała tuż przy nim, ale go nie dotknęła.
– Tony, życzę ci, żebyś wyrósł na wspaniałego człowieka. Tony krzyknął jak dziecko, kiedy je coś bardzo zaboli, upuścił rzeczy na podłogę i rzucił się w ramiona matki. Przez długą chwilę trwali w mocnym uścisku, ale wiedzieli oboje, że to tylko ich pożegnanie i że nic im już nie pomoże. Lucy opanowała się pierwsza i odstąpiła od syna.
– Czas już jechać. Twarz Tony’ego stężała.
– Tak – odparł:
Schylił się, podniósł kij, teleskop i wędkę i zbiegł z ganku w stronę samochodu. Zatrzymał się na rogu domu, a Lucy zrozumiała, że już na całe życie zachowa go w pamięci właśnie takiego – w ubraniu, z którego wyrósł w ciągu jednego lata, ze stężałą twarzą, trzymającego w obu rękach symbole swego dzieciństwa, na tle błękitnego, lekko zmarszczonego jeziora.
– Jak się kiedyś spotkamy – zapytał z daleka – no wiesz, tak przypadkiem, w pociągu albo na ulicy, to… to co sobie wtedy powiemy?
Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Myślę… myślę, że powiemy sobie: „Halo!” Tony skinął głową.
Читать дальше