– Skąd wiesz, czy nie będę znów kłamać?
Oliver usiadł na krześle. Zmęczenie wyżłobiło bruzdy i zmarszczki na jego twarzy. Opuścił głowę na piersi i powiedział:
– Nie dręcz mnie, Lucy.
– Odpowiedz na moje pytanie – domagała się ostro. – Skąd wiesz, czy nie będę znów kłamać?
– Bo muszę ci wierzyć – odparł prawie niedosłyszalnie. – Siedziałem w domu i myślałem, jak by to było, gdybym spróbował żyć na zawsze bez ciebie. I nie mogłem się na to zdobyć – powiedział po prostu. – Nie mógłbym tego wytrzymać.
– Mimo że kłamię, a ty nienawidzisz kłamstwa? – pytała stojąc nad nim. – Mimo że się mną brzydzisz?
– Staram się zapomnieć, że mówiłem ci takie rzeczy.
– Ale ja° nie mogę zapomnieć. Miałeś rację. Tak, to było naprawdę obrzydliwe. Ja sama brzydziłam się sobą.
01iver podniósł głowę i spojrzał na nią wyczekująco.
– Ale teraz będziesz już inna?
– Inna? – zastanowiła się. – Tak, będę inna. Ale może nie taka, jak ty myślisz.
– Lucy, czy ty mnie kochasz? – Po raz pierwszy zadawał jej to pytanie.
Popatrzyła na niego z namysłem.
– Tak – odpowiedziała powoli. – Kocham cię. W ciągu tych dziesięciu dni ja także myślałam o tobie. O tym, że ci tyle zawdzięczam. Że jesteś mi taki potrzebny. Że tyłe dla mnie zrobiłeś. Że byłeś taki mocny, tak mi było przy tobie bezpiecznie.
– Dobrze, że tak mówisz – ucieszył się.
– Zaczekaj – powstrzymała go. – Nie tak prędko. Zrobiłeś jeszcze coś więcej. Wychowałeś mnie. Nawróciłeś.
– Nawróciłem ciebie? – zapytał zdumiony. – Co chcesz przez to powiedzieć?
– Zawsze tak dużo mówiłeś o swoich zasadach – ciągnęła Lucy. – O prawdzie. O tym, że trzeba wszystko jasno widzieć i nie oszukiwać samego siebie. Tego lata napisałeś nawet długi list do Tony’ego na ten temat, kiedy niepokoiłeś się o jego oczy.
– Tak, napisałem. Ale jaki to ma związek?
– Jestem teraz twoją uczennicą – powiedziała Lucy. – I bardzo zła ze mnie uczennica. Bo pierwszą osobą, której zawierzyłam, byłeś ty.
– O czym ty mówisz? – zapytał 01iver.
– Nie znosisz żadnych kłamstw, prawda? – Mówiła spokojnie, rzeczowo, jak gdyby wyjaśniała równanie matematyczne.
– Tak, nie znoszę – odpowiedział tym razem ostrożnie, jakby się obawiał zasadzki.
– Każde oszustwo, ktokolwiek by je popełnił, wzbudza w tobie uczucie obrzydzenia? – pytała dalej tonem nauczycielki.
– Tak – odparł Oliver.
– I sam w to wierzysz?
– Tak.
– I sam kłamiesz – powiedziała.
Oliver gniewnym gestem szarpnął w tył głowę.
– Nie opowiadaj takich rzeczy.
– Kłamiesz wobec mnie – mówiła Lucy – ale przede wszystkim wobec samego siebie.
– Nie, ja nie kłamię – oświadczył z przekonaniem.
– Mam ci tego dowieść? – zapytała przyjaznym i nieco bezosobowym tonem. – Mam ci dowieść, że twoje życie opiera się w dużej mierze na kłamstwie?
– Nie możesz tego dowieść, bo to nieprawda.
– Czyżby? Zapomnijmy na chwilę o nas – zaproponowała. – Kto jest twoim najlepszym przyjacielem?
– Do czego ty właściwie zmierzasz?
– Sam, oczywiście poczciwy Sam Patterson. Znasz go od dwudziestu lat. Nie ma tygodnia, żeby on albo jego żona nie byli u nas. Grywasz z nim w golfa. Pożyczałeś mu pieniądze. Ufasz mu. Nie byłabym zdziwiona, gdybyś mu nawet opowiedział o… o tym nieporozumieniu pomiędzy nami.
– Tak się złożyło, że mu powiedziałem – przyznał się 01iver. – Musiałem z kimś o tym pomówić. Sam jest nie tylko moim przyjacielem. Twoim także. Radził, żeby do ciebie wrócić.
Lucy pokiwała głową.
– Tak, mój przyjaciel – powiedziała. – I twój przyjaciel. A co ty wiesz o naszym wspólnym przyjacielu, doktorze Pattersonie?
– Że jest inteligentny, lojalny. Jest poza tym pierwszorzędnym lekarzem. Wyciągnął przecież Tony’ego.
Lucy znowu skinęła głową.
– Tak, wszystko się zgadza. Ale chyba wiesz o nim jeszcze i inne rzeczy, prawda? Na przykład o jego stosunkach z kobietami?
– No, w tych sprawach nigdy się nic nie wie na pewno – odparł.
– Teraz znów kłamiesz – zauważyła łagodnie. – Rozumiesz, o co mi chodzi? Wiesz przecie o jego stosunku z panią Wales. Wiesz o Evelyn Muller. Wiesz dobrze o jego romansie z Charlotte Stevens, bo to się u nas zaczęło dwa lata temu i od tego czasu wszyscy znajomi bez ustanku o tym mówili, nawet w naszym domu przy stole.
– No, dobrze – przyznał Oliver przyciśnięty do muru. – Wiem o tym.
– A teraz powiem ci jeszcze coś – podjęła Lucy tym samym, łagodnym tonem. – Ze mną także próbował. Bo to jest taki gatunek mężczyzny. Widzi kobietę drugi raz w życiu i już nie może wytrzymać, żeby z nią nie spróbować. O tym chyba musiałeś też wiedzieć.
– W to nie uwierzę – oburzył się Oliver.
– No tak, naturalnie. Setki razy bywałeś w jego domu, zapraszałeś go do nas. Zapraszałeś i innych ludzi. Żony i mężów. Tych przywiązanych do siebie i tych rozwiedzionych, znudzonych i wypatrujących czegoś nowego, rozwiązłych… O nich wszystkich dobrze wiedziałeś. I byłeś dla nich uprzejmy, przyjacielski, a gdy rozmowa schodziła na te sprawy albo kiedy w gazecie opisali skandal, śmiałeś się tak samo jak wszyscy nasi znajomi. Ale kiedy to się zdarzyło w twoim własnym domu, wcale nie miałeś ochoty się śmiać. Okazało się, że cała ta tolerancja, cała cywilizacja i poczucie humoru nie nadają się na domowy użytek.
– Przestań – powiedział Oliver.
Ale Lucy była nieubłagana.
– Myślałam o tym wszystkim przez dziesięć dni – mówiła dalej – i doszłam do wniosku, że miałeś słuszność. W każdym razie słuszne było to, co mówiłeś, chociaż sam riie potrafiłeś tak żyć.
– Będziemy żyć tak, jak zechcesz – oświadczył. – Zerwiemy stosunki, z kim zechcesz. Zaczniemy na nowo, z zupełnie nowymi ludźmi.
– Wcale tego nie powiedziałam. Lubię naszych znajomych. Jeżeli przez tyle lat uważałam się za szczęśliwą, to w dużym stopniu im to zawdzięczam. Zmartwiłabym się, gdybym miała więcej ich nie widywać.
Oliver podniósł się z krzesła, twarz mu poczerwieniała.
– No, więc czego ty w końcu chcesz, u Boga Ojca?! – krzyknął zdenerwowany.
– Chcę żyć tak – odpowiedziała spokojnie – żeby już nikt nigdy nie mógł mi powiedzieć, że kłamię. Tak, żebym nie mogła sama sobie tego powiedzieć.
– Dobrze – powiedział schrypniętym głosem. – Jeżeli poważnie tak myślisz, to rad jestem z całej tej historii.
– Zaczekaj, nie tak prędko. Jak zwykle, spieszno ci zadowolić się połową prawdy. Tą ładniejszą połową. Tą, którą możesz publicznie wyznawać. Tą pociągającą połową. Tą, która ci daje poczucie własnej szlachetności i zadowolenia z siebie. Ale druga połowa, ta prywatna, ukryta, nieprzyjemna, ta bolesna połowa – przecież ona także istnieje, Ołiverze. Odtąd będziesz je musiał przyjmować razem, obie połowy prawdy…
– Jeżeli masz ochotę się przyznać jeszcze do kogoś innego – rzekł Oliver – do jakichś innych studentów, doktorów czy gości, którzy u nas bywają, albo może do jakiegoś mężczyzny poznanego przygodnie w pociągu, proszę cię, oszczędź mi tego. Twoja przeszłość mnie nie interesuje. Nie chcę nic o tym wiedzieć.
– A ja nie chcę ci wyznawać niczego z przeszłości – rzekła cicho. – Tam nie ma nic do wyznania.
– Więc co może być innego?
– Chcę ci wyznać, co będzie w przyszłości. 01iver patrzył na nią uważnie. Był zły i speszony.
Читать дальше